Dwudziesty siódmy vol.4

1.8K 156 17
                                    

Miałam wrażenie ze założenie zielonego ubrania ochronnego i nakładek na buty trwało wieczność. A może trwało sekundę?

Nie było to ważne.

Na drżących nogach podeszłam do Caluma uśmiechając się w podziękowaniu do pielęgniarki która przyniosła mi krzesło.

-Cal...-Zajęłam krzesło łapiąc go za prawą, zdrową rękę.-Nawet nie wiesz jak bardzo przepraszam. Gdybym wytrzymała ten miesiąc jak należy włączę byś nie siedział w tym samolocie, a przeze mnie teraz - nie wiem który raz moje oczy zapełniły się łzami -nie zagrasz swojej trasy.

Oparłam łokcie na materacu unosząc w dłoniach dłoń chłopaka i całując jego palce. Następnie oparłam o nią czoło pozwalając moim łzom ciec dwiema stróżkami po moich policzkach.

-Tak bardzo cie przepraszam. Jesteś wszystkim dobrym co mnie spotkało, a ty...-nie mogłam mówić. Nie mogłam darować sobie, że to przeze mnie Calum tak ucierpiał. -Kocham cię Calum.

Nie wiem ile tak siedziałam wyrzucając z siebie wszystkie niepewności oraz prośby, ale podczas tego zmęczona oparłam głowę o udo Caluma powoli zasypiając.

-Nina...-Siadłam niemal na baczność kiedy ktoś czule gładząc mnie po plecach postanowił mnie obudzić?

-Calum?-To wyszło z moich ust automatycznie, tak samo jak spojrzenie czy chłopak z pewnością nadal śpi.

-Nina pojedź do domu.-To Joy, mama Caluma stała nademna patrząc to na mnie to na swojego bezbronnego syna.

-Pani Hood, Joy.-Mocniej uczepiłam się ręki Caluma. - Ja muszę z nim zo...

-Nina...-Przerwała mi z także załzawionymi oczami. -Jedz odpocznij, albo chociaż weź przyjaźnic, zajmiemy się nim w tym czasie.

-Mają odłączać mu narkozę za...-spojrzałam na zegarek-za ponad godzinę. Poza tym naprawdę jest okej. Pójdę do łazienki.-Dzwignęłam się na nogach kontrolnie spoglądając na Caluma, ale mój mężczyzna ani drgnął.

-Kochanie, zajmiemy się nim. Rodzina jest już przy nim.

Zachłysnęłam się powietrzem.

Ała.

-Calum jest moją rodziną.

Dziwne spojrzenie jakie mi posłała ukrywając rozmowę sprawiło, że poczułam się jakbym była dzieckiem ponownie odrzuconym przez rodziców. Powstrzymałam się od tego by biegiem ruszyć do drzwi, ale posłusznie wyszłam z sali.

-Nina.-Niemal z wrogością spojrzałam na Mali-Koa'e siedząca przed salą.

-Dzień dobry.-Uśmiechnęłam się do David'a siedzącego obok niej. Na mój widok wstał chcąc mnie uścisnąć. -Proszę powiedzieć żonie, że nigdzie się stąd nie ruszam. Rozumiem przytyk, że nie jestem waszą rodziną, ale Cal jest moją.

Zdezorientowanie w oczach obydwojga było takie same.

-Nina kto ci tak powiedział? Oczywiście, że jesteś rodziną...

-Joy mi tak powiedziała. Ale to nic. Nie ruszę się z tego szpitala póki Calum mi tak nie powie.

———————————
22.03.2021

The road to happiness [C.H] ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz