Rozdział 9

49 5 0
                                    

Maxon Schreave

Jej oczy. Krwista zieleń tęczówek hipnotyzowała mnie boleśnie, nie mogłem oderwać od nich wzroku. Nie mogłem opuścić dłoni, w której trzymałem ciężki, srebrzysty miecz. Nie skrzywdziłem jej, choć wiedziałem, że prędzej czy później opuszczę broń. To z niej ciekła krew, która brudziła wszystko dookoła. "Nie, nie. Za niska klasa, nie będzie z niej żadnego pożytku." - słyszałem powtarzający się szept ojca - "Brawo, Synu. Jestem pewien, że mnie nie zawiedziesz." Brawo, brawo, brawo... Szum wwiercał się w moje uszy, przeszywając głowę jak miliony cienkich, ostrych igieł, a ja nie byłem w stanie się poruszyć ani na milimetr. Nie mogłem dłużej znieść bólu i ciężkości ręki. Dziewczyna klęcząca u moich stóp zbliżyła twarz ku górze i z wielkim wysiłkiem zanuciła mi krótkie zdanie. Słyszałem je doskonale w panującym hałasie i zamęcie. Mówiła cicho i spokojnie, choć jej wygląd wskazywał, że była na skraju wyczerpania. "Dobro nie rodzi się ze zła, Maxonie..."

- Maxonie, Maxonie! - uświadomiłem sobie, że leżę rozgorączkowany w rogu swojej komnaty na twardym, rozłożystym szezlongu. Matka zbliżyła się do mnie zaniepokojona i dłonią zaczęła sprawdzać temperaturę mojego czoła.

- Na czas pobytu dziewcząt w pałacu zabiorę twój aparat. Nie możesz teraz wymykać się po nocach, Kochanie. - pogładziła mnie po policzku z delikatnym uśmiechem.
Odeszła kawałek, żeby w pośpiechu odsłonić zasłony okiennic. Blade promienie wtargnęły do pomieszczenia i oblały go światłem późnojesiennego słońca. - Zresztą sam wiesz, jakie pogłoski na twój temat krążą po pałacu. Lepiej pokaż swoje fotografie publicznie, inaczej twoje nocne wymykanie się niechlubnie utrwali się w pamięci wszystkich... - roześmiała się przy tym delikatnie. Nie wiedziałem czy z ironii, jaką widziała w obecnej sytuacji czy z moich prawdziwych umiejętności flirtowania. A ich nie miałem ani krztyny. To był także dla niej szczególnie ważny czas. W końcu skrycie powtarzała się jej własna historia.

W pałacu słychać już było w pełni tętniące życie - gwardziści od paru dni pojawiali się w zwiększonej liczbie, a służba krzątała się, co rusz zamykając i otwierając ogromne wrota pałacowych pokoi, doprowadzając mnie do chronicznego bólu głowy i niespokojnych nocy. Eliminacje. Proces kształtowania przyszłego władcy bezustannie trwał od mojego urodzenia, a budowanie mojego uczucia w sposób kontrolowany w żaden sposób nie wydawało mi się absurdalne. To było rozsądne. Ja byłem rozsądny. Poza tym - poznanie Córy Illei, która nie była kolejną, podobną do mnie sztywną dyplomatką już i tak budziło we mnie prawdziwe podekscytowanie. Moja miłość była kontraktem, finalnie chodziło też w równym stopniu o koronę.

Lekko roztargniony wstałem po paru minutach od wyjścia królowej. Podniosłem aparat fotograficzny leżący na środku stolika kawowego, na wysokim stosie innych rzeczy, książek, dokumentów. Pokojówki nie miały wstępu do mojego pokoju - ceniłem swoją prywatność na tyle, by móc samemu sprzątać, co naprawdę odpowiadało memu ojcu. Miał pewność co do moich "wszechstronnych" umiejętności jako księcia - jedynaka, Jedynki - z zasady rozpieszczonego i nieporadnego. 'Nigdy w życiu nie pokażę ich nikomu'. Powtórzyłem w myślach po raz kolejny swoją mantrę. Fotografia była jedną z niewielu rzeczy, które należały tylko do mnie. Moja pasja sprawiała, że nie stawałem się już całkiem przejrzysty. Mogłem być sobą, będąc jednocześnie dumą rodziny i dobrym księciem.

Usłyszałem pukanie do drzwi.

- Na litość boską, mamo, daj mi chwilę, już się ubieram! - zgarnąłem szybko z potężnej szafy błękitną koszulę i narzuciłem pośpiesznie.

- Proszę. - drzwi uchyliły się.

- Wasza wysokość, przychodzę z planem dnia, o który książę prosił mnie wczoraj. - Silvia, naczelna organizatorka Eliminacji, stanęła nieśmiało w progu komnaty w plikiem kart w ręku.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz