Rozdział 28

20 3 0
                                    

America Singer

Obudziłam się pół świadoma. Odgarnęłam włosy z oddychającej poduszki i wsłuchałam się w kołatanie, które... 'Chwila moment, leżę na oddychającej poduszce!' Błyskawicznie podniosłam głowę. Przez okropny ból głowy ciężko mi było zebrać myśli. Na szczęście miałam względnie dobry obraz wczorajszego wieczora: zapijaliśmy smutki w rebelii, potem Maxon odprowadził mnie tutaj, chyba wygarnęłam mu co myślę i ostatecznie obydwoje zasnęliśmy w ubraniach na moim łóżku... Kołatanie wzmocniło się.
- O matko, ktoś puka do drzwi! - zerwałam się na równe nogi, ignorując ból ćmiący z tyłu głowy i niewiele myśląc, otworzyłam drzwi.
- Niespodzianka!
Mama, tata i May z ciastem w rękach stali uśmiechnięci od ucha do ucha, do momentu w którym spostrzegli mój wygląd (de facto mocno wczorajszy). Mama jako pierwsza zdecydowała udawać, że wszystko jest w całkowym porządku.
- Chyba nie sądziłaś, że pozwolimy ci świętować swoje 18 urodziny bez nas, córciu. Przyjechalibyśmy wczoraj, ale miałam duże zlecenie. No i jeszcze Gerad został w Karolinie, bo bardzo chciał pojechać na obóz siatkarski. Ale oczywiście nie zapomniałam o twoim ulubionym torcie truskawkowym. No co tak stoisz kochanie? Wyjmij jakieś talerzyki. - byłam jej bardzo wdzięczna za wprowadzenie normalności do tej sytuacji, ale nie mogłam ignorować faktu, że każde słowo odbijało się z potrójną głośnością w moich bębenkach. Zdążyłam odwiesić kurtki rodziców, zanim w drzwiach od sypialni stanął Maxon.
- O cholera... - nie wiem czy on wypowiedział te słowa, dopinając w pośpiechu koszulę czy też ja, patrząc na to. Oficjalnie znalazłam się w najgorszej, możliwej sytuacji.
- To ja poszukam tych talerzyków... - mama, straciwszy jakąkolwiek kontrolę nad sytuacją, podeszła do aneksu kuchennego z zamiarem przegrzebania szafek. Unikałam wzroku taty, ale po minie Maxona mogłam wywnioskować, że jest dość piorunujący.
- To może usiądziemy. - zaproponowałam cicho, wskazując kanapę.
Ku mojemu zaskoczeniu May ruszyła w stronę nieznanego sobie chłopaka.
- Jestem May Singer, wkrótce najsłynniejsza projektantka Illei. - ten odruchowo ucałował jej wyciągniętą dłoń. Siostra zarumieniła się. Jej ożywczy, naiwny styl bycia nadał całej tej niezręcznej sytuacji uroku.
- A ja nazywam się Ma... - zaczął na tyle zaspany, że zdążyłam oprzytomnieć i przerwać mu.
- Mayson. To jest właśnie Mayson, mój kolega z re...
- Restauracji. - tym razem on mnie uratował przed zdradzeniem jednego słowa za dużo. - Pracuje w restauracji na dole. Właśnie wczoraj była wielka uroczystość... ogromna... i pracowaliśmy wiele godzin.
- Dokładnie tak. Było tyle muzyki, że ledwo mogę mówić. - odchrząknęłam.-  No i... ponieważ Mayson ma daleko do domu, zaoferowałam mu nocleg u siebie. Trzeba sobie pomagać. - trochę pokrętne były te nasze wspólne tłumaczenia, ale jeśli ktoś bardzo chciał, to w nie uwierzył.
- A skoro już ranek - spojrzał na zegar... dochodziła 12.30 - to muszę się zbierać.
- Nie ma takiej potrzeby. - pierwsze zdanie, które wypowiedział tata, okazało się zaskakująco łagodne. - Zostań na deser. Czy też śniadanie. - Tata zawsze był oszczędny w słowach i w mimice, więc prawy kącik ust, chylący się leciutko ku górze, był dobrym znakiem. May podeszła do mamy, która podpaliła świeczki w torcie i rozpoczęło się ceremonialne śpiewanie "sto lat". Boleśnie głośne, ale jednak przyjemne.

Śniadanie minęło wspaniale. Mama wypytywała mnie o pracę. Podobno chwaliła się wszystkim sąsiadom, że "jej mała córeczka śpiewa w Sogni di Rosa".  May streściła mi całe życie Karoliny z tego miesiąca w niespełna 10 minut. Uszyła mi w prezencie prześliczną, czerwoną bluzkę. Nawet nie wiedziałam, że tak bardzo mi brakuje ich obecności każdego dnia. Maxon, pomimo kaca, odpowiadał wzorowo na każde trudne pytanie zadane przez tatę dotyczące polityki monetarnej, reform rolnych i innych rzeczy, które ledwo rozumiałam.
Około 14.00 Maxonowi udało się wymknąć do domu. 'Pewnie i tak narobił sobie przeze mnie kłopotów'.

Zabrałam rodzinę na długi spacer po Angeles, a potem rozlokowałam ich po moim apartamencie pracowniczym, żeby mogli przenocować chociaż do jutra.
- Cieszę się, że Gerarda udało się wysłać na ten obóz. Tyle o nim mówił.
- To w dużej mierze dzięki pieniądzom od ciebie. - mama podała mi kolejną poduszkę. - Kotku, nie musisz nam niczego wysyłać. Wiemy, że masz własne życie i własne wydatki.
- Wiem, że nie muszę, ale chcę. - skwitowałam -  Podasz mi jeszcze tamtą narzutę? - zwróciłam się do taty. Kanapa była rozłożona dla mnie i May, a rodzicom odstąpiłam łóżko. Nie wiem, czy zdają sobie sprawę z tego, że to o wiele większe poświęcenie z mojej strony, niż jakieś wysyłanie pieniędzy. May potwornie kopie w nocy.
- Mamo, gdzie schowałaś mój szampon?! - odezwał się cienki głosik z łazienki.
- Już idę, kochanie.
- Wiesz, że nie kupuje tej waszej historii o wielkiej uroczystości w restauracji? - wyszeptał tata po upewnieniu się, że mama zniknęła za drzwiami łazienki. - Tak czy inaczej, widać że to dobry chłopak. No i ma cokolwiek w głowie. A po za tym wierzę, że nie zrobiłabyś nic głupiego, Słowiku.
- Upiłam się, a on mnie odeskortował do pokoju. To było bardzo głupie, ale do niczego nie doszło. - przyznałam. Nie miałam siły na wyjaśnienia, po prostu chciałam, żeby jedyna osoba, której mogę w pełni zaufać, powiedziała mi co dalej. - On też jest w Północnych. Słyszałeś o wielkiej akcji na pałac? ...To my ją zawaliliśmy. Mieliśmy już te dzienniki w rękach i przeze mnie przepadły!
- Słyszałem, że zaryzykowałaś, żeby ocalić życia niewinnych ludzi. Jak dla mnie masz powód do dumy.
- Zaprzepaściłam jedyną nadzieję i jedyny cel, jaki kiedykolwiek w tym był.
- Bzdura. Rebelia nie ma jednego celu. A jeśli nawet, to dzienniki Gregorego na pewno nim nie były. Twoim celem jest walka o wprowadzenie zmiany, nawet najdrobniejszej. Nade wszystko, chodzi o ludzi. O wszystko co zrobisz dla tych, którzy nie mogą o siebie zawalczyć. Chodź tu. - przytulił mnie mocno i powiedział "cały czas w ciebie wierzę". Bardzo potrzebowałam to usłyszeć.

- O której jutro wyjeżdżacie? - usiadłam obok mojego miniaturowego sobowtóra ze szklanką wody.
- Jakoś po 7. Tata musi skończyć zamówienie na piątek.
- Może zostaniesz jeszcze parę dni. Widziałam, że ten wielkomiejski styl pasuje ci po jednym dniu bardziej niż mi po kilku miesiącach.
- Nie chciałam ci robić kłopotu... ale byłabym ultra, mega, super, przeszczęśliwa!
- No to rano pogadamy z rodzicami. Myślę, że się zgodzą. - nie mam w planach wątpliwej jakości akcji ratowania kraju, więc mogę przynajmniej zająć się kochaną siostrą. Niech będzie normalnie na jakiś czas. - Będzie fajnie, przedstawię cię Marlee. Z charakteru przypominasz bardziej jej siostrę niż moją. A pamiętasz Marletto? W wolnym czasie zajmuje się kreowaniem stylowych dodatków, na pewno się dogadacie.
- Super pomysł. A tak przy okazji, planujesz kolejną randkę z księciem Maxonem? - rzuciła od tak, na co prawie zakrztusiłam się wodą.
- Po pierwsze to nie była randka, a po drugie skąd ci przyszło do głowy, że to książę?
- Charakterystyczne, ręczne obszycie kołnierzyka koszuli kobaltową nicią, szal wykonany z bisioru, a nie zwykłego jedwabiu, już nie mówiąc o butach sprowadzanych na zamówienie z Andory. - no tak, zapomniałam, że May analizowała modę królewską przez lata. - A poza tym, może i wygląda trochę inaczej niż w telewizji, ale wciąż czuć od niego taką wysublimowaną energię.
- Dobrze, poddaję się. Kiedy się z ciebie zrobiła taka spryciara, co?
- Nie zmieniaj tematu. Jak się z nim poznałaś? - 'Teraz dopiero ruszy samo nakręcająca się katarynka.'
- Przyszedł kiedyś do hotelu, kiedy akurat śpiewałam dla gości. - zdecydowałam się na taką odpowiedź ponieważ naginała prawdę w najmniejszym stopniu.
- Jaki on jest? Opowiadaj ze szczegółami. Wszyscy znajomi po prostu zemdleją. Sama ledwo oddycham, jak sobie pomyślę, że rozmawiałam z jego wysokością...
- Posłuchaj: nikt nie może się o tym dowiedzieć. Maxon sporo ryzykuje wymykając się z zamku. Musisz mi obiecać, że nie powiesz o tym nikomu. Koleżankom, rodzicom, Geradowi, Sealerowi, dosłownie nikomu.
- No dobrze. - westchnęła. - Obiecuję.
- Na paluszek? - wyciągnęłam dłoń, żebyśmy mogły złączyć małe palce, w siostrzanym geście przysięgi.
- Ale i tak musisz mi wszystko opowiedzieć.
- Zgoda, jutro. - puściłam jej dłoń i wsunęłam się pod kocyk. - Późno już, powinnyśmy się kłaść. - poczułam jak układa się koło mnie. - Dobranoc May.
- Jeszcze jedno: jak właściwie książę Maxon Shreave znalazł się w twoim łóżku?
- Dobranoc May!

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz