Rozdział 29

1.3K 94 201
                                    

Spojler „Ślizgoni też potrafią kochać"

Tego śnieżnego, lecz słonecznego dnia na zajęciach powtórkowych przed zbliżającymi się wielkimi krokami owutemami, siódmoroczni mieli stanąć przeciwko swojemu największemu strachowi. Stella zastanawiała się, jaką postać przybierze jej bogin. Czyżby był to znowu wielki i rogaty dzik, który zaatakował ją w dzieciństwie?

W wieku siedmiu lat w trakcie grzybobrania zabłądziła w lesie. Oddzieliła się od swoich rodziców i cioci, którzy, niestety, tego nie przyuważyli. Przez długi czas chodziła w te i we w te z wrażeniem, że chodzi w kółko. Zapadł już zmrok, a siedmioletnia Stella była przerażona do granic możliwości. Peszył ją huk sowy, wrażenie, że ktoś za nią idzie i wszechobecna ciemność. Nawet księżyc zasłaniały gęste korony drzew.

Błąkała się po ciemku ze łzami w oczach. Początkowo wołała rodziców, ale z biegiem czasu i z powodu coraz gęstszej ciemności zaczynała się obawiać, że ten akt będzie czystym podkopaniem pod sobą dołka.

Miała rację, bo w pewnej chwili usłyszała głośny kwik. Strach ją tak sparaliżował, że nie mogła się ruszyć. Zapłakana i zziębnięta stała w miejscu, jakby wmurowana w podłoże. Wtem zza krzaków wyszedł ogromny, przynajmniej dla siedmiolatki, dzik wraz z młodymi. Stella zrobiła gwałtowny krok w tył, co było kolejnym niebezpiecznym ruchem, kolejną pomyłką.

Wiadome było, że locha będzie bronić młodych - była agresywna głównie wtedy, kiedy pod opieką miała swoje dzieci. Gdyby Stella wykazała się większym rozsądkiem, to pozostałaby w miejscu i nie patrzyła dzikiemu zwierzęciu w oczy. Powinna przeczekać, aż sobie pójdzie. Tymczasem gwałtowny ruch spowodował, że locha zaatakowała.

Na szczęście szybko odnalazła ją rodzina i oprócz kilku drobniejszych pokaleczeń na twarzy i rękach nic większego się nie stało. Miała wiele szczęścia, ale strach pozostał głęboko zakorzeniony, nawet przez pryzmat przemijających lat.

Niemniej jednak teraz, jako siedemnasto-, prawie osiemnastolatka, zastanawiała się, czy strach sprzed jeszcze kilku lat nie uległ zmianie. Za każdym razem jak myślała o tamtym dziku, nie czuła już tego samego strachu. Owszem, w trakcie spotkania w cztery oczy na pewno by spanikowała, takie urazy nie mijają, ale czy wciąż nie bała się niczego innego bardziej od tego stworzenia?

Z drugiej strony, czego innego mogłaby się bać? Nie miała bladego pojęcia, co potęgowało ciekawość.

Riddikulus! — Ślizgonka o mysich włosach po długim ataku strachu poradziła sobie ze swoim boginem.

Nauczyciel obrony przed czarną magią, Tony Tanner, zaklaskał z zadowoleniem, a kilka dziewczyn zachichotało na ten widok. Tanner był przystojny i młody, a z tego powodu dobrze kojarzony wśród grona dziewczyn, nawet pomimo tego, że był przecież profesorem.

Tymczasem przed boginem stanął Remus. Zaciekawiona Stella, choć może było to nieeleganckie, patrzyła z wyczekiwaniem na to, czego bał się jej przyjaciel. Może było to oblanie egzaminu? Nie, Remus zdawał się w ogóle nie stresować czymś takim, choć przecież zależało chłopakowi na dobrym wyniku.

Ze zmarszczonymi brwiami zauważyła, że jego ręce delikatnie drżą, a on sam zbladł. Zupełnie tak, jakby wiedział, co na niego czeka... Cóż, większość osób, zwłaszcza po ostatnim spotkaniu z boginem, zdaje sobie sprawę o swoim największym strachu, więc to logiczne.

Wtedy stwór przemienił się w księżyc w pełni. Nogi Lupina zrobiły się jak z waty, ręce zacisnęły samoistnie w pięści, a różdżka została skierowana w stronę księżyca, ale nawet pomimo tego nie mógł z tym faktem nic zrobić.

Krucze serce  • Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz