Miało być rano, ale nie miałam jak sprawdzić, bo jak wstałam, to się przeraziłam spamem komentarzy i do 12 na wszystko odpisywałam, jednocześnie siedząc na lekcjach, hahaha. Doszły do was wieści? Nie chcę wam psuć dnia, ale wracamy do szkoły... Przynajmniej na dosłownie chwilę, zaraz wakacje! Wytrwamy! D:
...(Chyba że nauczycielom odbije)...
•
Po tym, co usłyszała, Stella nie była pewna, czy chciała tutaj jeszcze być. Poczuła, że postawiła zbyt wysoko oczekiwania wobec swojej biologicznej matki, a teraz się mocno zawiodła. Liczyła na to, wierzyła z całego swojego serca, że Jacqueline miała jakieś bardziej trafione wytłumaczenie. Tymczasem ta kobieta obroniła się jedynie tym, że niemowlę, jakim wówczas była Stella, miało przypominać jej o zmarłym bracie! Przecież to było okropne...
Cisza przeciągała się z minuty na minutę. Z odległych kątów domu wciąż dobiegał już nieco uspokojony płacz małego dziecka. Jacqueline wbijała wzrok w swoje dłonie. Cierpliwie czekała na ruch Stelli. Na ruch, którego ta nie chciała wykonać. Życie to nie były szachy. Można było mieć strategię, ale ta nie zawsze się sprawdzała. Stella wstała, co nareszcie zwróciło uwagę Jacqueline.
— Nie wychodź — poprosiła. — Porozmawiajmy...
— Myślę, że już nie mamy o czym — wyszeptała i odwróciła wzrok. — Powiedziałaś wszystko, co chciałam wiedzieć. Nie szukałaś mnie, nie chciałaś mnie. Byłaś młoda, rozumiem. Ciąża w takim wieku musiała być wstrząsem. Diego zmarł, nie miałaś wsparcia u rodziny. Z tego wszystkiego nawet zmieniłaś tożsamość. Dobrze. Tyle chciałam wiedzieć.
Unikała wzroku Jacqueline jak ognia. Nie potrafiła ponownie spojrzeć jej w oczy, nie po tym wszystkim. Coś jednak, zupełnie maleńki aspekt, nie dawał Stelli spokoju, ale nie była pewna, czy chciała o niego dopytywać.
— Naprawdę nie chciałam cię nigdy stracić — wyszeptała i wstała ze swojego fotela. Podeszła do Stelli, która jednak zrobiła znaczący krok w tył. — To wszystko potoczyło się tak szybko... Zgubiłam się w tym wszystkim. Nacisk rodziny... śmierć Diego... brak świadomości, do jakiego sierocińca cię zaniósł...
— Brak świadomości? — prychnęła Stella. — Czy tak trudno było odwiedzić przynajmniej kilka? Ja cię odnalazłam, a nie znałam nawet twojego imienia. Nie miałam kompletnie nic. Tylko twoją głupią informację o jeszcze dodatkowo przedawnionym adresie zamieszkania...
— Słucham? — zapytała zdezorientowana Jacqueline.
Stella zamknęła usta. To był właśnie ten aspekt, który nie dawał jej spokoju. Mimo wszystko Jacqueline zostawiła adres, przy którym wówczas mieszkała, a jednak potem nie próbowała jej ani razu odszukiwać...
Początkowo miała nadzieję, że próbowała, tylko coś ją zatrzymało, coś się stało. Obawiała się nawet, że nie żyła, była poszukiwana, więziona czy coś jeszcze gorszego. Tymczasem Jacqueline żyła sobie spokojnie, jak gdyby nigdy nic w przytulnym domku, z mężem i nowymi dziećmi!
Teraz Stella już była pewna, że to nie Jacqueline umieściła ten „dodatek" na tylnej stronie kartki. Była tak wściekła, że odebrało jej mowę. Nie była w stanie zupełnie nic wykrztusić. Świadomość, że jej własna matka nigdy nie próbowała odszukać swojego dziecka, była ciężka. Zwłaszcza wtedy, kiedy zaczęła mieć nadzieję, że stało się coś, co byłoby zdolne to wytłumaczyć.
To Remus postanowił się odezwać. Dostrzegł, że Stella była zbyt rozemocjonowana tym wszystkim, aby wyjaśnić Jacqueline, o co chodziło. Do tej pory milczał, aby im nie przeszkadzać, ponieważ to była ich chwila, pierwsze spotkanie matki z córką.
CZYTASZ
Krucze serce • Remus Lupin ✔
FanfictionStella Grimes wychowała się w rodzinie mugoli, gdzie nauczyła się miłości do literatury pięknej, ciągłego zdobywania wiedzy oraz... troski o bliskich. Zmierzając na swój ostatni rok do Hogwartu nie jest przygotowana na to, że wszystko nagle w jej ży...