Rozdział 42

19 1 0
                                    

America Singer

Siedziałam, wpatrując się w swoje odbicie, rozświetlone blaskiem rozpalonych żarówek. Dalej nie do końca mogłam uwierzyć w to, co właśnie się działo. Koniec wojny, nasza słodka tajemnica skrywana tuż pod nosem samego króla. I ten magiczny bal, jako początek nowej zmiany. Czułam rosnącą nutkę ekscytacji na fakt, że w końcu wszystko zaczęło się układać.

Za mną co chwilę Marletto biegał w tą i z powrotem, szukając gorączkowo ozdób do wykończenia mojej sukni - pięknej, rubinowej kreacji ukazującej moje krągłości. Złote naszycia na gorsecie mieniły się w blasku rozświetlonej toaletki. Do tego pasująca pelerynka z aksamitnym podszyciem i ślicznymi, srebrzystymi kamieniami. 'Mój drogi przyjaciel nie mógł spisać się lepiej'.

- Gdzie jest, do cholery, ta wstążka?! - usłyszałam sfrustrowany głos chłopaka, wyrzucającego wszystko z ogromnej torby na... w zasadzie wszystko.
- Nie przesadzaj, twój projekt będzie równie piękny, nawet bez jednego dodatkowego szczegółu, który przecież każdy zauważy - powiadziałam teatralnym tonem i odwróciłam się w jego stronę.
Rzucił mi politowane spojrzenie.
- Bella, diabeł tkwi w szczegółach, jako kobieta powinnaś to wiedzieć - przewróciłam oczami - Poza tym, to akurat nie mój projekt.
Zmarszczyłam brwi. Otworzyłam usta, by domagać się wyjaśnień, lecz uprzedziło mnie pukanie do drzwi.
Stanął w nich Kota.

Nie ukrywałam zdziwienia na jego widok. 'Jednak udało mu się wkupić w łaski rodziny królewskiej'.
- Chyba widzę ósmy cud świata - rzucił i podszedł do mojego przyjaciela, by złożyć na jego ustach krótki pocałunek. Zachłysnęłam się powietrzem. 'Czy na pewno widziałam to, co widziałam?'.
- O, ty też dobrze wyglądasz, siostro - zlustrował mnie, po czym wrócił wzrokiem do chłopaka.
Marletto pogładził go po plecach, po czym spojrzał na manekina z moją suknią.
- Chciałem coś jeszcze dodać do tego arcydzieła, ale nie mogłem znaleźć nic odpowiedniego.
Kota przyjrzał się dokładnie rubinowej tkaninie.
- Wystarczy, jak Ami założy te złote sandałki, które ci przyniosłem. Poza tym mam idealne dopełnienie całej stylizacji.

Kota wyjął z kieszeni zamszowe pudełeczko ze zdobioną, złotą bransoletką w środku. Podał mi ją, a ja otępiale ją przyjęłam.
- Wiem, że nie spodziewałabyś się po mnie takiego prezentu, ale nie pozwoliłbym ci wkroczyć do pałacu bez doskonale przeze mnie zaprojektowanej kreacji - zatkało mnie. Przyjrzałam się prezentowi. Między zawijasami można było zauważyć wykutą gwiazdkę...
- Dziękuję Ci - sama nie sądziłam, że będę mogła szczerze dziękować za coś Kocie.
Uśmiechnął się tylko, mrugnął do Marletto i opuścił pokój.

- Od kiedy wy jesteście razem?!
Marletto zaśmiał się pod nosem.
- Nie określiłbym tego jako oficjalny związek, ale od dwóch miesięcy coś między nami iskrzy - zauważyłam blask w jego oczach. Mimowolnie uśmiechnęłam się.
- Mam nadzieję, że nie czujesz się z tym źle.
Zastanowiłam się chwilę, po czym zamknęłam go w szczelnym uścisku.
- Nie powiem, żebym się tego kiedykolwiek spodziewała, ale... w gruncie rzeczy jeżeli to cię uszczęśliwia - zajrzałam mu głęboko w oczy - nie przeszkadza mi to. Ty jesteś uroczy, szczery, a Kota jest... cóż, jakby to ująć...
Oboje wybuchnęliśmy śmiechem. 'Ciekawe, czy coś jeszcze zaskoczy mnie tego wieczoru'.

Czułam palące spojrzenia, przemierzając slalomem tłumy gości. Ogromna sala balowa ociekała złotymi ozdobami, mieniącymi się w świetle kryształowego żyrandola. Ruszyłam w stronę barku, żeby zaspokoić swoje pragnienie.

- Omal nie rozpoznałam cię w tej masce! Marletto naprawdę nie mógł lepiej wykonać swojej pracy - odparła Kriss z promiennym uśmiechem. Również wyglądała zjawiskowo w złotej, rozkloszowanej sukience koktajlowej, promieniującej niczym słońce. Całości dopełniała wisząca biżuteria i maska zakrywająca oczy.
Odwzajemniłam uśmiech.
- Dziękuję, ty wyglądasz jeszcze lepiej. Bez ciebie każdy taki bal byłby blady i nudny.
Kandydatka zachichotała.
- Wiem o tym, jestem promyczkiem każdej imprezy - prychnęła, na co ja również zachichotałam.
- Ale skoro już tu jesteśmy, korzystajmy z tej okazji - podała mi kieliszek z musującym płynem - zasłużyłyśmy sobie po miesiącach pracy na tą chwilę rozkoszy.
Upiłam łyk i od razu poczułam przyjemne bąbelki na języku.
- Dalej nie mogę uwierzyć, że cała impreza to twoja zasługa - spojrzałam na nią. Dzięki faktowi, że Kriss także ceni sobie kulturę nade wszystko, w Illei mogą narodzić się całkowicie nowe tradycje, radośniejsze od tych, które pamiętałam z dzieciństwa.
- Mam dar przekonywania. A Maxon dobrze to zorganizował - tutaj miała rację.

Upiłam kolejny łyk, rozejrzałam się i zobaczyłam męską, elegancką postać zmierzającą w naszą stronę. Tą sylwetkę rozpoznałabym wszędzie, mimo niecodziennego dla niego stroju.
- Dobry wieczór Paniom - Aspen odezwał się z szelmowskim uśmiechem.
Odwzajemniłyśmy uśmiechy. Kriss spojrzała na mnie jeszcze raz wymownym wzrokiem, a ja kiwnęłam jej delikatnie z podziękowaniem, gdy odwracała się, by dalej pokrążyć po wielkiej sali.

Spojrzałam na niego. Wyglądał lepiej. Na jego usta powrócił uśmiech, którego już dawno nie widziałam. Uśmiech, którym kiedyś, zakochany, obdarzał tylko mnie.
- Czy mogę poprosić o tę piosenkę? - chłopak wyciągnął dłoń, lekko się pochylając.
Położyłam rękę na ramieniu Aspena. Poczułam znajomy dotyk na mojej talii, który jeszcze kilka miesięcy temu rozpieszczał mnie niemal codziennie. Aspen zaczął prowadzić mnie w rytm pierwszych taktów. Wbijał we mnie swój sentymentalny wzrok, jakby chciał zapamiętać każdy skrawek mojej twarzy.
- Nie sądziłem, że zobaczę cię w takim wydaniu.
Przewróciłam oczami.
- Daj spokój, ty pewnie widujesz tak wystrojone panny codziennie.
- Ale nie każda prezentuje się tak wytwornie jak ty - odparł - po prostu miło cię widzieć, mimo wszystkiego, co się działo w ostatnich miesiącach.
Westchnęłam, po czym dodałam szeptem:
- Dzisiaj chciałabym zapomnieć o rebelii, o wojnie, o zasadach i polityce.

Popatrzyłam na Aspena w poszukiwaniu zrozumienia. Uśmiechnął się do mnie lekko i przysunął mnie delikatnie bliżej siebie.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam dalej prowadzić się partnerowi. Zawirowałam przez parkiet i poczułam, że złapała mnie inna ręka, która opatuliła mnie w talii.

Gwałtownie otworzyłam oczy i zatopiłam się w tych orzechowych tęczówkach. Przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele. Miałam ochotę wtulić się w jego klatkę, ale wiedziałam, że ta przyjemność była dla nas w tym momencie zakazana. Jedyne, na co mogliśmy sobie pozwolić, to delikatne uśmiechy.

Straciłam poczucie, ile piosenek przetańczyliśmy. W tamtym momencie miałam wrażenie, że byliśmy sami na całej sali. Chciałam, żeby to był niekończący się sen.

Nagle się zatrzymaliśmy. Do Maxona podszedł lokaj i szepnął mu pospiesznie coś na ucho. Chłopak kiwnął głową zaniepokojony, po czym zbliżył się do mnie i szepnął:
- Przepraszam cię, ale ktoś mnie pilnie wzywa.
Pospiesznie opuścił salę, a ja zeszłam z parkietu. Jednak nie mogłam wyrzucić z głowy złego przeczucia...

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz