40

1.3K 72 249
                                    

Marek

—Śniadanie.—Rzucił od razu, gdy zszedłem na dół.

Właściwie to nie jestem głodny... Nie mam ochoty na jedzenie.

—Nie chcę.

—Musisz, chodź.—Wziął mnie na swoje kolana.

—Zjem sam...—Szepnąłem.

Wziąłem w dłoń kanapkę i zacząłem ją jeść. Wiem, że mi nie odpuści. Nie będę się z nim sprzeczał, to nie ma sensu.

—Musisz się bardziej pilnować z jedzeniem, ostatnio znowu schudłeś.—Stwierdził.

Dokończyłem swój posiłek.

—Wiesz... Myślałem, że trzeba to zgłosić.

—W sensie...?

—Gwałt.

No tak, o co innego mogło chodzić...?

—A jeśli to nie gwałt?

—No to trzeba mimo wszystko wyjaśnić, póki masz jeszcze te ślady na ciele. Jeśli nic się nie stało, no to ulga dla nas wszystkich. No a jeśli jednak jakiś kutas cię wykorzystał, to musi ponieść konsekwencje.

Nie chcę tego zgłaszać. Chyba czułbym się jeszcze gorzej.

Gdy chowałem talerz do zmywarki, usłyszałem dzwonek. Do drzwi nikt nie ma dostępu, więc ta osoba zapewne używa dzwonka przy furtce.

—Spodziewasz się kogoś?—zapytał podejrzliwie.

—Nikogo nie zapraszałem.—Odparłem zgodnie z prawdą.

Wyszedł na posesję. Ja poszedłem za nim do przedpokoju, a potem tylko się wychyliłem, by spojrzeć kto tam stoi.

To Rafał...?

Chwilę rozmawiali, nie wiem o czym. Stali zbyt daleko.

—Marek!—Zawołał mnie głos Łukasza.

Chyba mówili coś o mnie... Muszę tam iść, ale mega się wstydzę.

—Marek, chodź, przyszedł twój kolega. Wie o twoich śladach, więc nie musisz tego tak bardzo ukrywać.

—Wiem, ale i tak się wstydzę...

—Maruś... Jesteś piękny czy z tymi śladami czy bez. Nie musisz się niczego wstydzić.—Pocałował mnie delikatnie w czółko.

To było nawet urocze...

—To chodź, słońce. On tam czeka, może się czegoś dowiemy.—Złapał mój nadgarstek i wyciągnął mnie na dwór.

—Cześć...—Przywitałem się i spuściłem głowę w dół.

—Cześć, Marek. Pamiętasz coś z tamtej imprezy?

—Nie wiele... Tylko jak sobie nalewaliśmy wódki do kubeczków i jak gadałeś z Sandrą. To chyba ostanie, co sobie przypominam.

—Więc możesz nie wiedzieć, skąd to jest. Pewnie się wystraszyłeś, co?

—Tak i to bardzo...

—Rozumiem. Ja chyba wiem, skąd to masz. Całą imprezę spędziłeś ze mną.

—Ty mu to zrobiłeś?—Wyprostował się i wypchnął klatkę piersiową do przodu. Jego wyraz twarzy zmienił się na bardziej groźny.

—Trochę... Tak jakby.

—Co to, kurwa, znaczy tak jakby?—Warknął.

—Spokojnie, to się da wyjaśnić.—Uniósł ręce w geście obronnym.

Mój mały, dzielny chłopczyk~KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz