56

1.1K 66 92
                                    

Łukasz

Obudził mnie dźwięk alarmu z mojego telefonu, który leżał na szafce nocnej. Teraz to już w ogóle przesada. Muszę iść do pracy, a spałem maksymalnie godzinę.

Marek miał dzisiaj kilka ataków paniki i cały czas wszędzie widział Piotra albo swojego Ojca. Widział i słyszał coś, czego nie ma.

Teraz leżał na moich kolanach. Ja siedziałem u niego na łóżku, oparty o wezgłowie. Musiałem spać w takiej pozycji, bo inaczej znowu się bał, że to ja mu coś zrobię...

—Wstajesz już?—Podniósł głowę i spojrzał zaspany na moją twarz. Delikatnie zacisnął rączkę na mojej bluzce.

—Muszę iść do pracy, słońce.—Powiedziałem cicho.

—Nie chcę być znowu sam...—Mruknął.

Zaczyna się...

—Rozumiem, ale muszę tam iść. Jest dużo roboty, firmę trzeba ogarniać. Musimy za coś żyć i ludzie, którzy tam pracują również.

—Wiem. M-mogę iść z tobą?

Nie spodziewałem się takiego pytania.

Nie wiem, czy to dobry pomysł.

—Nie wiem, czy to napewno dobry pomysł, Marku. Praktycznie nie będę miał dla ciebie czasu i będę siedział z nosem w papierach. Będziesz się nudził.

—Tutaj też będę się nudził i będę się bał...

—No dobra, pójdziesz ze mną.—Zgodziłem się.

Poszedłem do toalety, a Marek zrobił to zaraz po mnie. Ja w tym czasie zszedłem na dół i zrobiłem sobie mocną kawę, a Kruszelowi herbatę. Przygotowałem również śniadanie.

Po jakimś czasie blondyn zszedł już ubrany na dół.

—Pójdę się ubrać, a ty coś zjedz.

Pokiwał delikatnie głową i usiadł przy stole. Poszedłem się przygotować.

Po porannej rutynie w łazience zszedłem do kuchni i zobaczyłem, że blondyn zjadł prawie połowę ze swojego talerza i popija herbatę.

Uśmiechnąłem się na ten widok, wreszcie coś zjadł bez płaczu i awantur.

—Aż tyle zjadłeś, skarbie?—Usiadłem na przeciwko, wciąż się uśmiechając.

—T-to dużo?

—Jak na ciebie w ostatnim czasie to naprawdę dużo, mały. Ale to nie oznacza, że za dużo.

Pokiwał głową i kontynuował jedzenie.

Szybko zjadłem swoją porcję i wypiłem kawę.

—Spieszysz się?

—Mamy jeszcze dużo czasu, ale ten pośpiech to chyba z przyzwyczajenia.—Wzruszyłem ramionami.

Posprzątałem naczynia i poinformowałem, że już powinniśmy jechać. Mój chłopak ubrał buty, następnie wyszliśmy z domu. Zamknąłem drzwi na klucz, a chwilę potem byliśmy w samochodzie.

—Będziesz cały czas przy mnie?

—Będziesz u mnie w gabinecie, więc tak. Ewentualnie na chwilkę po coś wyjdę, ale potem szybko do ciebie wrócę.

Skinął głową na potwierdzenie.

W ciszy przemierzaliśmy miasto, aż dotarliśmy do miejsca docelowego. Zaparkowałem na swoim miejscu parkingowym.

—Jesteśmy.—Spojrzałem na chłopaka siedzącego obok.

—Długo tutaj będziemy?

—No... Dość długo. Przecież wiesz, o której zawsze wracam.

Mój mały, dzielny chłopczyk~KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz