~ 22 ~

994 79 26
                                    


•••

Shuri wykonała Jamesowi kilka badań by sprawdzić jego stan. Po ich ukończeniu podeszła do niego, oznajmiając radośnie:

— Myślę, że niedługo będziesz mógł ruszyć dalej.

— Co to znaczy?

— Najpierw muszę się upewnić ale uważam, że jesteś bliski pełnego wyzbycia się z siebie Zimowego Żołnierza.

Mężczyzna poczuł zalewającą go wewnątrz ulgę.

— A co z Jenną? — Zapytał po chwili.

— Ona również jest na dobrej drodze. Prócz tego jednego incydentu nad jeziorem, ani razu nie straciła nad sobą kontroli.

— Ponieważ nie używa swoich mocy. Co się stanie jeśli ponownie ich użyje?

— Przekonany się wkrótce, James. Nie martw się. Zajmiemy się nią, kiedy ty opuścisz Wakandę.

— Nigdzie się nie wybieram dopóki nie będę miał pewności, że wszystko z nią w porządku.

Shuri nie kryła swojego uśmiechu. Zamknęła teczkę z dokumentami i rzekła:

— I pomyśleć, że musiałeś czekać aż sto jeden lat.

— Czekać na co?

— Na nią.

James zmarszczył brwi, westchnął głęboko i podszedł do okna, z którego widział Jennę spacerującą po ogrodzie. Shuri zbliżyła się do niego, a uśmiech nie schodził z jej twarzy.

— Opuściłeś Wakandę, kiedy tylko dowiedziałeś się, że Jenna jest w niebezpieczeństwie. Dlaczego?

Bucky wpatrywał się w Jennę, a słowa same wypłynęły z jego ust:

— Możliwe, że zrobiłem to dlatego, że jestem szalony, głupi albo naiwny. A może dlatego, że sam nie wiem kiedy, ale zaczęło mi na niej zależeć.

•••

— Jenna i James spędzają ze sobą każdą wolną chwilę.

Do pomieszczenia wszedł T'challa. Oparł się o stół i wyjrzał przez okno, gdzie dostrzegł dwie, wspomniane przed chwilą, osoby wracające z miasta w wyjątkowo dobrych humorach.

Shuri powiodła za jego wzrokiem, uśmiechnęła się i odpowiedziała:

— Towarzystwo dobrze im robi. Szczególnie ich wzajemne. Są dla siebie oparciem.

— Oboje są wobec siebie nieśmiali. Czują wzajemną sympatię, jednak nie wiedzą co uczynić dalej. James ewidentnie się waha... — Rzekł T'challa.

— Dlaczego się waha? — Shuri wyglądała na bardzo zainteresowaną owym tematem.

— Wie jak zażyła jest więź pomiędzy Kapitanem Rogersem, a Jenną. Myśli ze to coś poważniejszego.

— Jak dalej będzie tyle zwlekał to dożyje dwustu lat w samotności.

— Daj im czas, siostro.

•••

Jenna opowiadała właśnie Jamesowi jedną, z wielu, przygód z jej młodości.

— I wtedy ten wielkolud wyskoczył zza skały i rzucił się na Thora. Na jego szczęście byłam w pobliżu i odrzuciłam go kilka metrów w tył.

— Thora? — Zapytał Bucky.

— Nie — Zaprzeczyła Jenna i zaśmiała się głośno — Tego wielkoluda. Loki powiedział mi wcześniej, że jego ugryzienie skończyłoby się poważną infekcją albo nawet śmiercią.

— Nie jesteś za mądra by w to wierzyć, Jenn?

— A ty za stary by wciąż żyć?

James parsknął śmiechem i pokręcił głową.

— Nie sądziłem, że masz poczucie humoru.

— Oh, doprawdy? — Jenna szturchnęła go ramieniem — Na twoje nieszczęście wcześniej spotykaliśmy się w skomplikowanych okolicznościach. Tutaj jest inaczej.

Kobieta rozejrzała się po okolicy i westchnęła błogo, dodając:

— Tutaj jest spokojnie. Nie czeka na nas żadna walka, ani problemy z prawem. Jedyne czym powinniśmy się martwić to powrotem do pełnego zdrowia oraz tym dziwnym facetem, który podkrada mi owoce z ogrodu.

— Bestia — Rzekł James z udawanym oburzeniem — Jak on śmie?

Jenna uśmiechnęła się promiennie i wskazując głową w stronę jeziora, zapytała:

— Co powiesz na leniwe popołudnie na plaży?

— Odpowiem, że powinniśmy wziąć cieplejsze ubrania bo wieczorem może być chłodno.

James i Jenna ruszyli przed siebie, a uśmiechy nie schodziły im z twarzy.

•••

Element; Infinity Game • Avengers / Marvel •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz