Rozdział 17

20 6 0
                                    

America Singer

Od ostatnich akcji, które były raczej umiarkowanym sukcesem, minęło parę tygodni. W tym czasie dostaliśmy rozkaz pomocy lokalnej ludności. Nie przypuszczałam, że Rebelia zajmuje się czymś takim, ale ucieszyłam się, że tym razem pomożemy komuś bez walk, misji i narażania się. Odbudowywaliśmy szkołę zniszczoną podczas jednego z wielu ataków Południowców. Całe szczęście ucierpiał tylko budynek. Rebelii udało się dosyć szybko postawić go do pionu. Teraz pracowaliśmy w małych grupach nad malowaniem.
- Góra jest już cała wykończona? - zapytał Mayson dolewając farby do pojemnika.
- Prawie. Pojutrze zaczynają cyklinowanie, potem będzie można wnosić meble. - odpowiedziałam z uśmiechem, nie odrywając się od pracy. - Myślę, że po Świętach dzieci będą mogły wrócić.
- Nie wiedząc nawet, że to wszystko dzięki "tym osławionym REBELIANTOM". - zaśmiałam się, widząc jego przerażony grymas na twarzy.
- Myślisz, że tak się teraz straszy niegrzeczne dzieci? Krwożerczymi rebeliatami. - próbowałam ułożyć ręce na kształt pazurów, nie zdając sobie sprawy z tego, że cały czas trzymam w nich wałek. Upadł, zostawiając za sobą rozbryg farby na zafoliowanej podłodze. Mayson próbując go podnieść, poślizgnął się wpadając na drabinę, która z traskiem upadła.
- O tak. Niebezpieczni, niszczycielscy Rebelianci America i Mayson. Brzmi jak materiał na film grozy albo komedie. - finezyjnie wyśmiał swoją i moją niezdrarność.
- Nic ci nie jest?
- Nic, ale nie pogardziłbym kanapką. Skoro i tak kazali nam robić sobie przerwy co 2 godziny.
- Racja. Zróbmy w końcu coś czego nie uda nam się zepsuć.
Byłam niesamowicie wdzięczna, że mam kogoś kto jest równie zielony w tym wszystkim co ja. Zazwyczaj pomagaliśmy sobie nawzajem rozładować stres, kiedy w Rebelii robiło się gorąco. Śmialiśmy się z mojej licznej i jego mniej licznej rodziny, z realiów życia jako Piątki, a najczęściej z siebie nawzajem.
- Jakie masz plany na Święta?
- Jadę do domu. Nie wyobrażam sobie ich bez rodzinnej kolacji, śpiewania do późnego wieczora i... - 'I porannego spaceru po parku z Aspenem. Kiedy wszyscy jeszcze śpią i cały park jest naszym własnym domem.'
- I czego? - Mayson uciął moje rozmyślania zanim zdążyłam odpłynąć.
- To nic takiego. - rzuciłam pośpiesznie. - Po prostu zdałam sobie sprawę, że w tym roku nie zrobię czegoś co uznawałam za tradycję... ale nie chce o tym mówić. - spróbowałam nastawić swoje myślenie na inne tory. W końcu tradycje się zmieniają.
- Jak wolisz. A cała twoja rodzina się zjedzie?
- Oprócz Koty. Ale hej, w tym roku przyjechał na urodziny taty, a na Wielkanoc wysłał kartki, więc jest progres. - uruchomiłam czajnik elektryczny i chwyciłam makowego bajgla ze stolika. - Nie mogę się doczekać. Jak wiesz mój tata nie potrafi śpiewać, ale zawsze w Boże Narodzenie robi wyjątek, żeby uszczęśliwić mamę i razem śpiewają jej ulubioną piosenkę "Baby, it's cold outside". A ty? Jak zwylke świętujesz Boże Narodzenie?
- Cóż, u nas jest dość pompatycznie. Wielkie przyjęcie dla rodziny i przyjaciół, załatwianie różnych spraw przy kolacji i winie. Dużo bym dał za takie Święta jak twoje, bez żadnej maskarady. - rozejrzał się po pustym korytarzu, kończąc swoją kanapkę.
- Gdybyś był w Karolinie, to u nas zawsze znajdzie się dodatkowe miejsce przy stole.
- Dziękuje Ami. - w tym momencie czajnik zaczął gwizdać, więc ruszyłam zalać herbatę. Podałam przyjacielowi kubek i oparłam się o parapet.
- Tak się zastanawiam: gdybyś mogła poprosić o dowolny prezent pod choinkę to czegobyś sobie zażyczyła?
- Mayson, jestem już dużą dziewczynką, nie wierzę w Świętego Mikołaja.
- A gdybyś wierzyła?
Pomyślałam chwilę i niemal od razu nasunęła mi się oczywista myśl.
- Maszynę do szycia.
- Naprawdę?
- Tak. Maszynę Janome Mc500e. May od lat marzy o takiej. Teraz, kiedy mam stałą pracę, mam nadzieję, że uda mi się trochę odłożyć i kupić jej coś przyzwoitego.
- A o czym ty marzysz?
- Właśnie o tym. Chcę, żeby moja siostra robiła to co ją uszczęśliwia. - May jest świetnie wyuczona w sztukach manualnych i dobrze gra na skrzypcach, ale kiedy projektuje ubrania, to po prostu błyszczy. Rodziców nie stać na to, żeby edukować ją w tym kierunku, a nawet gdyby było inaczej... cóż, wciąż czujemy gorzki niesmak po bracie, który wypiął się na rodzinę, gdy został znanym designerem. Mimo wszystko May musi tworzyć modę, w przeciwnym razie będzie wykonywać automatyczny, wyuczony zawód. Trochę tak jak ja.
- O co chodzi? - Dopiero teraz spostrzegłam, że mój rozmówca przygląda mi się inaczej. Szeroki uśmiech z nutką podziwu.
- O nic. Nic nie powiedziałem. - wyczułam, że rozczuliła go moja zdecydowana wypowiedź. - Może wracajmy do pracy.
- O nie. Najpierw powiedz mi co ty chciałbyś dostać od Świętego Mikołaja.
- Hmm... Wiem! W tej chwili marzę o jakimś innym kombinezonie. - spojrzałam na stroje, które dali nam do malowania ścian. Fakt, wyglądały komicznie. - No zobacz, jest na mnie o 3 rozmiary za duży i śmierdzi zdechłym śledziem. - Roześmialiśmy się i powoli wróciliśmy do remontowanej sali.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz