America Singer
Nerwowo bawiłam się śnieżnobiałą perłą zdobiącą moje ucho. Przyglądałam się mojemu odbiciu. Sama nie do końca wierzyłam, że wszystko tak się potoczy.
Kiedy Maxon poprosił mnie o rękę na oczach całego narodu, nie obeszło się bez pełnych zdumienia spojrzeń. Ten krok wywołał nie lada kontrowersje, ale kogo by to obchodziło. Później okazało się, że to otworzyło drogę niejednemu szczęśliwemu zakończeniu.
- Przysięgam, będziesz najpiękniejszą panną młodą jaką ten kraj kiedykolwiek widział- miękki głos Marletto otulił moje uszy. Uśmiechnęłam się promiennie.
- Jak taki projektant stroi mnie do ołtarza? - obróciłam się - Jestem skłonna w to uwierzyć.
- Mam nadzieję, że mówisz o mnie, a nie tym napuszonym pawiu? - rudawa? czupryna wyłoniła się z nad sterty pudeł z przekąsem wymalowanym na twarzy.
- Jeszcze raz mnie tak nazwiesz, a wsadzę ci te koronki i wykopie stąd - odparł chichotliwie Marletto, po czym złożył na ustach Koty namiętny pocałunek.
Błądziłam wzrokiem po równie białych, jak moja suknia ścianach. Mimo, że kochałam ich obu ('Tak, nawet tego samoluba zwanego moim bratem'), to widok ich razem dalej wywoływał we mnie mieszankę zawstydzenia z dawką obrzydzenia.
Mój drogi przyjaciel zniknął za ścianą, a Kota zmierzał w stronę podestu, na którym już od godziny byłam zmuszona sterczeć.
Obserwowałam, jak jego sprawne ręce dopinają szpilkami warstwę z delikatnej koronki.
- Wiesz... - zaczął nieśmiało - Chciałem ci podziękować.
Zamurowało mnie. Sterczeliśmy w niezręcznej ciszy. Mężczyzna po dłuższej chwili przerwał poprawki i wstał, oczekując aż coś powiem.
- Coś nie tak? Tylko nie licz, że to powtórzę. Parsknęłam.
- Nie, po prostu... nie mam pojęcia czym zasłużyłam sobie na taki zaszczyt z twojej strony.
Kota zaczął grzebać w kieszeniach swoich idealnie wygładzonych, czarnych spodni.
- Prawdopodobnie gdyby nie to, że wciągnęłaś mnie na samym początku w to wszystko, nigdy nie poznałbym Marletto. Wiele znaczy dla mnie, teraz to widzę. Po prostu... - Kota mówił dalej, ale ja go już nie słuchałam. Jedno spojrzenie w jego zielone oczy wystarczyło, żeby dostrzec tą iskierkę, ten błysk. Wszystko stawało się jasne.
Szybkim ruchem zamknęłam go w szczelnym, ciepłym uścisku. Nieco zaskoczony po chwili sztywno odwzajemnił go.
Mnie samą zaskoczyło co właśnie zrobiłam. Ale tak naprawdę chyba już dawno zakopałam topór wojenny. Serce podpowiadało mi, że nie czułam do niego urazy, bynajmniej takiej jak kiedyś. W gruncie rzeczy widziałam, że zmienia się, choć nigdy bym mu tego otwarcie nie przyznała.
Ścisnęłam go jeszcze mocniej. Z uśmiechem na ustach szepnęłam:
- Nie masz za co mi dziękować. Tylko wyrównałam rachunki.Wertowałam z zaciekawieniem kolejną stronę "Biografii Królowej Katarzyny Parr" (oczywiście do niedawna zakazaną), przy akompaniamencie śpiewu ptaków. Czytanie było w tym momencie jedyną rzeczą, na jaką miałam ochotę po kilku godzinach tortur z Marletto. Zimna, kamienna ławka promieniowała przyjemnym chłodem, w kontraście do pięknego, słonecznego dnia. Przewróciłam kolejną stronę, zaczytując się w treści, kiedy usłyszałam miękki głos za moimi plecami.
- Mogę się przysiąść? - spojrzałam na twarz ukochanego.
- Tylko jeżeli przyniosłeś ciastko truskawkowe - w odpowiedzi dostałam lekki chichot.
- Będę ci codziennie przynosił tonę ciastek, jeśli będziesz chciała - zajął miejsce obok mnie. Oparłam głowę na jego ramieniu.
- Czym sobie zasłużyłam, że wybrałeś moje towarzystwo?
Maxon udał zastanowienie.
- Pomyślmy, może chciałem spędzić chwile z moją narzeczoną? - obejrzałam się na niego.
- Chyba źle trafiłeś, bo nie kojarzę takiej.
Oboje zachichotaliśmy. Wplotłam palce w jego dłoń, zatrzymując dłużej wzrok na błyszczącym pierścionku ze szmaragdem. Czasami dalej mam wątpliwości, czy ostatni rok i to wszystko wydarzyło się naprawdę, czy może było tylko wymysłem mojej głowy.
- Chociaż całe te przygotowania są wyczerpujące, nie mogę doczekać się jutra.
Uśmiechnęłam się.
- Lepiej wykorzystaj dobrze dzisiejszy dzień, bo od jutra już cię tak łatwo nie puszczę - zagroziłam mu palcem - i lepiej dla ciebie, żebyś rano był w wyśmienitej formie.
Blondwłosy podniósł obronnie ręce.
- Jak możesz podejrzewać mnie o tak niecne zamiary uchlania się z moim dalekim kuzynem na swój własny ślub.
Oboje wybuchliśmy śmiechem.
- Po prostu mówię, żeby nie skończyło się to identycznie, jak na kawalerskim Augusta. - wzruszyłam ramionami.
- To było pamiętne, ale nie chce tego powtarzać. - obruszył się, otrzepując z delikatnym obrzydzeniem.
Ślub Augusta i Georgii to było chyba największe wydarzenie jakie rebelia pamiętała od swoich początków. Pamiętam naszą całonocną zabawę z Georgią, a później bieganie za chłopakami z kawalerskiego, byle tylko doprowadzić ich skacowane głowy do względnego porządku... a przede wszystkim pana młodego i jego świadka.
- Nie masz powodu do obaw. Z tego co wiem tym razem nie planują tak dzikiej imprezy. A ty już wiesz co szykują dla ciebie?
Powoli uśmiech na mojej twarzy zaczął blednąć.
- Szczerze mówiąc nie wiem czy w ogóle iść na wieczór panieński. - spuściłam wzrok, wyginając palce.
- Dlaczego tak mówisz? - pogładził mój podbródek, zmuszając do spojrzenia na niego.
- Marlee jest daleko, nie wiadomo do końca gdzie. Bez niej, czuję że jakiś puzzel, który dopełniał układankę przez tamten prawie rok... zniknął. - wzruszyłam ramionami - Poza tym, nikt nie rozkręci lepszej imprezy od niej.
Maxon wybuchł śmiechem i złapał mnie za ręce.
- Myślę że mimo wszystko warto. Taka noc się nie powtórzy. - uśmiechnęłam się lekko - Ale dość o tym. Mam nadzieję, że jesteś gotowa na mój prezent ślubny.
Przewróciłam oczami.
- Skarbie, naprawdę nie musisz mi dawać prezentów. Wystarczy mi, że dostanę ciebie.
Uśmiechnął się szelmowsko.
- Wiem, ale kim bym był, nie obdarowując mojej królowej. - ucałował moją dłoń - Chodź. Ta ci się spodoba.
CZYTASZ
The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}
Romansa"Tylko ktoś kto nie ma nic do stracenia jest w stanie zmienić wszystko, Słowiku" Co by było gdyby America Singer nie wygrała Eliminacji? Jaką cenę ma walka o wolność, sprawiedliwość i prawdę? Jak będzie wyglądać życie dziewczyny, która próbuje odnal...