Rozdział 27

22 3 0
                                    

America Singer

Minęły dwa tygodnie odkąd przeżyliśmy tę noc po ataku... a ja wciąż go unikałam. Sama nawet nie wiedziałam, dlaczego przy każdej okazji odwracałam się na pięcie, kierując się w przeciwną stronę. Przecież nie powinnam czuć się tak okropnie, miał prawo trzymać swoją tożsamość w tajemnicy. 'A mimo wszystko to cholernie bolało'.
Schodziłam właśnie do rebelianckiej stołówki, mieszczącej się dwa piętra niżej. Pomimo oczywistego charakteru sali do konsumpcji posiłków, mieścił się tam również barek, który obecnie usilnie mnie kusił.
Nie miałam ochoty na towarzystwo, choć upijanie się w samotności również owiane było niezbyt świetlaną perspektywą. Kilkakrotnie biłam się z myślami, czy zadzwonić do Marlee i wypłakać się w jej ramię. Powstrzymywała mnie jedna myśl. 'Ona również musiała wiedzieć'. Poniekąd przez nią także poczułam się zraniona.

Z rozmyślań wybił mnie ogłuszający pisk głośników i dobiegający z każdej strony okrzyk "Niespodzianka!". Po chwili gromkie oklaski zgromadzonych. A ja dalej nie miałam zielonego pojęcia o co chodziło. Na podest umieszczony na samym końcu sali stanął uśmiechnięty August.
- Drodzy przyjaciele, nie przybyliśmy tutaj żeby topić smutki kolejnymi kieliszkami - słysząc to, sama miałam ochotę wybuchnąć śmiechem - ostatnio mieliśmy trudny okres, nie ukrywam. Straciliśmy dzienniki, ale nie możemy się teraz poddać... nie kiedy jesteśmy już na dobrej drodze do osiągnięcia celu. Ale nie przyszedłem tutaj by tłuc stare formułki, po prostu bawmy się i odpocznijmy tego jednego wieczoru jak za dawnych czasów. I oczywiście świętujmy razem z Americą, naszą zasłużoną nowicjuszką. - chwycił za stopkę kieliszka, wypełnionego musującą cieczą. Reszta zgromadzonych poszła w jego ślady. Poczerwieniała, nie mająca zielonego pojęcia co ze sobą zrobić, stałam na środku, kiedy dookoła mnie wybrzmiewało ceremonialne "sto lat", a setki szklanek stykały się ze sobą wydając głośny stukot.

Dygnęłam szybko w podzięce i ruszyłam poirytowana w stronę wyszczerzonego Augusta.
- Ty. - wskazałam oskarżycielsko palcem zbliżając się coraz bliżej do bruneta.
- Jeżeli wymyśliłeś ten cały cyrk na pół rebelii żeby mnie wkurzyć i zawstydzić, to ci się udało. - wyrzuciłam.
Chłopak, nie zmieszany, rozłożył tylko ręce w geście obronnym.
- Uspokój się, to nie ja wpadłem na ten pomysł. To zasługa pewnego dobrze ci znanego blondyna. - 'Znowu Maxon' - ale gdybym wiedział, że tak na to zareagujesz, sam bym zorganizował wszystko tylko żeby zobaczyć twoją zakłopotaną minę.
Moje oczy automatycznie rozszerzyły się. Chyba nie miałam już wystarczającej ilości determinacji, by sprezentować Augustowi mocnego kuksańca w żebro. Uśmiechnęłam się tylko sztucznie i odeszłam w stronę baru.
Sączyłam bursztynowy płyn i ignorowałam wszechobecny gwar. Beznamiętnie spoglądałam na kolorowe butelki stojące na licznych półkach. Podskoczyłam nagle, gdy poczułam ciepłe dłonie na moich odkrytych ramionach.
- Wszystkiego najlepszego nasza ognista dziewczyno! Dlaczego nic nie mówiłaś, że dzisiaj są twoje urodziny? - zapytała Marlee, siadając obok mnie na stołku barowym. Od razu zaczepiła barmana i zamówiła klasyczne martini. Oczywiście nie powstrzymała się od czarowania barmana w swojej czerwonej, wydekoltowanej sukience koktajlowej. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech. 'Cała Marlee. Może mnie zwodzić tysiące razy, i tak uwielbiam jej sposób bycia.' Kiedy tylko skończyła otumaniać niewinnego chłopaka za barem, odparłam.
- Nie mogłaś się powstrzymać. Co powiedziałby na to Carter?
Blondynka tylko przewróciła oczami.
- Skarbie, piękna nie będziesz na zawsze. Trzeba korzystać póki można. - upiła łyk z kieliszka - Poza tym, Carter to moja jedyna, prawdziwa miłość... no może jeszcze szybka jazda w mojej Daisy.
Obie roześmiałyśmy się głośno. Kiedy tylko pozbyłam się cichej urazy do przyjaciółki, na horyzoncie pojawiła się kolejna chmura burzowa. Powolnym krokiem, z niepewną miną, zbliżał się do nas chłopak o orzechowych oczach.
- Witajcie, drogie panie. - Marlee z uśmiechem odwróciła się do chłopaka. On, lekko zmieszany, kontynuował. - Wybaczcie, nie chciałem wam przeszkadzać. Jeżeli rozmawiałyście o czymś istotnym to wrócę później. Ja tylko...
- Maxon, przestań już gadać tylko siadaj. - weszłam mu w pół słowa delikatnie poddenerwowana. 'Miejmy już to za sobą'. Mój wzrok powędrował na zszokowaną twarz Marlee. Po sekundzie zastanowienia rozwiałam jej wątpliwości.
- Tak, wiem już o wszystkim. A teraz chcę jeszcze wyjaśnić parę kwestii. - spojrzałam głęboko w jej oczy, bezgłośnie prosząc ją, by zostawiła nas samych. Najwyraźniej mój przekaz został odczytany, gdyż dziewczyna szybko wstała z miejsca, ucałowała mnie w policzek i rzuciła szybkie - Później pogadamy.
'Oczywiście muszę się przyszykować na długą i szczegółową spowiedź z całej tej zawiłej historii'.
Chłopak szybko zamówił szklankę ginu z tonikiem i spróbował przerwać niezręczną ciszę.
- Ami, naprawdę nie miałem innego wyjścia. Nawet nie wiesz jak trudne jest ukrywanie tego, kim jesteś, a dodatkowo spiskowanie przeciwko własnej rodzinie. To co robiłem nie było tylko dla mojego bezpieczeństwa, ale również dla twojego. Prawda jest taka, że dziesiątki razy chciałem powiedzieć ci o wszystkim. - zatrzymał się na chwilę, a ja skupiłam się na tych brązowych tęczówkach - Prawda jest taka, że jesteś osobą, której naprawdę tutaj ufam i jedyną, która wspiera mnie, odkąd tutaj jestem.
Próbowałam zajrzeć głęboko w jego oczy. Chciałam dojrzeć kolejny blef... ale znałam Maxona. Jego szczerość była prawdziwa.
- Tym razem nie kłamiesz? - zapytałam niepewnym głosem. Twarz blondyna lekko się rozpromieniła.
- Nie tym razem. A na dowód... - podał mi średniej wielkości opakowany w papier prezent.
- Naprawdę nie musiałeś. - odparłam.
- Jak zawsze, ale i tak otwórz.
Przewróciłam oczami i rozerwałam papier. W środku schowany był piękny, brązowy album ze zdjęciami. Na skórzanej okładce wybito moje inicjały, a z wnętrza zwisały dwie materiałowe zakładeczki. Z zaciekawieniem otworzyłam książkę na pierwszej stronie, by w głebokim szoku ujrzeć własną twarz o nieprzeciętnym wyrazie na kawałku papieru fotograficznego.
- Kiedy robiłeś takie zdjęcia i dlaczego nie przypominam sobie, żebym tak bardzo robiła z siebie klauna przed obiektywem?
Na moje słowa Maxon zaśmiał się szczerze i wyjaśnił.
- Każdy ma swoje tajemnice zawodowe. Poza tym nie włożyłem tutaj jedynie... nietypowych zdjęć. - uśmiechnęłam się pod nosem - Przewróć na następną stronę.
Ujrzałam nasze wspólne zdjęcie po zakończonych pracach remontowych w tamtej szkole. Wyglądaliśmy tam tak beztrosko. Mimowolnie moje kąciki uniosły się. Zamknęłam album i położyłam dłoń na szklance z trunkiem.
- Dziękuję. Doceniam, że zbierałeś dla mnie te momenty z ostatnich miesięcy, żebym mogła się nimi dalej cieszyć. Teraz czuję, że żyję i dałeś mi możliwość cieszenia się tymi beztroskimi momentami z moimi nowymi przyjaciółmi.
- Czy ten mini monolog oznacza, że nie jesteś już na mnie zła?
Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
- Może jeszcze to nie jest ten sam poziom zaufania jak wcześniej, ale tak. Wybaczam to, co było i ruszam dalej.
Mój towarzysz uśmiechnął się szeroko i podniósł szklankę.
- W takim razie wznieśmy toast za nowy początek.
- Za nowy początek - powtórzyłam i upiłam spory łyk.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz