Epilog - Aspen

14 1 0
                                    

Aspen Leger

Wiosna tego roku wybuchła tysiącami kolorów, odkąd przez ostatnie tygodnie padały intensywne deszcze. Przeszedłem wzdłuż muru i skręciłem prosto w stronę Pałacu, gdzie za świeżą zielenią zagajnika rozpościerały się połacie żółtych tulipanów. ‚Tych samych, z których kiedyś ukradłem jeden dla pewnej dziewczyny.' Uśmiechnąłem się na samą myśl o najpiękniejszej blondynce w całym Angeles.
Wszystko potoczyło się tak szybko. Nie mógłbym znieść scenariusza, w którym Maxon ostatecznie wybrałby kandydatkę w Eliminacjach. Wybrałby Celeste. I choć po długim czasie zrozumiałem, w jakiej sytuacji znajdowali się obydwoje, nie byłbym w stanie zostać i patrzeć na umierającą Illeę, pod dalszą tyranią króla bądź rebeliantów. Nie wiem, czy dalej pozostałbym gwardzistą... Może ostatecznie niektóre drogi są nam przeznaczone.

- Podporuczniku Leger, tutaj jestem! - America posłała mi uśmiech spod skromnej altany. Siedziała w swoim stroju treningowym, jednocześnie pijąc herbatę z filiżanki. ‚Waleczna i elegancka.'
- Mer - przystanąłem naprzeciw niej, lekko zakłopotany swoim zamyśleniem i pośpiechem. W końcu to do niej zmierzałem.
- Widzę, że ty też w pełnym rynsztunku. - otaksowała mnie wzrokiem pełnym podziwu.

Po śmierci króla zamieszki rebeliantów nie ustawały. Południowcy, tracąc główny cel swoich działań, w poczuciu bezsilności zaczęli zajmować się już tylko niszczeniem. Bardzo szybko zostałem wysłany do pobliskiego miasta, aby jako zaufany członek Gwardii Królewskiej koordynować i kontrolować niepokoje społeczne.

- Chcesz jeszcze poćwiczyć? - szyderczy uśmieszek pojawił się na mojej twarzy, gdy momentalnie sięgnąłem po sztylety, które nosiłem po obu bokach torsu.
- Na dzisiaj już mam dosyć. - roześmiała się. - Chodź no tutaj, musimy pogadać. - Przesunęła się lekko, ustępując mi miejsca obok siebie.
- Co u Ciebie? - zacząłem już spokojny.
- Nie oglądasz telewizji czy co? - obruszyła się. - Wszyscy już wszystko o mnie wiedzą, czasem wydaje mi się, że nawet lepiej niż ja znam siebie samą. Chcę wreszcie usłyszeć jak układa się mojemu najlepszemu przyjacielowi.

Westchnąłem. Układało się znakomicie. America jako pierwsza dowiedziała się, że wpadłem po uszy za jej przeszłym największym wrogiem. Celeste Newsome, Faworytka Eliminacji, zaraz po oświadczynach Maxona wparowała do mojego pokoju niczym burza szalejąca za oknem, a potem... już sam do końca nie pamiętam, czego nie robiliśmy. Przez całe życie kochałem Americę całym sercem wierząc, że tak właśnie wygląda prawdziwa miłość. Lecz nic nie mogło zastąpić tego ognia, który wniosła do mojego życia Celeste. Tej pasji, którą rozpalała samym spojrzeniem, samym dotykiem. Boże, jeszcze nigdy sprzeczanie się nie było bardziej ekscytujące.
- Czuję, że chcesz mi coś powiedzieć... - Mer przyjrzała mi się uważniej, gdy sięgnąłem po swoją filiżankę cały czerwony.
- Wiesz, dużo się dzieje. Już zacząłem przyzwyczajać się do nowych obowiązków. Bardzo ci dziękuję, że pomogłaś mi wrócić do Angeles. - chrząknąłem - Nie, żeby to był problem, tylko...
- Tylko co? - zniecierpliwiona odwróciła się przodem do mnie.
- Na tą chwilę będzie to idealne rozwiązanie, wiesz, będę na co dzień bliżej Celeste, pomogę jej...
- Och - wtrąciła - ona bezsprzecznie świetnie radzi sobie sama.

Miała rację. Blondwłosa zaraz po zakończeniu wojny zainwestowała w duży projekt Maxona. Zniesienie klas było chyba najtrudniejszą reformą do przeprowadzenia, dlatego też częścią dotyczącą edukacji zajęła się Celeste. Tak bardzo przeżywała własne, a także i moje, trudne doświadczenia w dostępności do szkolnictwa, że pełną parą zaangażowała się w przywracanie prawa nauki. Niezależnie od klasy, do której się wcześniej należało, Fundacja im. Królowej Amberly zapewniała nieco skomplikowany, acz świetnie działający system stypendiów oraz projekt planów inwestycyjnych dotyczących budowy nowych szkół na terenie całej Illei. Ze wsparciem i patronatem Rodziny Królewskiej.

- Zostanę ojcem.
Patrzyłem, jak Americe z sekundy na sekundę brwi unoszą się coraz wyżej.
- Czy to znaczy, że Celeste...
- Jest w ciąży. - Dopowiedziałem, pełen dumy.
- Tak, to ma sens. - roześmiała się lekko z własnego zamroczenia tą sytuacją.
- Wiem, że to szalone, ale...
- Posłuchaj - przerwała. - Jestem z Ciebie taka dumna. - Dojrzałem małą łzę w kąciku jej oka. - Jestem pewna, że będziesz świetnym tatą.
Mimowolnie zbliżyłem się do niej, aby uściskać ją mocno.
- Za rok czy dwa będę już w stanie wybudować nam prywatny mały kącik. Na obrzeżach, żeby móc dalej pełnić służbę u Twojego boku... przyszła Królowo.
- Daj spokój. Dla Ciebie zawsze będę Mer. Niech tak zostanie.

Wstałem, by ochłonąć na lekkim wietrze przedostającym się przez ramy altany.
- Poza tym Celeste ma tutaj swoje plany. - Westchnąłem z nieskrywanym sarkazmem. - Chce wyremontować stary Pałacyk po drugiej stronie rzeki i założyć tam kasyno.
Czekałem na odpowiedź Americi, która w pełnym skupieniu przetwarzała kolejną informację.
- Okej, czyli pierwsza wiadomość była z tych lekkich, tak? - Mer sięgnęła dłonią czoła, pocierając je teatralnie.
Oboje parsknęliśmy śmiechem w tym samym momencie.
- Masz coś w ogóle do powiedzenia? - zapytała ironicznie.
- A ja mam coś do powiedzenia, gdy Celeste podejmuje decyzje? - rozłożyłem ręce w geście kapitulacji, co jeszcze bardziej rozśmieszyło przyjaciółkę.
- Powiedziała, że mogę jej co najwyżej posadzić piękne rośliny wokół Ogrodów. - Głupawka udzieliła się również mi.
- Oboje jesteście niemożliwi. - skomentowała pomiędzy salwami niekontrolowanych chichotów.
- Zawsze jej to mówiłem! - wspomniałem, sadowiąc się z powrotem obok Mer. Ująłem jej dłoń i położyłem na niej niewielki pierścionek.
- Myślisz, że jej się spodoba? - spytałem zakłopotany. Przyjrzała się skromnemu pierścionkowi, na którym zdecydowanie odznaczał się rubinowy kamień. Dostałem go w spadku po babci i postanowiłem zamówić do niego pierścień, by Celeste dostała coś wyjątkowego.
- Oczywiście, że jej się spodoba! Jest bez wątpienia w jej stylu. - Mrugnęła do mnie porozumiewawczo.
- Cieszę się, że dotarliśmy do tego momentu. - szepnęła - Jestem szczęśliwa, wiesz? Widziałem w jej oczach, jak wspomina wszystkie wspólne czasy. - Może to wszystko zadziało się z jakiegoś powodu, z jakiegoś powodu jesteśmy tu teraz.
Rozejrzała się po wielkich Ogrodach Pałacowych, jakby to właśnie tam szukała odpowiedzi.

- Może ostatecznie niektóre osoby są nam przeznaczone.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz