Rozdział 3

53 7 0
                                    

Maxon Schreave

Promienie jesiennego słońca wpadały przez kolorowe szkiełka witrażu w oknie komnaty. Taka świetlna mozaika układająca się na dębowych panelach byłaby warta uchwycenia na kliszy aparatu. Myśl ta wyrwała mnie z zadumy i błagalnych modłów nad stertą papierów, leżących na blacie biurka.
- Kto by przypuszczał, że uzupełnianie spisu... może zajmować tak długie godziny - westchnąłem lekko rozbawiony. Choć przez chwilę wydało mi się to zabawne, w rzeczywistości było niezwykle frustrujące. Powoli odchyliłem się na krześle, czując mój obolały kark oraz plecy. Może i starałem się dbać o swoją tężyznę fizyczną, ale długotrwałe siedzenie w jednej pozycji nawet dla mnie nie było dobre.
Podszedłem do okna, obserwując królewski ogród pełen wielobarwnych liści. Mój wzrok powędrował na wysoki mur mieszczący się za laskiem, trochę "wyłysiałym" od zmieniającej się pory roku. Czasami rozmyślałem, jak wyglądałoby moje życie bez tych wszystkich straży i protokołów? Kiedy mógłbym na poważnie rozwijać swoją pasję, jaką jest fotografia? Protokoły musiały poczekać, zamierzałem się odprężyć i wypełnić się energią na długie tygodnie.

Skręciłem za zakrętem i szedłem w stronę moich komnat. Stanąłem przed wejściem, gdy kątem oka zauważyłem białe, drewniane drzwi na końcu korytarza, które pozostawały lekko uchylone. Zamarłem. To był gabinet króla... mojego ojca. Nigdy wcześniej się to nie zdarzało. Przy pracy zawsze odcinał się od reszty świata i nie pozwalał sobie, żeby ktokolwiek mu przeszkadzał. To była jego żelazna zasada, której każdy przestrzegał. Wyjątek stanowili najbliżsi doradcy oraz pokojówki, które od czasu do czasu przynosiły aromatyczną kawę.
Choć wiedziałem, że to nieodpowiednie, zaciekawiony ostrożnie zmierzyłem ku gabinetowi. Im bliżej niego byłem, tym lepiej dało się słyszeć dochodzące ze środka odgłosy kroków i męskie głosy. Stanąłem bezpośrednio przy drzwiach i zacząłem nasłuchiwać.
- Ta będzie odpowiednia, Wasza Wysokość. Niech tylko Wasza Miłość na nią zerknie.
- Nie, nie. Za niska klasa, nie będzie z niej żadnego pożytku. - Powiedział zdecydowanym, lecz pełnym pogardy głosem mój ojciec. 'O kim oni mówili?' Wiedziałem, że jutro wieczorem w Biuletynie będę losował dziewczęta, które staną do rywalizacji o miejsce u mojego boku. Dlaczego w takim razie mieliby o tym rozmawiać, skoro to losowanie? I jeszcze oceniać je, jakby ktoś miał wpływ na to, która z nich tu przyjedzie?
Już miałem dotknąć framugi i zajrzeć do środka, gdy z pokoju wyszedł król Clarkson we własnej osobie. To w jednym momencie sparaliżowało całe moje ciało. Nie było już czasu na ucieczkę, musiałem stawić czoło niezręcznej sytuacji.
- Witaj Synu, dobrze że Cię widzę. Skończyłeś już statystyki, które odebrałeś na naradzie? - Totalnie mnie zatkało. Spodziewałem się wszystkiego - krzyku, niedowierzania, oskarżenia mnie o złamanie najświętszej z reguł, ale nie tego. Sterczałem przez kilka minut na korytarzu wpatrzony w twarz ojca. Prawdopodobnie wyglądałem przedziwnie, ponieważ nawet król uniósł posiwiałą brew i spokojnym głosem zapytał.
- Dobrze się czujesz Maxonie? - otrząsnąłem się z szoku i szybko odpowiedziałem:
- Tak, czuję się doskonale. Skończyłem sprawdzać wszystkie spisy i porządkować dokumentację. Przyszedłem, żeby Ci się odmeldować i wziąć aparat.
- Rozumiem. Tak czy inaczej dobrze, że jesteś. Chciałem z Tobą porozmawiać. Jak dobrze wiesz, od jutra zacznie się nowy etap w Twoim życiu. Uznałem, że to również pora, na zapoznanie Cię z realnymi obowiązkami, jakie będziesz musiał wykonywać, kiedy zostaniesz królem. - Mój rozmówca zwolnił kroku, jednocześnie łapiąc mnie za ramię.
- Jak wiesz, w moich kompetencjach leży niesienie sprawiedliwości. Za tydzień odbędzie się sąd i uznałem, że Ty powinieneś poprowadzić ceremonię i wydać wyrok. - mówił król, cały czas mnie trzymając. Miałem mieszane uczucia. Był to wielki zaszczyt, ale czy umiałbym skazać kogoś na śmierć, nawet jeżeli zabiłby kilkoro innych ludzi?
- Z przyjemnością spełnię twoje życzenie, Ojcze. - odpowiedziałem dumnym głosem, żeby nie sprawić wrażenia niepewnego.
- Brawo, Synu. Jestem pewien, że mnie nie zawiedziesz. A teraz idź, mam jeszcze trochę pracy. - poklepał mnie po plecach i wrócił do gabinetu, zamykając za sobą drzwi. Ja również odszedłem w swoją stronę, nie wiedząc, co dokładnie o całej sytuacji myśleć.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz