Rozdział 36

1.3K 97 329
                                    

W ciągu kolejnych dni Gina, jak podejrzewała Stella, w dalszym ciągu nie pisnęła słówkiem o swojej małej tajemnicy. Kontynuowała przebywanie bez przerwy poza zasięgiem wzroku, najpewniej w towarzystwie Shelii.

Stella była w stanie to zrozumieć, w końcu Gina się zakochała, ale coraz bardziej zaczynała się martwić, czy oprócz tego Krukonka nie ukrywała czegoś jeszcze innego, chociaż starała się o tym zbyt wiele nie myśleć. Gina na pewno by powiedziała, jeśli trapiłoby ją coś jeszcze.

Tymczasem Stella zajmowała się nauką, który sprawiała jej coraz więcej przyjemności. Próbowała nie wnikać, co było tego sprawką, choć w głębi duszy wiedziała, że po prostu lubiła towarzystwo Remusa.

Razem przesiadywali po nocach w bibliotece z książkami na stoliku i godzinami się uczyli, chociaż uczyli to zdecydowanie nieodpowiednie słowo. Większość czasu spędzali na wspólnych rozmowach na wszystkie tematy, śmianiu się i uciekaniu przed panią Pince.

Tego wieczoru nie było inaczej. Stella trzymała w rękach pergamin ze swoim wierszem i dramatycznym głosem czytała go przed Remusem:

Włosy ciemne, jak serca głębia,

okute chyba kapeluszem z chorego gołębia.

Oczy brązowe, chyba opancerzone w lasery,

które zgubią twe dusze, poszkodowane desery!

Uciekajcie wre, droga młodzieży!

Nim dopadną was szpony tej nietoperzy!

Uchrońcie swe głowy, choćby pod poduszką w dormitorium!

Nim znajdą się wasze ciała w odmętach krematorium!

W nogi, w nogi! Wredna Pince kroczy,

uciekajcie, uciekajcie, nim was czymś przemoczy!

Tam, tam, do Zakazanego Lasu!

Bowiem coraz mniej waszego cennego czasu!

Remus dosłownie płakał ze śmiechu. Po policzku Gryfona spływały pojedyncze łzy, gdy przypatrywał się Stelli, która z najwyższą klasą, ekspresją na twarzy i wrodzoną dramaturgią czytała swój wiersz. Szalenie przy tym gestykulowała, robiąc teatralne miny.

— Stella, dosyć! — zawołał cały czerwony od histerycznego śmiechu Remus.

'Hasaj, hasaj, durny Gryfonie!

Nie tym razem, nie tym razem, przeklęty bufonie!

Irma Pince się nazywam, mój drogi,

co oznacza, że nie pokonasz żadnych progi!

Jam jest Irma Pince! Jam królowa świata!

Jam bibliotekarka, która wszystkim pomiata!

Książką w łeb? Nie ma sprawy!

Nie przeżyjesz dzisiejszej obławy!'*

— Stella, uwielbiam cię! — zawołał ze śmiechem Remus. Zasłonił twarz w dłoniach, aby powstrzymać kolejny łzy śmiechu.

Dziewczyna w końcu, po długim recytowaniu z najwyższym aktorstwem i powagą, która nie pozwalała na zaśmianie się ze swojego działa, wybuchła. Zapowietrzyła się tak bardzo, że uderzyła głową o książkę.

— Auu! — zawołała, wciąż się śmiejąc do rozpuku.

Na ten widok Remus jeszcze bardziej, o ile to było możliwe, się roześmiał. Teraz patrzyły na nich wszystkie najbliższe osoby, ale oboje w ogóle się tym nie przejmowali. Do momentu, gdy bohaterka wiersza pojawiła się we własnej osobie obok stolika.

Krucze serce  • Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz