Rozdział 25

19 4 0
                                    

America Singer

- Czy wszyscy wiedzą co mają robić? - August lustrował nas wzrokiem. Jednocześnie pokiwaliśmy głowami. Był środek zimy, a ja paradowałam w zjawiskowej, granatowej sukni do ziemi. Kilka rebeliantek w czarno-białych strojach i schludnych koczkach ubezpieczało moje tyły. 'Niestety, drogie panie, nie zamierzam zaliczyć wpadki'.
August dał znak i cichym krokiem ruszyliśmy przez trawnik w stronę wejścia dla służby. Pałac w nocnym świetle księżyca wyglądał niezwykle majestatycznie. Docierając jako pierwsza do drzwi pociągnęłam powoli za klamkę i upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu. Ostrożnie stąpając po wyłożonej kafelkami posadzce rozejrzałam się po ogromnej kuchni. Kiedy reszta weszła do pomieszczenia, lider przedstawił ponownie plan działania.
- Ami, wchodzisz na 3 piętro. Pamiętaj, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Jesteś jedną z kandydatek z Elity, w tym stroju żaden gwardzista nie powinien cię zaczepiać. Reszta przechadza się po pałacu, obserwując sytuację. Jeżeli ktoś poprosi was o dostarczenie poczty pałacowej, niezwłocznie przynosicie ją do mnie. Jesteście gotowi?
Kiwnęłam twierdząco głową i odetchnęłam głęboko. 'Prawdziwa zabawa zaczyna się teraz'.

Aksamitny dywan tłumił odgłos moich czarnych szpilek. Wdrapałam się na najwyższe piętro budynku, rozglądając się za potencjalnymi problemami. Na szczęście w pobliżu nie dostrzegłam żadnych mundurów. Szybko poprawiłam luźne pasmo mojej czarnej peruki i pewnie weszłam na korytarz, ruszając w wyznaczonym kierunku. Miałam sporo czasu na nauczenie się planu tego miejsca. Na tyle dużo, by w razie porażki bezpiecznie wydostać się na zewnątrz.
Minęłam kolejny zakręt. Żadnych gwardzistów. To robiło się podejrzane... Wyostrzając zmysły, kroczyłam kolejnymi korytarzami, lekko zdezorientowana zaistniałą sytuacją. W końcu pod jednym z okien dostrzegłam umundurowanego mężczyznę. Pełna wdzięku przeszłam obok niego, kątem oka obserwując jego reakcję. Ten dalej stał nieruchomo, niczym kamienny posąg. 'To naprawdę działa!'. Myśl o dalszej drodze napawała mnie entuzjazmem, gdyż miałam praktycznie stuprocentową pewność mojego dzisiejszego sukcesu.

Postawiłam ostatni krok i stanęłam na skraju zachodniego skrzydła. Zgodnie z planem miałam się tu spotkać z Maysonem. 'Tyle, że go tu nie było'. W oczekiwaniu i lekkim poddenerwowaniu oparłam się o parapet zajmującego całą ścianę okna. Za szybą rozciągał się piękny widok na królewski ogród. W tamtym momencie żałowałam, że nie mogłam się przejść jego alejkami. Zawsze żyłam blisko natury. Czułam się wolna, chodząc leśnymi ścieżkami i mocząc się w strumieniu rozświetlonym jasnymi promykami słońca.
- Piękny prawda? - z moich marzeń na jawie wyrwał mnie przyciszony głos tuż przy moim uchu. Podskoczyłam i szybko odwróciłam się, by spojrzeć na zadowolonego z siebie Maysona.
- Na litość boską, ile razy jeszcze będziesz mnie tak straszył? - skarciłam go i odetchnęłam głęboko, żeby uspokoić szybko bijące serce. 'Następnym razem za taki numer roztłukę jego przystojną twarz, przysięgam na najlepsze ciastka mojej mamy'. W tamtym momencie zatrzymałam swoje myśli na jednym szczególe. 'Dlaczego pomyślałam że jest przystojny?'.
Odsunęłam od siebie te zdanie - musiałam skupić się na zadaniu.
- Dobrze, skoro już tu jesteś, masz wszystko czego potrzebujemy?
Mayson przytaknął i wskazał na niewielką torbę z paskiem, spoczywającą na jego ramieniu. To była jedna z niewielu rzeczy wyglądających rebeliancko. W granatowym garniturze, zestawionym z śnieżnobiałą koszulą wyglądał zjawiskowo. Mimo, że zazwyczaj nosił bardziej nieformalny strój, teraz wydawał się być... inny, bardziej naturalny. Zaśmiałam się w duchu. 'To na pewno przez te zmierzwione włosy'.
- Wszystko jest w środku. A teraz m'lady... - mówiąc to wyciągnął do mnie ramię, które z przyjemnością przyjęłam. Gdy tylko położyłam dłoń na jego ręce, poczułam przyjemne ciepło. Prędko otrząsnęłam się z tego uczucia i ruszyliśmy korytarzem w stronę naszego celu. Po drodze rozglądałam się na wszystkie strony, podziwiając portrety zajmujące każdą ścianę. Cicho westchnęłam, na co zareagował mój towarzysz.
- Lady Kriss, panienka powinna już znać wszystkie te korytarze, a nie zachwycać się każdym napotkanym obrazem, Bóg jeden wie czyim.
Przewróciłam oczami na tą uwagę i odparłam:
- Wybacz mi, wasza wysokość. Wygląd tych komnat nie zajmuje zwykle mojej uwagi w takim stopniu, w jakim każda sekunda spędzona z tobą. - próbowałam wypowiedzieć to zdanie najgrzeczniej, jak tylko potrafiłam, ale po chwili oboje nie byliśmy w stanie powstrzymać śmiechu.
- Powiem szczerze, jesteś najgorszą Kriss, jaką w życiu widziałem. - stwierdził Mayson.
Oburzona, złożyłam ręce na biodrach.
- A ty skąd niby wiesz, jak by się zachowała? Znasz ją? - spojrzałam podejrzliwie na chłopaka. Ten powoli się wyprostował, a twarz spoważniała.
- Wiesz, nie znam jej osobiście, ale istnieje jeszcze takie nowoczesne urządzenie wielofunkcyjne zwane telewizją. - odparł, udając jakby powiedział najmądrzejszą rzecz na ziemi. Zachichotałam, co ku mojemu zdziwieniu spotkało się jedynie z lekkim uśmiechem Maysona. Odchrząknął szybko. - Ruszajmy, mamy niewiele czasu.
Przemierzaliśmy dalej korytarze, gdzie uważniej obserwowałam spiętą postawę chłopaka.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz