Rozdział 33

24 2 1
                                    

Aspen Leger

Stojące powietrze i bezchmurne niebo za pałacowymi oknami sprawiało, że w budynku panowała niesamowita cisza. Zawsze bardzo cieszyłem się na nocne warty właśnie ze względu na ten rzadki spokój, który otaczał mnie na każdym kroku, choćby miało mnie to kosztować lekką, lecz uciążliwą, tygodniową bezsenność. Mogłem powoli przemierzać korytarze bez napięcia mięśni czy sztucznej postawy ciągłej uważności, której wymagano od każdego gwardzisty. Nie umniejszało to jednak mojej pracy. Byłem upojony panującą atmosferą i obserwowałem wszystko bardzo dokładnie. Słyszałem każde skrzypnięcie drzwi, niektóre pokojówki szykujące już stroje kandydatek na kolejny dzień, czy samo chrapanie jednej z dziewcząt na drugim końcu korytarza.

Przeszedłem ponownie między komnatami dla Elity i schodami zszedłem na główny hol przy Komnacie Dam. Minąłem starszego gwardzistę, który - oparty o framugę drzwi wejściowych - lekko przysypiał. Rozejrzałem się kontrolnie. Nic nie było w stanie przerwać wyjątkowej atmosfery nocy.

Skręciłem mimowolnie w prawo w stronę pomieszczeń gospodarczych i pałacowej kuchni. Niedługo zbliżała się pora dostawy żywności, lecz nie sądziłem, że zastanę tam już poranną zmianę pracowników.
Nagle usłyszałem metaliczny trzask, jakby ktoś z całej siły wywrócił wszystkie garnki na końcu zaplecza kuchennego.
To nie mogło być przypadkowe strącenie... Nie zastanawiając się dłużej, pobiegłem do bocznego wejścia królewskiej kuchni. Gdy tylko wszedłem, poczułem gryzący zapach dymu. Z wyciągniętym mieczem zacząłem iść w głąb pomieszczenia.
- Czyś ty oszalała?! - wziąłem głęboki oddech, dławiąc się lekko. Zamiast uzbrojonego w miecz rebelianta, zobaczyłem skuloną w rogu Celeste.
- Zostaw mnie. - rzuciła tylko opryskliwie. Na długiej ławie stały dwie napoczęte butelki wina i bliżej niezidentyfikowana bryła węgla...
Odłożyłem broń na podłogę i kucnąłem obok dziewczyny.
- Co to za dym? - spytałem zdecydowanym głosem.
- Powiedziałam, żebyś mnie zostawił.
- Co robisz tutaj w środku nocy?
- Proszę cię, odejdź.
Wiedziałem, że dalsze zadawanie pytań tylko wytrąci kandydatkę ze znikomej równowagi.

Obróciłem się i usiadłem koło Celeste zastanawiając się, co właściwie powinienem zrobić. Rozpuszczone włosy opadały jej na gołe ramiona. Wciąż ubrana była w granatową, krótką sukienkę, w której widziałem ją tego wieczoru. Gdy po chwili uniosła głowę, zobaczyłem jedynie, że nie ma na sobie swojej ulubionej, czerwonej szminki, którą codziennie malowała usta. Wyglądała... wyjątkowo bezbronnie.

Newsome otarła łzę z policzka i powoli, chwiejnie wstała. Podeszła do stołu i przechyliła butelkę. Westchnęła z ulgą.
- Zaraz trochę tu posprzątam. Możesz już iść. - podeszła do kosza z owocami i wyciągnęła parę łodyg rabarbaru.
- Mogę ci w czymś pomóc? - także wstałem. Tym razem zdążyłem dostrzec, że na ławie leży blacha doszczętnie spalonego ciasta, a w garnku obok pływają grudy budyniu. A przynajmniej tak mi się zdawało. Wszystkie inne garnki leżały po przeciwległej stronie na podłodze. - Co ty właściwie robisz?
Celeste odwróciła się do mnie rozzłoszczona, w jednej ręce trzymając łodygę warzywa, a w drugiej nóż. Drobna, wściekła dziewczyna wyglądała naprawdę zabawnie.
- Przestań się śmiać, Leger! - krzyknęła nagle - Tak, próbuję upiec ciasto na pożegnanie Maxona, ale nie da się skupić jak tak tu stoisz i się gapisz!
- Wybacz - zbliżyłem się - ale wolę tu zostać. Na wszelki wypadek, gdybyś następnym razem zaplanowała spalić nie tylko ciasto, ale i całą kuchnię...
- Odwal się. - odwróciła się do mnie plecami.
- Daj to. - wyciągnąłem dłoń po nóż, ale ta ostentacyjnie szarpnęła ręką i przecięła sobie wierzch nadgarstka.
Krew momentalnie zaczęła spływać po przedramieniu. Celeste tylko spojrzała na świeżą ranę.
- Odłóż to wszystko. Muszę cię opatrzeć.
- Wyjdź. - ponownie rzuciła, jakby wszystko było w porządku.
- Celeste...
Nie mogłem jej tak po prostu zostawić. Znów spróbowałem chwycić niebezpieczny przedmiot, lecz ta zaczęła się wykręcać. Szybko wyminęła mnie. Podążyłem za nią.
- I co, złapiesz mnie? - powiedziała, jakby to była dla niej wspaniała zabawa.
- Celeste, do cholery, to niebezpieczne!
- Gówno wiesz, co jest niebezpieczne. - odwróciła się i zostawiwszy wszystko na blacie za nią, złapała porcelanowy talerz i rzuciła nim prosto we mnie.
Nie mogłem w to uwierzyć.
Szybko pochyliłem się, robiąc unik. Wściekły, ruszyłem prosto na dziewczynę.
- Ty wariatko. - złapałem Celeste za ramiona i przyszpiliłem do zimnej ściany. Od razu wiedziałem, że posunąłem się za daleko. Stałem tak, nabuzowany energią i siłą, i zastanawiałem się, jak poważne konsekwencje poniosę za ten atak. Usprawiedliwiony, ale...

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz