Rozdział 23

13 5 0
                                    

America Singer

"Będziesz dziś miała dyżur w pokoju komunikacyjnym." Dlaczego nie uciekłam, kiedy usłyszałam to zdanie? Podobno każdy lubi siedzieć w tym pokoiku, popijając cappuccino i czekając na telefon. Ja wychodziłam z siebie. Czułam się tak bezużyteczna, siedząc i gapiąc się na ścianę. Okienko w kalendarzu cały czas tkwiło na 20 stycznia, a zegar cały czas wskazywał 13.27. Wyczekująco wlepiałam wzrok we wskazówkę, która w żółwim tempie zbliżała się do 13.28. DRRRRRRR. Hałas wypełnił cztery ściany. 'O tak! W końcu jakiś telefon!' Rzuciłam się na słuchawkę z prędkością światła.
- Dzień dobry, tu kwiaciarnia Różany Raj. W czym mogę pomóc? - wyrzuciłam z siebie zaszyfrowaną formułkę jednym tchem.
- Składałam zamówienie na Północne Dalie. - odezwał się pospiesznie przyjemny damski głos, stawiający wyraźne akcenty na poszczególne słowa. Dzięki temu wiedziałam dwie rzeczy: po pierwsze zna ustalone hasło do komunikacji telefonicznej, a po drugie bardzo jej zależy na uzyskaniu informacji.
- Proszę o numer.
- K0899A.
Odwróciłam się w stronę katalogów z zapałem i dosyć szybko udało mi się dokopać do odpowiedniej teczki. Była wypchana wieloma papierami i częściowo zalana kawą. Nie próbowałam nawet brać się za deszyfrowanie rozmazanych stron. Od razu ruszyłam do ostatniej kartki i zaczęłam odczytywać:
- "Status misji: w trakcie. Ostatni raport 4 stycznia. Meldował agent Arnold. Poziom strat niezmienny." - usłyszałam ciężki oddech rozmówczyni. A po nim nastąpiła długa cisza, którą zdecydowałam się przerwać:
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak... liczyłam, że usłyszę coś innego... - starała się robić wszystko, żeby jej głos się nie łamał.
- Hej, poziom strat nie wzrósł, a misja jest pod stałym nadzorem. Wszystko będzie dobrze. - przeglądając czytelne strony, zdążyłam się zorientować, że wspomniana akcja polega na jakichś działaniach badawczych, prowadzonych w okolicach dżungli Tampal, czyli obecnie dość niebezpiecznych rejonach.
- Musi być... - westchnęła. - Tak. Przepraszam. Po prostu zależało mi na informacji dotyczącej agenta Arnolda. - Przypomniała sobie o używaniu formalnego tonu głosu i próbowała do niego wrócić.
- Czy to twój ukochany?
- Och, nie. To mój tata. - chciałam jakoś to wyprostować, ale dziewczyna nie brzmiała jakby była zła. Raczej zaniepokojona. - Martwię się o niego, a ostatnio jestem z dala od całej rodziny i rozumiesz...
- Uwierz, że rozumiem. Też jestem teraz sama w obcej prowincji. Wyobrażam sobie jak bardzo się denerwujesz, ale musisz zaufać swojemu tacie. W końcu kto cię wprowadził do rebelii?
- Właśnie on. Czekaj skąd ty to wiesz?
- Ze mną właśnie tak było. Ojcowie są tacy niepozorni, ale w rzeczywistości mogą z nich wyjść nie w ciemię bici wojownicy.
- Dokładnie tak. Dziękuję ci miła Telefonistko.
- Nie ma za co droga... Kejs.. Kris... wybacz, twoje imię jest całkiem zamazane przez niezdarność jakiegoś kawopijcy. W każdym razie, do usłyszenia.
- Do usłyszenia.

Jakieś dwie godziny później zadzwonił kolejny telefon.
- Dzień dobry, tu kwiaciarnia... - nie było mi dane skończyć.
- Wiem gdzie są dzienniki. - męski głos bez pardonu i bez podania hasła komunikacyjnego wyrzucił taką informację.
- Dzień dobry, tu kwiaciarnia Różany Raj. W czym mogę pomóc? - powtórzyłam formułkę licząc tym razem na odpowiedź.
- America? To ty? - zapytał zdezorientowany głos, który brzmiał całkiem znajomo. Całkiem jak Mayson.
- Kwiaciarnia Różany Raj. - tym razem zaakcentowałam słowa karykaturalnie mocno. Wytyczne jasno mówią, żeby zachować najwyższą ostrożność, zwłaszcza w komunikacji telefonicznej. A już szczególnie w ostatnim czasie.
- A no tak! Ja zamawiałem Północne Dalie na numer M... 14... nie zaraz... 16... szlag! Nie pamiętam. - szczerze mówiąc też czasem zapominałam swojego kodu, więc zdecydowałam się na lekko odbiegające od norm hasło.
- W takim razie pytanie identyfikacyjne: jak ma na imię mój kot?
- Sealer, oczywiście.
- Dobrze. - uspokoiłam się - Mówiłeś na początku o dziennikach.
- Tak. Dzisiaj się upewniłem. One nigdy nie zostały skradzione. Król trzyma je przy skarbcu. W lewym skrzydle od jego komnaty jest przejście, które na końcu ma ukryty sejf w ścianie, tuż przy najbardziej chronionej części głównego wejścia, ale nie bezpośrednio za nim, żeby nie było jawne. - Od razu złapałam kartkę i zaczęłam spisywać każde słowo.
- Zapisałam. Czekaj, skąd ty wziąłeś takie informacje?
- Bo jest informator, który zna skorumpowanego strażnika. Nieistotne. Przekaż to Augustowi jak najszybciej. Muszę kończyć.
Gdy usłyszałam ciszę w słuchawce, od razu pobiegłam z kartką do biura dowodzeniowego. To może być dla nas przełom. Nabrałam takiej nadziei, że aż wizja kolejnych przepełnionych nudą godzin, wydawała się nienajgorsza.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz