Dwudziesty pierwszy vol.4

1.9K 151 15
                                    

Zamroczony otworzyłem oczy, w uszach słyszałem pisk, jaki słyszy się w filmach po wybuchu bomby.

Ludzie dookoła panikowali próbując dzwonić do swoich rodzin.

-Spokój!-Krzyk jakiejś filigranowej brunetki zwrócił moją uwagę. Zresztą nie tylko moją. Ludzie ucichli patrząc na nią pełni nadziei.

Przypominała mi moją Ninę.

-Czy mamy na pokładzie lekarza?-Zapytała i dzięki Bogu dwie ręce poszybowały do góry. -Kto jest ranny?

-Tutaj!-Starsza pani zajmująca miejsce obok mnie wskazała na mnie ręką wstając.

Przecież nic mi nie było. Spojrzałem na swoje ciało zamierając.

Jak to możliwe, że nie czuje pieprzowego bólu?

Moja lewa ręka jest niemal zgnieciona przez bok samolotu. Prawdopodobnie stało się to w momencie wodowania.

-Ja pierdole.-Automatyczne próbowałem ją wyciągnąć, ale nagle przeszył mnie okropny ból.

-Proszę się odsunąć.-Jakiś mężczyzna w średnim wieku dopchał się do mnie blady patrząc na moją dłoń, a potem na głowę.


„Uwaga podaje komunikat lot z Los Angeles do Sydney został odnaleziony"

Zamarłam słysząc komunikat, a kiedy zrozumiałam jego treść łzy ulgi opuściły moje ciało.

Mają go. Wiedzą gdzie on jest.

Czułam jak nogi się pode mną uginają i gdyby nie Dominic to z pewnością nie ustałabym na nich ani chwili dłużej.

-Czy ja dobrze słyszałem.

-Tak chyba tak Luke.-Potwierdziłam pół przytomna z nadmiaru emocji. Zaraz usłyszałam poruszenie po drugiej stronie telefonu.

-Wodowali na oceanie Nina!- Internet jak widać miał do zaoferowania więcej informacji już służba lotniska na którym byłam.

-Co to znaczy?

-Jeśli zakończyło się pomyślnie to nic mu nie będzie.

-Nina!-Mali wpadła na mnie trzęsąc moim ramieniem. -Musimy dostać się na wybrzeże. Oni wodowali! Pierwsze służby ratownicze już są w drodze.

-Tak masz racje Mali.- Przytaknęłam jej patrząc na Dominica który już z telefonem przy uchu zamawiał taksówkę.

-Luke jedziemy na wybrzeże, będą tam zwozić pasażerów.

-Idziemy na samolot. Wieczorem będę przy tobie Nina.

-Kocham cie i błagam uważajcie na siebie.

-Dwa samoloty nie mogą rozbić się jednego dnia. Do wieczora kochanie.

-Jedźmy już.-Mali-Koa spojrzała na mnie ponaglajaco, lotnisko zaczynało pustoszeć z rodzin pasażerów. Wszyscy prawdopodobnie zamierzali przenieść się na wybrzeże i wyczekiwać swoich krewnych.

——————————
20.03.2021

Czuje przez was ogromną presję

The road to happiness [C.H] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz