Rozdział 29

14 2 0
                                    

Aspen Leger

Pomyślałbym o wszystkim, tylko nie o tym. Węże, pająki, głupie lalki voodoo... ale nie iście szlachetne zwierzęta, które być może zostały stworzone do tego, by towarzyszyć wielkim rodom w służbie i rozrywce.
- Ty tak na serio? - nie mogłem się powstrzymać. Wybuchłem nieudolnie tłumionym śmiechem, pochylając się i zaciskając dłonią brzuch.
- Aspen, już nigdy więcej nie odezwę się do ciebie, serio. - zażenowany książę z udawaną obrazą zaczął zrywać pierwsze, jasnozielone listki z wierzb rosnących na skraju Ogrodów Królewskich. Zacząłem się tłumaczyć.
- Wiesz, naprawdę nie mam pojęcia jak mógłbym ci pomóc. Mam usunąć konie ze sportu, który WŁAŚCIWIE ICH WYMAGA? - rozłożyłem ręce w geście prześmiewczego znalezienia rozwiązania tej kuriozalnej sytuacji. Mecze polo były ostatnią rzeczą, na której Szóstka - świeżo upieczony gwardzista - mógłby się znać. 'Książę panicznie bojący się koni...' Wciąż nie mogłem odetchnąć po odkryciu tej niewyobrażalnej ironii.
- Złam mi nogę! Złam mi nogę, błagam cię, albo chociaż draśnij mnie lekko mieczem, tylko mi pomóż! - Maxon zaczął nerwowo szarpać mnie za rękaw. Był dopiero marzec, a ja dosłownie gotowałem się w umundurowaniu na pełnym słońcu wiosennego Angeles.
- Niech książęca mość się uspokoi - stanąłem w cieniu drzewa by złapać oddech. Maxon przysiadł, opierając się o chłodny mur i zakrył twarz w dłoniach. Miałem wrażenie, że nie był smutny - tylko spanikowany.

Zacząłem rozglądać się. Dookoła roślinność naprawdę budziła się z półzimowego - jak na tak ciepły klimat - snu. Świeże kolory były chyba najpiękniejszą ozdobą dla królewskiego pałacu. Aż dziwne, że nikt, nawet żadna kandydatka, nie rozkoszowała się właśnie tą niesamowitą pogodą po śniadaniu.
- Maxon, ja ci naprawdę nie pomogę - skrzyżowałem ręce - ...ale wiem, kto mógłby ci pomóc. Jest w Angeles taka dziewczyna... - chłopak wyprostował się gwałtownie. W jego stanie przyjąłby każdą - nawet najgłupszą - propozycję, jaką bym mu podłożył pod nos. A to wcale nie było głupie.
- Jest odważna i krnąbrna. I myślę, że bez problemu mogłaby dla ciebie zrobić taki raban, że zniknąłbyś nie tylko z tej durnej gry rodzinnej, ale i nawet na cały dzień. - w oczach Maxona pojawił się nieznajomy mi dotąd błysk.
- Kim jest ta urocza dama? - uśmiechnął się.
- Chodź. - zerknąłem przelotnie na inne alejki. Pustka dookoła oznaczała, że mamy całkowicie wolną drogę.

- Aspen! Już myślałam, że zabłądziłeś w tych swoich wiosennych krzewach Ogrodów i nie wrócisz do mnie do końca lata.
Celeste, rozłożona na zapadniętej sofie, wpatrzona była w swój notatnik ze skupieniem godnym wybitnego szachisty.
- Niech panienka sobie nie przeszkadza... - wtrącił się Maxon, który wyglądał na skradającego się do własnej biblioteki. Dziewczyna, słysząc głos księcia, z przerażeniem w oczach wstała, próbując przybrać pozę osoby co najwyżej zaskoczonej wizytą następcy tronu.
- Książę, nie spodziewałam się twojej wizyty. To znaczy nie chciałabym, ja... - widok skruszonej Celeste był moim nowym, fascynującym odkryciem.
- Uspokój się, Celeste. My właściwie przychodzimy do ciebie. - powiedziałem.
- Oczywiście że do mnie, do kogo by innego. - właściwy humor dziewczyny wrócił tak szybko jak zniknął. Usiadła bardziej uspokojona, zostawiając dla nas miejsce obok. Stanąłem naprzeciwko, za nieco przytłoczoną gazetami i notatkami długą ławą.
- Mam do ciebie nietypową, ale też niezwykle ważną prośbę, droga Celeste. - Maxon usiadł obok niej i złożył ręce na kolanach. - Jak pewnie wiesz... jutro rozgrywany jest mecz polo najlepszych drużyn całego kraju na polach Królewskiego Wzniesienia... na cześć mojego ojca.
Widziałem, że Maxon nie do końca jeszcze zrozumiał cały mój plan, który na szybko i mgliście przedstawiłem mu w drodze, dlatego sam włączyłem się do rozmowy.
- Chcielibyśmy, żebyś zrobiła to, co wychodzi ci zawsze znakomicie, a mianowicie spektakularne zamieszanie. - Celeste patrzyła na mnie chwilę, nie wiedząc, czy sobie z niej żartujemy, czy mówimy całkiem serio. Roześmiała się lekko i założyła nogę na nogę.
- A co mianowicie miałabym zrobić?
- Miałabyś odciągnąć księcia z tego wielkiego rodzinnego spotkania chociaż na czas meczu. - odpowiedziałem stanowczo. - Dowolnym sposobem.
- Dowolnym, mówisz... - uśmiechnęła się lekko, patrząc się na Maxona. - Czy to ma być propozycja niespodziewanej randki, książę?
- Skądże - chłopak westchnął z ulgą, ale też rozbawieniem. - Tak właściwie to dlaczego by nie... Po prostu potrzebuję nie być tam w tym czasie.
- Maxonie, przyznaj się, że zależy ci na rewanżu z naszych pierwszych rozgrywek pokera, które przegrywałeś z prędkością słonecznego wiatru! - książę roześmiał się nieco zażenowany tym wyznaniem przy mnie, ale ja wiedziałem o tym już wcześniej. Podziwiałem jej umiejętność szybkiego, taktycznego myślenia w konfrontacji z samym księciem. Jedną z wielu rzeczy, od której Celeste Newsome nie jest w stanie się powstrzymać, to od oznajmiania mi swoich efektownych sukcesów.
- Obiecuję ci, że kiedyś na pewno się to stanie. - Maxon z większym przekonaniem w głosie zapewnił dziewczynę o szykowanej zemście.
- To jak? - zwróciłem się do kandydatki.
- Nie wiem, co kombinujecie ani o co chodzi - Celeste zastanowiła się chwilę, po czym z szyderczym uśmieszkiem oznajmiła - ale jak będę jutro gotowa, na pewno usłyszycie.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz