Rozdział 4

41 6 0
                                    

America Singer

Obudziłam się w pociągu, gdy jacyś pasażerowie zaczęli przeciskać się do przodu z wielkimi torbami. Zaspana spojrzałam na rozkład. Zostały mi dwie stacje, a potem długi spacer.

Starałam się iść szybko, wymijając pijanych ludzi wracających z imprez czy też wybierających się na nie. Było potwornie zimno. Ulice w Belcourt były inne niż w Carolinie. Jasne, głośne i przede wszystkim żywe. Mieszkało tu dużo Dwójek, co widać było na każdym kroku. Mijałam marmurowe fontanny wyższe od mojego domu. Witryny sklepowe były wypełnione świecidełkami, które zdawały się krzyczeć "kup mnie, inni będą ci zazdrościć". Zauważyłam, że jakiemuś przechodniowi w wełnianym płaszczu wypadło z kieszeni 5 dolarów. Podniosłam banknot i szybko zaczepiłam mężczyznę mówiąc "przepraszam, zgubił pan...". Elegancik w odpowiedzi prychnął na mnie i poszedł dalej. To właśnie domena miasta sukcesu: oślepiony neonami i upojony przepychem, przestajesz dbać o cokolwiek.

W końcu doszłam do celu. Moim oczom ukazała się biała posiadłość. 'Nie przyjechałaś tu po to, żeby teraz się wahać' powtarzałam sobie. Wzięłam głęboki wdech i potrząsnęłam dłońmi, żeby opanować nerwy. Zawsze tak robiłam, żeby opanować stres przed występem. Zapukałam kilkukrotnie i poczekałam, aż drzwi przede mną się otworzą.
- No proszę. Ciebie się tu nie spodziewałem. - powiedział szorstkim głosem stylowy 22-latek.
- Ciebie też miło widzieć braciszku. - nie nastawiałam się na uprzejmości z jego strony, toteż chciałam jak najszybciej przejść do rzeczy. - Będziemy tak tu stać? - Kota wpuścił mnie do środka bez większego entuzjazmu. Sądząc po wyszukanym stroju i okropnie mocnych perfumach, był nastawiony na dołączenie do nocnego życia Belcourt.
- Co ty tu robisz? Jest środek nocy. Rodzice w ogóle wiedzą, gdzie jesteś? - zaczął. Chciałam powiedzieć, że sam wcale nie wygląda jakby wybierał się do łóżka, a bynajmniej nie do swojego, ale powstrzymałam się.
- Przychodziłabym o tej porze, gdyby wiedzieli? - uniosłam brwi i szybko kontynuowałam - Słuchaj, potrzebuję pomocy. Mój narzeczony...
- Narzeczony? Masz na myśli tego sprzątacza z sąsiedztwa, do którego zawsze robisz maślane oczy, jakby nikt nie widział? - starałam się ignorować jego kpiący ton.
- Ma na imię Aspen. - powiedziałam spokojnie - Chodzi o to, że on chce iść do wojska.
- Szczyt odwagi... i głupoty. Z resztą dokładnie to samo można powiedzieć o twoich zaręczynach z Szóstką. - mówił to z taką wyższością jakby sam urodził się co najmniej lordem.
- W armii są też zawody, które nie wymagają bezpośredniej walki. - zaczęłam ostrożnie.
- Wyszkoleni technicy, medycy, taktycy, specjaliści od koni...? Wątpię, żeby twój sprzątacz miał do tego kwalifikacje. - oczywiście zaakcentował słowo "sprzątacz". Wzięłam głęboki wdech, żeby uspokoić wzbierający we mnie gniew.
- Ale mógłby dostać się do gwardii królewskiej. - powiedziałam jednym tchem.
- Szanse na to są iluzoryczne, jeśli... - przerwał domyślając się reszty - Czekaj. Chcesz żebym załatwił mu przydział do gwardii! Nie ma mowy.
- Proszę cię, Kota. Wiem, że masz znajomości.
- Bez obrazy, siostra, ale wiesz jak to wygląda? Ja pracuję całe życie, żeby zdobyć szacunek, próbuję zostać kimś więcej niż podrzędnym rzeźbiarzem z warsztatem w piwnicy jak ojciec. - powiedział z wyraźnym obrzydzeniem - A co dostaje od rodziny? Pretensje. Że jestem okropny, najgorszy, samolubny. A teraz jak potrzebujesz czegoś, to przychodzisz do mnie. - zniżył głos. Przypominał Ojca Chrzestnego.
- Wiesz dobrze, że to nie tak. Wiesz, że czasami odcinają nam prąd na parę dni albo jemy owsiankę przez cały tydzień, bo brakuje pieniędzy? A ty zamiast nam pomóc, bawisz się tutaj jak jakiś hrabia. - starałam się być spokojna, ale mój pełen żalu głos podniósł się.
- Przykro mi Americo, ale nie będę naprawiał całego świata. Rodzice są dorośli, chcieli mieć rodzinę to niech zajmą się rodziną. Pieniądze sprawiają, że ziemia się kręci, tak po prostu jest. - w przeciwieństwie do mnie był opanowany. Nie wiedziałam, co mam mu odpowiedzieć. Tak naprawdę nie znałam tego lodowatego człowieka ani trochę.
- Cóż, zapamiętam to sobie jak następnym razem będziesz mnie błagać o dochowanie twoich brudnych sekretów. - odburknęłam.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz