Rozdział 30

15 2 0
                                    

America Singer

Dźwięk telefonu kompletnie wybił mnie z tropu. Pobiegłam jak opętana, żeby szybko podnieść słuchawkę. Podejrzewałam, kto mógł dzwonić.
- Halo?... Tak... ustalone miejsce jest aktualne, zgadza się? - w międzyczasie kątem oka zobaczyłam opartego o framugę Marletto. - Dobrze... Tak pojawimy się o szesnastej.

Odłożyłam telefon na miejsce, a zaciekawiony wzrok chłopaka jeszcze bardziej mnie podekscytował.
- Wszystko załatwione. Mamy dzisiaj odbiór broni w magazynie na skraju miasta - uśmiechnęłam się szeroko, po czym dodałam - a ty idziesz ze mną.

Jeszcze raz uważnie zlustrowałam ulicę przecinającą rzędy magazynów. Kiwnęłam palcem i kilkoro rebeliantów ruszyło do wejścia. Pociągnęłam za ciężkie, metalowe drzwi i wszyscy znaleźliśmy się w pomieszczeniu wypełnionym pudłami.
- Nikt was nie śledził? - szorstki głos wybrzmiał w przestrzeni. Zza jednego z pudeł wyłonił się starszy mężczyzna o tęgiej budowie w przybrudzonych ubraniach roboczych.
Pewniej, ale przytrzymując lekko rękojeść miecza, zrobiłam kilka kroków w jego stronę.
- Nikt, sprawdzałam kilka razy... - odparłam, na co odpowiedział mi praktycznie przerywając w pół słowa.
- Macie pieniądze?
Zamarłam, ale posłusznie wyjęłam złożoną, wypchaną banknotami kopertę.
- Tyle wystarczy? - zapytałam z nutką nadziei w głosie.
Mężczyzna błyskawicznie zabrał się za liczenie.
- Tyle by wystaczyło, ale niestety jest pewien problem. - Nabrałam czujności. Coś tu ewidentnie było nie tak...
Dookoła nas zaczęli zbierać się inni uzbrojeni. Mężczyzna spojrzał na mnie z parszywym uśmiechem.
- Są ludzie, którzy za wasze głowy zapłacą więcej niż te marne grosze.

W tym momencie huk upadających, ciężkich drzwi wypełnił halę. Z każdej strony napływały granatowe oddziały. 'Cholera!'. W tamtym momencie nie było innej możliwości niż ucieczka.
Odnalazłam wzrokiem Marletto. On odwzajemnił moje spojrzenie. Na niemy znak rzuciliśmy się na mundurowych. Jednym ruchem dobyłam lśniącego ostrza i pchnęłam pierwszego przeciwnika na podłogę. Kolejni już biegli w moją stronę. Szybki unik, cięcie. Adrenalina pulsowała w moich żyłach. Widziałam coraz więcej plam krwi, rozpływającej się falą po prowizorycznej podłodze magazynu. Półobrotem drasnęłam jeszcze kilku przeciwników i biegiem schowałam się za paletą wypełnioną pudłami. Odetchnęłam głęboko i bacznie obserwowałam sytuację.
Nagle Marletto przycupnął obok mnie. Przerażona zauważyłam rubinową ciecz sączącą się z ramienia chłopaka.
- O boże - urwałam kawałek materiału z jego koszulki i przycisnęłam do rany. Bolesny syk przeszył mój umysł. - Przepraszam - jedyne słowo, na jakie mogłam się teraz zdobyć. Marletto tylko spojrzał na mnie kojącym spojrzeniem.
- To nic. Rany goją się na mnie jak na psie - jego grymas wyraźnie na to nie wskazywał. Strach zaczął stopniowo kiełkować w moim umyśle. - Lepiej powiedz skąd wytrzasnęłaś tego gagadka?
- Gdzieś go wyszukałam. Widziałam jego nazwisko w aktach z innych tego typu akcji.
Marletto posłał mi podejrzliwe spojrzenie.
- A nie pomyślałaś, żeby lepiej prześwietlić tego człowieka niż tylko "zobaczyć jego nazwisko"?
- Widniał w sprawozdaniach z kilku takich wymian. To nie tak, że wzięłam przypadkowego gościa...
Marletto westchnął.
- Jak on się w ogóle nazywał?
Zaczęłam się coraz bardziej stresować... miałam totalną pustkę w głowie.
- Nie pamiętam teraz! Jakoś G... Gordon...
- Gordon Barrow?
- Tak, właśnie on - przymknął oczy, jego szczęka zacisnęła się.
- Cholera! Czyli jednak... Czytałaś ostatni raport w sprawie rebeliantów podejrzanych o korupcję? - zamarłam. 'Wiedziałam, że coś przeoczyłam...'.
Moje serce waliło, jakby chciało wyskoczyć z piersi. Poczułam ogromną gulę w gardle, której nie byłam w stanie się w tym momencie pozbyć. Rozejrzałam się nerwowo po reszcie magazynu. W samym rogu pomieszczenia zauważyłam niewielkie drzwi. 'Bingo'. Podałam rękę towarzyszowi i w pośpiechu poleciłam:
- W rogu są drzwi ewakuacyjne. Wiesz co masz robić. Spotkamy się później...
Marletto pokiwał głową. Rozdzieliliśmy się, a ja popędziłam w stronę mojego oddziału... a raczej jego resztek. Wściekła, pełna frustracji wleciałam z impetem w żołnierza, przebijając go na wylot. Dałam znak innym, by ruszyli w stronę wyjścia. Sama, torując sobie drogę, wybiegłam na świeże powietrze. Biegłam ile sił w nogach.
'Jak ja się z tego wytłumaczę?'.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz