Marlee Tames
- Lody czy ciastka? - krzyknęłam do Americi, która nie odrywając głowy od poduszki, wydała z siebie sfrustrowany bełkot. - Czyli oba. W potrójnej porcji. - mruknęłam.
- Jak w ogóle mogło do tego dojść?
Zadawałam sobie to samo pytanie. Wydawało mi się, że poznałam Americę na wylot. Jakim cudem umknęło mi, że ona i Maxon mają się ku sobie? 'Ugh, już ja sobie pogadam z tym królewiczem. Prowadziłam go za rączkę, żeby na pewno, ale to na pewno, nie narobił żadnego bałaganu. A ten nie potrafi się ograniczyć do 35 dziewczyn pod swoim dachem'.
- Spokojnie, to był tylko pocałunek. - stłumiłam swoją irytację. Zajęłam się rozkładaniem przekąsek po całym pokoju hotelowym.
- Ale po tym co się stało... Przecież kocham Aspena, nawet jeśli chciałam zrobić sobie przerwę. Myślałam, że lepiej poznam siebie, a wychodzi na to, że nie wiem mniej niż kiedykolwiek. Nigdy wcześniej nie całowałam się z nikim innym i to było... - zawahała się. 'Tylko nie to. Znam ten rodzaj uśmiechu. To sugeruje, że będą kłopoty...' - Sama nie wiem. Nie wiem, czy czuje się oszołomiona, czy szczęśliwa, czy winna. Najgorsze, że nie wiem, komu mogę o tym powiedzieć, bo ostatnio mam wrażenie, że każdy mnie obserwuje i kiedy zrobię najmniejszy krok...
- Stop! - przebiłam się przez balon jej splątanych myśli i obaw. - Weź wdech... i wydech - rudowłosa posłusznie usiadła na kanapie i uspokoiła się nieco. - Wydaje ci się czasem, że idziesz ulicą i wszyscy na ciebie patrzą? Obserwują każdy krok jakby wiedzieli kim jesteś i co robisz? Twoje ruchu robią się nienaturalne, a ich spojrzenia coraz bardziej podejrzliwe.
- Tak! Dokładnie tak się czuje bez przerwy. - dziewczyna patrzyła ma mnie wyczekująco. Była przytłoczona. Liczyła na radę, która pomoże jej rozwikłać ten galimatias, ale ja jej nie miałam.
- Niestety nie można nic z tym zrobić... Bo ciężko rozwiązać problem, który nie istnieje.
- Jeśli w ten sposób chciałaś mnie rozluźnić to ci się nie udało. Bo teraz to już wariuje ze stresu.
- Chodzi mi o to, że oni cię obserwują tylko w twojej własnej głowie. Uwierz mi, przerabiałam to. - starałam się okazać mimiką, że odłożyłam sarkazm na bok i mówię szczerą prawdę. - Robisz coś nielegalnego i boisz się przyłapania. Jasne, ale naprawdę w 70 procentach przypadków, nikt na ciebie nie patrzy.
- A pozostałe 30 procent? - uśmiechnęłam się. Nie była do końca przekonana, ale przynajmniej odłożyła poduszkę, którą dotychczas dusiła z uporem maniaka. To już coś.
- To spostrzegawczy mężczyźni... No co? Przypominam ci, że jesteś piękną kobietą. Chociaż... maseczka z aloesu by ci nie zaszkodziła. Mam dla nas przecudny olejek.
Zanim zdążyłam sięgnąć do torby, przyjaciółka uścisnęła mnie mocno. Miałam przygotowaną górę kosmetyków, filmów i jedzenia, żeby nie pozostawiać jej chwili na rozterki sercowe. To co najbardziej mi się podobało, było wręcz banalne: bitwa na popcorn, tańczenie do "Baby, one more time", nawijanie jej płomieniście rudych włosów na papiloty i nieudana próba dobrania właściwych kosmetyków do twarzy. Cera Ami jest tak śnieżno-biała, że byłam o krok od przypudrowania jej nosa mąką. Dla niej nie stanowiło to zresztą większej różnicy, bo rozmazała się po godzinie - ach, nieśmiertelny "Titanic". Jednak jest w sercu tej roztrzepanej rebeliantki jakiś skrawek kobiecej delikatności. Całe szczęście, bo po tym jak nie dała sobie pomalować paznokci, zaczynałam się bać.Koło drugiej leżałyśmy w wielkim łóżku. Miękka pościel miała przyjemnie hotelowy, mydlany zapach. Jak na zwykły pracowniczy apartament, musiało się tu przyjemnie mieszkać. Tak mi się przynajmniej zdawało, bo sama spędziłam tutaj wyjątkowy wieczór. Wyjątkowy, bo spokojny, ale fajny.
- Marlee? - America szeptem upewniła się, że nie śpię. Bawiła się swoim naszyjnikiem. To znak, że usilnie wracało do niej wspomnienie przedwczorajszej nocy.
- Tak?
- Kiedy ty... kiedy uświadomiłaś sobie, że jesteś zakochana w Carterze?
- Nie wiem. Poznaliśmy się i potem wszystko działo się dość szybko. - to nie była zbyt satysfakcjonująca odpowiedź. Przekręciłam się na plecy.
Jej pytanie zbiło mnie z tropu. Teraz to dla mnie oczywiste, ale te 3 lata temu... To była tylko zabawa, nic więcej. Do czasu aż trafił do więzienia.
- Chyba to było wtedy, kiedy zobaczyłam, jak cierpi i byłam pewna, że zrobię wszystko, żeby już nigdy tego nie zobaczyć... - na tym zakończyłam. To nie był czas ani miejsce, żeby opisywać Americe, co wtedy przeżyłam. Z resztą sama wolałabym o tym zapomnieć. Jego twarz w zaschniętej, brunatnej krwi. Blizny, siniaki i najgorsze z tego wszystkiego... oczy. Pewność, pasja i siła, którymi mnie ujął, rozmazywały się w bólu. Miał 6 lat do odsiedzenia. Fizycznie - jasne, co to dla niego, ale w środku - człowiek, którego znałam zostałby zmiażdżony i rozerwany na strzępy przez strażników tak zwanej „sprawiedliwości". Wtedy żadne kraty, żadne prawa ani żadne mury nie miały znaczenia. Carter miał być wolny i miał być przy mnie. Nie cofnęłabym się przed niczym, żeby tak było.
- Myślisz o tym pocaunku, prawda?
- Ja wiem jak głupio to brzmi, ale... były fajerwerki.
Normalnie chętnie bym powiedziała: "Fajerwerki w sylwestra o północy? Szokujące!". Po raz pierwszy od bardzo dawna zachowałam swój gorzki sarkazm dla siebie. Zamiast tego powiedziałam:
- Może na razie powinnaś się od niego odsunąć.
- Może... - westchnęła - Dlaczego akurat tak uważasz? - przekręciła się, żeby poprawić kołdrę, dając mi kilka sekund do namysłu.
"Dlatego, że to cholerny książę." Chciałabym to powiedzieć. Problem w tym, że ona już i tak stąpała po kruchym lodzie. Scenariusz tej rozmowy zmierzał w złą stronę: "Słuchaj, wiem, że ledwo wyrabiasz ze wszystkim, co każą ci robić i myśleć, ale dorzucę ci jeszcze to, że chłopak, z którym się całowałaś nie jest tym za kogo się podawał. W zasadzie to jest synem naszego głównego wroga. Coś jeszcze? A tak! Przez jego komnaty przewija się gromada potencjalnych narzeczonych, a jego ojciec liczy na to, że jak szybko wepchnie syna na tron to całe obecne niezadowolenie społeczeństwa pójdzie w piach, a on i tak będzie trzymał sznurki władzy w swoich dłoniach."
- Dlatego, że... - 'jak powiedzieć prawdę i ukryć prawdę jednocześnie?' - hmm... Zawsze był gdzieś obok dla ciebie ten Aspen, a teraz go nie ma i jest Mayson.
- Myślisz, że powinnam naprawić to co mam z Aspenem? - spodziewałam się tęsknoty w jej głosie albo smutku. Tymczasem usłyszałam głównie zmęczenie.
- Nie o to chodzi. Nie było takiego momentu, w którym byłabyś sama dla siebie. - ostrożnie dobierałam słowa - Myślę, że musisz dać sobie czas na swoje życie zanim będziesz chciała je z kimś podzielić. - America nic nie odpowiedziała. Przeniosła wzrok na jakiś punkt w ścianie. Jeśli weźmie moje słowa do siebie, nie pozwoli nikomu się zranić. Liczę na to.Zeszłam do swojej Sherrie. Oczywiście Cadillac w odcieniu głębokiej wiśni ściągał na siebie wzrok każdego pojedynczego przechodnia.
- Czas na przejażdżkę, moja piękna. - szepnęłam, wsiadając. Gdy tylko zabrzmiał silnik, a wraz z nim muzyka, ruszyłam. Na drodze było pusto. Opuściłam okna, żeby wpuścić pędzący wiatr i wtedy przebiegł mi przed oczami obraz z upalnego sierpniowego dnia.
Zimna stal sztyletu skrytego pod sukienką, drżąca dłoń podająca go chłopakowi za więzienną kratą, a potem jego spojrzenie, kiedy mówił: "do zobaczenia, kochanie". To był ten sam dzień, podczas którego wieczorem gnaliśmy po szosie bez opamiętania. Wtedy już byłam pewna, że jestem zakochana. Z jednej strony miałam Cartera, z drugiej szybę diabelsko szybkiego Chevroleta, a przed sobą cały świat. Wjeżdżaliśmy w niego na pełnej mocy.
- O cholera! - syknęłam, gdy z za zakrętu wyłonił się radiowóz. Machał na mnie. Pewnie nie spodobało mu się moje jechanie przez miasto 140 km/h. Spojrzałam na torebkę. Było w niej wystarczająco kasy na stosowną łapówkę. No dobra, można to załatwić grzecznie albo... W tym momencie instynkt tknął mnie w tą drugą stronę, a ponieważ ja zawsze słucham głosu instynktu, podkręciłam obroty silnika.
- Dawaj Sherrie. Zabawmy się.
Wyminęłam wszystko na swojej drodze. Syrena za mną wyła w niebogłosy. Docisnęłam pedał gazu do podłogi. Droga jeszcze się nie kończyła, ale zdecydowałam się zaryzykować i ostro skręcić w prawo. Zanim, ścigający mnie policjant, zdążył wyjść z szoku, wjechałam w sieć małych uliczek między wieżowcami. Przy takiej prędkości robiło się niebezpieczne. Ścięłam kolejny zakręt, będąc o włos od wskoczenia na chodnik. Opony zapiszczały. Po skręcie, prawie wyskoczyłam na maskę jakiegoś przyrdzewiałego Volvo z niemiłosiernie głośnym klaksonem. Cały czas słyszałam sygnał. Dwa razy w lewo. Szybciej! Za chwilę stado zrywających się gołębi. Szczęśliwie, żadnego nie przejechałam - chyba. Przyśpieszyłam i znalazłam wjazd na wielopasmówkę. Z tyłu napatoczyły się inne samochody, ale żadnych policyjnych. 'Udało się!' Pozostawiłam za sobą innych i wystawiłam rękę na zewnątrz, łapiąc chłodny wiatr.
- Po prostu kocham wolność.
CZYTASZ
The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}
Romansa"Tylko ktoś kto nie ma nic do stracenia jest w stanie zmienić wszystko, Słowiku" Co by było gdyby America Singer nie wygrała Eliminacji? Jaką cenę ma walka o wolność, sprawiedliwość i prawdę? Jak będzie wyglądać życie dziewczyny, która próbuje odnal...