Rozdział 8

39 5 0
                                    

Marlee Tames

- "Kiedyś byłeś znacznie lepszym kłamcą, Sam." - obniżyłam głos i uniosłam brwi.
- "Zostaw go w spokoju, droga Ilso. Przynosisz mu pecha." - odpowiedział czarnoskóry pianista.
- "Zagraj, Sam. Jak za starych dobrych czasów." - mówiąc, odłożyłam szklankę z koniakiem.
Rzuciłam się teatralnie na łóżko. Leżałam w jedwabnej koszuli nocnej z oczami skierowanymi do sufitu.
- "Zagraj, Sam. Zagraj "As The Time Goes By"."- rzekłam powoli niskim głosem. Tym razem udało mi się powiedzieć to idealnie. Powinnam być już na to za stara... ale odgrywanie scen z "Casablanci" nigdy mi się nie znudzi. Odwróciłam się na brzuch, w stronę ekranu, gdy rozległy się pierwsze dźwięki filmowej melodii. Nuciłam pod nosem, gdy nagle usłyszałam szmer za drzwiami. Błyskawicznie wyłączyłam telewizor i zaczęłam nasłuchiwać. Ktoś zaczął dobierać się do zamka. Chwyciłam sztylet. Znane uczucie przyśpieszonego pulsu spotęgowało moją gotowość. Drzwi otwierały się. Przyczajona za rogiem, z uniesioną do ataku ręką, wyskoczyłam na Cartera, który zdążył zawołać tylko: "Marlee, jesteś?". Udało mi się cofnąć rękę w ostatniej chwili. Obydwoje parsknęliśmy śmiechem.
- Spodziewałem się po tobie wybuchowego przywitania.
- Gdybym wiedziała, że przyjedziesz dzisiaj, dopiero byłoby... wybuchowe. - powiedziałam, zbliżając się.
- Nie wątpię w to. - pocałował mnie, a potem podniósł i okręcił. - Stęskniłem się!
- Ja też. - przez chwilę gładził moje brązowe loki. - Nie uwierzysz co znalazłam! - nagle wyrwałam się z jego objęć i skoczyłam na łóżko.
Sięgnęłam po zegarek spoczywający na szafce nocnej obok wiecznego pióra i flakonika "Joy Jean Patou". Mój luby potrzebował góra 5 sekund żeby rozpoznać wartość złotego przedmiotu.
- Komu to zawinęłaś? - zaskoczony, przyglądał się zegarkowi.
- Komuś kto chodził po mieście w butach za kilka tysięcy, ale nie miał przy sobie portfela. - przypomniałam sobie księcia z kapturem naciągniętym na twarz, rozkojarzonym do tego stopnia, że spokojnie można mu było wywlec sznurówki z butów, a ten by się nie zorientował. Na początku nie miałam pewności, ale dzięki temu zegarkowi ją mam. To naprawdę ujmujące, że Maxon Shreave, w przeciwieństwie do swojego ojca, zaczął interesować się losami poddanych. Lepiej późno niż wcale. Kto wie, może nawet coś z tego wyniknie.
- No dobrze, dam ci małą podpowiedź. - wskazałam na malutkie litery "M. S", wygrawerowane z boku tarczy. Na twarzy Cartera błysnął uśmiech.
- Zostawiam cię na jeden tydzień, a ty okradasz następcę tronu! - wyczułam udawaną dezaprobatę w jego głosie. Przewróciłam oczami, a on zbliżył się i stłumił głos do szeptu. - Jesteś zniewalająca...

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz