America Singer
Kręciłam się po korytarzach w poszukiwaniu rękawiczek "koktajlowych" (które co prawda były bliźniaczo podobne do rękawiczek "herbacianych", ale protokół wymagał ich zmiany po godzinie piętnastej). Gdy Maxon zajrzał, skłonił się z ujmującą elegancją.
- Moja miła - zaczął z filuternym uśmiechem - nie mogę się oprzeć wrażeniu, że coś zgubiłaś.
Zrozumiałam o co chodzi gdy tylko zobaczyłam jak chowa lewą rękę za plecami. Parsknęłam urażona.
- Czyli jednak ludzie z politycznych kręgów to rzeczywiście perfidni złodzieje. - podbiegłam do chłopaka, który zdążył zrobić kilka kroków do tyłu i przygodować się na unik.
- Uwierz, że to przysługa - rzucił odbiegając do okna - te rękawiczki są strasznie śliskie. Czarka do sake ci się wyślizgnie i co wtedy? - wykonywał zręczne uniki, ale celowo skierowałam go w stronę światła słonecznego i wykorzystałam sekundę oślepienia, żeby wyrwać materiałowy dodatek.
- Wtedy wyleje ją na ciebie! - chłopak parsknął śmiechem.
- Czy zawsze po rozmowach dyplomatycznych odbywają się z takie bankiety? - spytałam po chwili uspokojenia.
- Czasami. Cesarz chcę uwzględnić przydstwicieli chińskich protektoratów i po części nacieszyć się tym wszystkim. - Maxon nachylił się do mnie po czym dodał ciszej:
- Poza tym wczoraj tak wcześnie uciekliśmy z uroczystości... - uśmiechnęłam się na wspomnienie wczorajszej nocy, jednak nie było mi dane odpowiedzieć, gdyż w drzwiach pojawił się lokaj. Nawet bez znajomości języka zrozumiałam, że niewiele dzieli nas od spóźnienia.Wcześniej nawet nie śniło mi się, że takie barwy istnieją w przyrodzie. Podwieczorek odbył się w okazałej oranżerii pełnej abstrakcyjnych, egzotycznych roślin.
Atmosfera przyjęcia była nieco luźniejsza. Wiele twarzy zapamiętałam z poprzednich spotkań. Poznałam też wiele nowych i przekonałam się, że wizerunek azjatów kreowany przez nasze media ma... mówiąc eufemistycznie - niewiele wspólnego z rzeczywistością.
Ich przywiązanie do rodzinnej tradycji nie powoduje rosnącej wrogości wobec obcych, a wrodzony pragmatyzm nie sprawia, że są niezdolni do sprawnego działania. Jest dokładnie na odwrót.Maxon znikł na chwilę razem z tłumaczem oraz ministrem współpracy i spraw zagranicznych. Ja zaś musiałam wykazać się zdolnościami integracji międzynarodowej w rozmowie z dwiema ośmioletnimi dziewczynkami. Oprócz nauczonych niedawno zwrotów "dzień dobry", "proszę", "dziękuję" i "mam na imię", musiałam posiłkować się komunikacją gestowo-dźwiękowo-minową. Mingju i Yubei były wyraźnie zafascynowane moimi włosami. Dla nich coś takiego musiało być zjawiskiem niespotykanym w przyrodzie. Pozwoliłam sobie na to (za pewne rażące) złamanie zasad protokołu i rozpuściłam całkowicie wysokie upięcie. Ich ekscytacja i radość były nie do opisania gdy mogły powplatać kwiaty w moje lisio-rude włosy.
Wraz z pojawieniem się niewysokiego mężczyzny w średnim wieku, usłyszałam potok obcobrzmiących zdań. Dziewczynki szybko skończyły zabawę.
- Najmocniej przepraszam za moje córki. Miały z Panią tylko porozmawiać, a nie zamęczać swoimi pomysłami. - zakłopotany azjata zwrócił się bezpośrednio do mnie. Głeboko odetchnęłam w duchu słysząc jego płynny angielski.
- To była czysta przyjemność, proszę się nie przejmować.
- Naprawdę jest Pani idealna... - powiedział z zamyśleniem.
- Przepraszam, nie do końca rozumiem... - zaczęłam skonfundowana.
- Och, proszę mi wybaczyć. W sprawach rodzinnych wykazuje się nieco zubożonym profesjonalizmem. Nazywam się Bolin Yu.
- Eadlyn Nightingale, miło mi. - Choć ton mężczyzny był zagadkowy, cała jego aparycja wzbudzała zaufanie.
- Mnie również. Pozwolę sobie w pierwszej kolejności pogrartulować Pani wczorajszego, zapierającego dech w piersiach występu.
- Dziękuję. Niezmiernie miło mi to słyszeć.
- Poznała Pani moją najstarszą córkę, Hua Ming. - Szybko przywołałam w pamięci obraz ślicznej, czarnowłosej, młodej nastolatki z którą niedawno rozmawiałam.
- Och, tak rzeczywiście. Przemiła panienka.
- Na ogół nie dogaduje się z ludźmi. Natomiast zachwyciła się pani nienachalną otwartością i elokwencją. - Moje policzki nabrały różowych tonów. Lista komplementów najpierw mnie zawstydziła, a później wzbudziła podejrzenie. To wszystko brzmiało jakby ten obcy mężczyzna miał zaraz co najmniej prosić mnie o rękę.
- Jeśli zostałem dobrze poinformowany, włada Pani trzema językami i gra na fortepianie.
- Tak, istotnie.
- Widzi Pani, od jakiegoś czasu poszukuje nauczycielki muzyki dla moich córek. Właściwie to kogoś więcej - osoby która pozwoli im otworzyć się na świat dzięki sztuce, będzie kimś w rodzaju mentorki. - zaczęliśmy przechadzać się wzdłuż korytarza - Pani jest jedyną jak dotąd osobą, która wzbudziła ich szczere zaufanie. Byłbym wdzięczny gdyby rozważyła pani pracę guwernantki dziewczynek. - jego miarowy ton mimo wszystko był dla mnie nierealny. Nie byłam pewna, czy dobrze zrozumiałam rozmówcę.
- Jestem zaszczycona... - wydukałam bez przekonania.
- Zdaje sobie sprawę, że mocno panią zaskoczyłem. - mężczyzna uśmiechnął się empatycznie, odejmując nieco niezręczności tej sytuacji. - Może przejdzemy się po ogrodzie i porozmawiamy o mojej ofercie.
Pokiwałam głową z zadowoleniem i wolnym krokiem ruszyłam w stronę zielonej alejki.
Pan Yu był szanowanym dyplomatą azjatyckim, a prywatne wdowcem i ojcem trzech dorastających panienek. Zwierzył mi się z tego jak wielki nacisk kładł na formalną edukację swoich dzieci, a jednak czuł że zawiódł, próbując zastąpić im matkę. Liczył, że Hua Ming dzięki muzyce odnajdzie pewność siebie i będzie dawać choćby szansę nowym znajomościom. Zgodnie z prawdą zaznaczyłam wyraźnie, że nie mam wykształcenia pedagogicznego, ale rzeczywiście dobrze dogaduję się z dziećmi.
Bolin Yu zapewniał, że bariera językowa jest właściwie atutem, który zmusi Mingju i Yubei do częstego posługiwania się angielskim. Kwoty wynagrodzenia jakie mi oferował zwalały z nóg, nie mówiąc o mieszkaniu w rezydencji i częstych podróżach, które odbywają ze względu na pracę. Nie mogłam się nadziwić jego hojności i tym bardziej swojemu wahaniu.
Ten kwiatowy raj i urocza rodzina Yu mogliby być moim nowym domem? W Illei wszystko jest skomplikowane... Chciałam coś osiągnąć dla dobra tego kraju. Naprawdę, bardzo tego chciałam! Nie lubię i nie umiem odpuszczać. I przez to właśnie nie myślę racjonalnie.Miałam podjąć ostateczną decyzję do jutra. Byłam pewna, że czeka mnie bezsenna noc, jeśli nie wyrzucę z siebie wszystkich obaw przed jakimi dzisiaj stanęłam. Od razu zadzwoniłam do Marlee i opisałam jej całą sytuację.
- Czekaj, czekaj. Jeszcze raz... Premię? Co kwartał samochód służbowy? Oczywiście, czas wolny? Możliwość występowania poza pracą?Tak to miałoby wyglądać?
- Wiem, że to brzmi jak spełnienie marzeń, ale myśl, że już nie wrócę do Illei jest dla mnie...
- Nierealna!
- Właśnie.
- Ami... zdajesz sobie sprawę, że Illea jest hermetycznie zamknięta dla wszystkich z wyjątkiem najwyżych urzędników królewskich? Należysz do garstki wybrańców, którzy mogą opuścić tą klatkę na stałe. Dostałaś kluczyk do wolności!
- Och... - przypuszczałam, że przyjaciółka by się nie zawahała przed taką propozycją, ale nie myślałam nigdy w ten sposób o własnym kraju. - Marlee - zasnułam nowy wątek - czemu... tak jej nienawidzisz?
- Nie potrafię polubić kraju, który jest przezroczysty. Jedyną cechą charakterystyczną jest wyraźnie sztuczny wizerunek rodziny królewskiej. Potrafisz wymienić cokolwiek prawdziwie illeańskiego? Święto, piosenkę, taniec, film, jedzenie? Wszystko co mamy to marna podróbka państwa sprzed 3 wojny światowej...
Westchnęłam. To prawda, że charakter samego kraju jest dość... nijaki, ale w ludziach drzemie o wiele więcej potencjału niż się na pierwszy rzut oka wydaje.
Książę opowiadał mi nieraz o mniejszych i średnich incjatywach, których podejmowali się obywatele z sąsiednich klas. I do czego bylibyśmy zdolni, współpracując niezależnie od selekcji. Maxon naprawdę w to wierzył.
- Nie wiem, co się stanie z tym krajem, ale wierzę w Maxona. - uśmiechnęłam się mimowolnie.
- America... pamiętaj, że jest jedna rzecz, w której on nie ma prawa wyboru...
Marlee cicho i delikatnie zasugerowała mi Eliminacje, które zmierzały do finału.
- Za to ty jeszcze możesz podjąć świadomą decyzję. - westchnęła - Tak czy inaczej go stracisz.
To było zbyt oczywiste od samego początku, żeby się teraz załamywać. Chociaż pierwszy raz ktoś powiedział to na głos...
Marlee kontynuowała pogodniej:
- Jeśli potrzebne ci fałszywki dokumentów na nowe nazwisko, to wszystko jest do załatwienia. Daj mi tylko parę dni i będziesz miała całą metryczkę do ośmiu pokoleń wstecz.
- Jest jeszcze moja rodzina. Nie chcę ich zostawić na niewiadomo jak długo, z drugiej strony - te pieniądze bardzo by im pomogły, a z trzeciej strony - tata pokładał w rebeli tyle nadziei...
- Pozwolisz, że tu przerwę. Nauczyłaś mnie o prawidłowo funkcjonującej rodzinie tyle, że jej członkowie chcą tylko swojego wzajemnego szczęścia. Cokolwiek to dla ciebie znaczy.Rano pierwszą rzeczą po jaką sięgnęłam, była papeteria do listów i wizytówka pana Yu. Przemyślałam wszystko co powiedziała mi Marlee. Wolność podana komuś do rąk jest bezcenna. Zgadzałam się z tym.
Tylko czasami wolny jest ten kto nie decyduje się uciec tylko zostać.
Z trudem udało mi się przyznać, że Illea jest w całkowitej rozsypce. I dlatego tym bardziej muszę do niej wrócić."Sz. Pan Bolin Yu.
Czuję się ogromnie wdzięczna i zaszczycona propozycją opieki nad pana najbliższymi. Niestety muszę odmówić. Pragnę zaopiekować się moim domem. Jeszcze raz dziękuję za to wyróżnienie i życzę wszystkiego najlepszego.
Z poważaniem Eadlyn Nightingale."Już niedługo znowu America Singer.
CZYTASZ
The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}
Romans"Tylko ktoś kto nie ma nic do stracenia jest w stanie zmienić wszystko, Słowiku" Co by było gdyby America Singer nie wygrała Eliminacji? Jaką cenę ma walka o wolność, sprawiedliwość i prawdę? Jak będzie wyglądać życie dziewczyny, która próbuje odnal...