Rozdział 12

1.5K 100 227
                                    

Spojler „Ślizgoni też potrafią kochać"

W dzień urodzin Syriusza odbył się kolejny mecz rozgrywany pomiędzy Gryfonami a Puchonami, który był zdecydowanie najbardziej emocjonalnym meczem, jaki Stella kiedykolwiek przeżyła.

Wszystko zaczęło się tak, jak każda inna rozgrywka. Gryfoni, dzięki rewelacyjnemu Jamesowi i Syriuszowi, zdobyli liczną przewagę punktową już na samym początku, zaś Puchoni pozostali grubo w tyle. Przynajmniej, jak zauważyła Stella, grali nieco lepiej niż w ostatnim roku, to trzeba było przyznać.

Zaraz po meczu quidditcha zaplanowane było przyjęcie w wspólnym pokoju Gryffindoru z okazji osiemnastych urodzin Syriusza. Została na nie zaproszona, przygotowała kilka dni przed sukienkę oraz prezent urodzinowy, który zakupiła jeszcze na wakacjach. Była bardzo podekscytowana i nie mogła się już doczekać. Dobrze wiedziała, że każda impreza urodzinowa organizowana przez Huncwotów była świetnie zgrana.

Podczas meczu jednak wydarzyło się coś nieprzewidzianego przez nikogo. Coś, co zmroziło krew w żyłach większości uczniów. Gdy Gryffindor znacznie wyprzedził punktacją Hufflepuff miotła Syriusza nagle zaczęła odmawiać posłuszeństwa. Bez przerwy drgała do takiego stopnia, że chłopakowi w końcu wyślizgnęły się ręce i runął ku ziemi.

Stella wciąż pamięta swój strach i wrzask, który wydobył się z jej gardła. W tamtej chwili wszystko stanęło do góry nogami. Obawiała się najgorszego, gdy chłopak rąbnął w ziemię. Obawiała się, że nie przeżyje upadku z tak wielkiej wysokości...

Później pamiętała wszystko przez gęstą mgłę. Przepchnęła się przez tłum, nawet nie zwracając uwagi na to, że kogoś przypadkiem uderzyła łokciem w twarz. To nie było wówczas istotne. Pędziła w stronę skrzydła szpitalnego, jakby gonił ją język płomieni.

W środku, wokół łóżka Syriusza, nagromadzeni byli liczni Gryfoni, patrząc ze strachem w oczach, jak profesor Dumbledore kładzie bezwładne ciało na posłaniu.

Był cały, po każdy cal, poobijany. Z rozciętej wargi sączyła się krew, która również strumieniami spływała po bladym jak kreda i brudnym od ziemi czole.

Poczuła, jak robi jej się słabo na ten widok. Wplątała ręce w swoje włosy, z szeroko otwartymi oczami patrząc na Syriusza, do którego właśnie podbiegła pani Pomfrey, krzycząc w niebogłosy, aby się rozeszli, lecz nikt tego nie słuchał. Wszyscy byli zbyt zdruzgotani. Zwłaszcza James.

Gdy Stella na niego spojrzała, zrobiło jej się jeszcze gorzej. Wszystkie kolory zdawały się wypłynąć z jego twarzy, brakowało mu tego typowego jamesowego uśmiechu i błysku w oczach, w których czaiła się zamiast tego bezdenna pustka.

Ktoś do niej podszedł i objął ją ramieniem, gdy spojrzała w niego stronę, dostrzegła, że tą osobą był Remus, który także blady i przerażony, wpatrywał się w swojego nieprzytomnego przyjaciela.

Wtedy przez pomieszczenie przeszedł czyjś wrzask, który wybudził Stellę z głębokiego otępienia, wbijając się do głowy, jak seria pocisków.

— To byłaś ty! Ty go prawie zabiłaś! Ty!

Stella rozejrzała się dookoła, aż dostrzegła niską Gryfonkę. Rozpoznała ją od razu, kiedyś widziała, jak rozmawiała z Syriuszem. Pobłądziła jeszcze trochę wzrokiem, aż odnalazła osobę, do której te słowa były skierowane.

Brielle Carson stała w drzwiach. Wyglądała na przerażoną. Patrzyła się nieprzytomnym wzrokiem na Carlę, bo tak właśnie miała na imię ta dziewczyna. Edwin Hansen, obrońca Gryffindoru, złapał wyrywając się dziewczynę w talii i odciągnął, gdyż wyglądało na to, że lada moment skończy na Brielle z pięściami.

Krucze serce  • Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz