Rozdział 25

1.4K 105 261
                                    

Miałam dzisiaj tak okropny i pechowy dzień, że przynajmniej umilę go sobie i wam krótką cute scenką, huh.

Tłumy mugoli przedzierały się przez dworzec King's Cross, najpewniej powracając po świętach do swoich domów i tym samym pracy. Stella stanęła przed peronem dziewiątym i dziesiątym, poprawiając umiejscowienie swoich bagaży.

— Będziemy tęsknić...

Stella odwróciła się ze łzami w oczach. Jej matka, Ruth, nawet ich nie hamowała. Zanosiła się płaczem odkąd wpakowali się razem do rodzinnego mugolskiego samochodu.

— Jeszcze tylko sześć miesięcy, mamo — zapewniła i wpadła kobiecie w objęcia.

— Wiem, wiem... Wiem, że musisz wrócić, w końcu wyrosłaś nam na czarodziejkę...

— Czarownicę, kochanie — poprawił ojciec Stelli. Przetarł palcem swojego czarnego wąsa.

— Ale czarownica brzmi prawie jak wiedźma — broniła się. — Zresztą to bez różnicy, będziemy tak za tobą tęsknić! — wyszlochała, odsuwając się. Przetarła chusteczką oczy i wzięła głęboki wdech.

— Obiecuję, że będę często pisać i zanim się obejrzycie, skończę szkołę — przekonywała Stella.

Od zawsze nienawidziła wszelkich możliwych pożegnań, zwłaszcza przed powrotem do Hogwartu było wyjątkowo ciężko. Nienawidziła, gdy mama płakała, a świadomość, że rozstawały się na tyle miesięcy, była miażdżąca.

— No własnie, skończysz szkołę, skarbeńku — wychlipała. — Będziesz, a właściwie już jesteś w tym swoim magicznym świecie, dorosła. Niedługo znajdziesz pewnie sobie męża i... — urwała, dając sobie chwilę na przełknięcie śliny. — I zapomnisz o swoich staruszkach.

— Mamo, jak możesz tak mówić? — zapytała z niedowierzaniem, jeszcze raz ją obejmując. — Nie zapomnę o was, nie ma takiej możliwości. Zawsze przecież pozostaniecie moimi rodzicami, a żaden facet tego nie zmieni, jeśli jakiegoś w ogóle będę mieć — dodała z rozbawieniem.

Ruth uśmiechnęła się i westchnęła ciężko.

— No nic, no nic... Nie ma co się rozklejać! — machnęła ręką i zaśmiała się nieco histerycznie. — Ale musisz pamiętać, Stella, że dla nas zawsze pozostaniesz malutką gwiazdeczką, którą pan Bóg dla nas zesłał. Gdyby nie on, to na pewno bym nie mogła teraz cię przytulać...

— Mamo... — Stella nic więcej nie potrafiła wykrztusić, płacząc teraz jak dziecko.

— Poważnie. Zawsze myślałam, że bezpłodność to największe nieszczęście i kara Boga. Wielokrotnie go przepraszałam za wszystko, mimo że nawet nie wiedziałam, co zrobiłam. A widzisz? Jednak okazało się, że to największy dar, jaki mogłam otrzymać — powiedziała z czułym uśmiechem.

Ricardo odchrząknął, gdy ponownie wpadły sobie w objęcia. Stella w końcu do niego podeszła.

— No... radź sobie jakoś — wybełkotał mężczyzna, klepiąc córkę po plecach. — Ucz się, pamiętaj, to najważniejsze. I... ten... dbaj o siebie...

Stella nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Bez zawahania objęła ojca, który nieco niezręcznie ponownie poklepał dziewczynę po plecach i wymamrotał pod nosem coś, czego nie była w stanie zrozumieć.

— Już czas, zaraz pociąg ci odjedzie! — zawołała Ruth, wskazując na tarczę zegara.

Wskazówki informowały, że do planowanej godziny odjazdu pozostały jedynie trzy minuty. Stella chwyciła swoje bagaże i, rzucając jeszcze raz słowa pożegnalne, prędko przebiegła przez ścianę pomiędzy peronem dziewiątym a dziesiątym i wpadła przy tym na peron.

Krucze serce  • Remus Lupin ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz