Rozdział 39

16 2 0
                                    

America Singer

Obserwowałam Maxona, siedzącego przy stoliku nad stertą papierów i kolorowych teczek. Usilnie próbowałam relaksować się na miękkiej niczym chmurka kanapie i zatopić się w kolejnych stronach "Niebezpiecznych związków". 'Ale to jest zwyczajnie niemożliwe'. Mimowolnie co chwilę moje oczy wędrowały na zamyśloną twarz chłopaka.

W pewnym momencie on również na mnie spojrzał.
- Wiem, że jestem naprawdę przystojny, ale nie musisz mi się tak bacznie przyglądać - uśmiechnął się szelmowsko. Przewróciłam oczami i odłożyłam książkę.
- Nie pochlebiaj sobie. Po prostu sprawdzam, czy aby na pewno pracujesz.
Na te słowa chłopak prychnął. Zgrabnym ruchem wstałam i podeszłam do Maxona. Czule oplotłam go swoimi ramionami i wtuliłam się w świeżo umyte włosy, pachnące orzeźwiającym szamponem. Po chwili blondyn odchylił głowę do tyłu i złożył długi, namiętny pocałunek na moich wargach. Uśmiechnęłam się mimowolnie.

Dalej nie do końca wierzyłam w to, co działo się na moich oczach. Byliśmy razem. Bez zasad, bez tajemnic, w najpiękniejszym miejscu jakie kiedykolwiek widziałam. Nikt nie mógł zniszczyć tego raju na ziemi.

Wsparłam podbródek na jego czubku głowy. Rozkoszowałam się tą chwilą, pragnąc, żeby trwała wiecznie. Usłyszałam pod sobą ciężkie westchnięcie, które zmusiło mnie do przeniesienia wzroku na tonę zapisanych stron.

- Pracujesz nad tym bez chwili wytchnienia - wtuliłam się w niego mocniej - Nie ma kogoś, kto mógłby się tym zająć zamiast ciebie?
Maxon zachichotał. Mimo że znałam odpowiedź na to pytanie, poczułam się przybita.
- Niestety, na wszystkim, czego dotknę na tym stole, musi znaleźć się mój podpis. - prychnęłam cicho. - Z resztą, w kwestii zakończenia wojny... - zawahał się - Nikomu nie powierzyłbym dopięcia tego wszystkiego. Nie kiedy to ogromna szansa dla Illei.

Oparłam się o blat biurka, wlepiając zaciekawiony wzrok w twarz chłopaka. On tylko pokręcił głową.
- Zbieram listę rzeczy, które można by zmienić, ulepszyć. - wziął do ręki kawałek śnieżnobiałej kartki. Na jego czole zagościły pojedyncze zmarszczki, twarz przybrała zmartwiony wyraz.
- Maxon o co chodzi? - wiedziałam, że coś go trapi, czego nie chciał zrzucać również na mnie. Dosięgnęłam do jego dłoni i pogładziłam jej wierzch. Kąciki ust blondyna lekko się uniosły. Westchnął.
- Wczoraj rozmawiałem z matką. Kandydatki dostały nowe zadanie. - zmrużył lekko oczy - Muszą w przeciągu najbliższych dwóch tygodni zaprezentować w biuletynie projekt. Projekt, który ulepszy coś w naszym państwie, sprawi że ludziom będzie żyło się lepiej.

Nie wiedziałam jak mam na to zareagować. Z jednej strony taki projekt stanowił źródło pomysłów na realną zmianę, a z drugiej... 'Mogły stać się kolejną pożywką dla królewskiej propagandy'.

Poczułam ciepły uścisk na mojej dłoni. Obejrzałam się na orzechowe oczy Maxona, wlepione wprost we mnie.
- Wiem, że kandydatki będą chciały zaimponować mojemu ojcu. Natalie i Elise pewnie wybiorą wsparcie najmłodszych, Celeste wymyśli jakiś program tylko dla Dwójek i Trójek... Ale zastanawiam się - przerwał na chwilę - co ty byś wymyśliła? Co chciałabyś zmienić, gdybyś miała taką możliwość?

Nie spodziewałam się takiego pytania. Zdecydowanie było wiele rzeczy, które ulepszyłyby Illeę - zmiana systemu politycznego, reorganizacja wydatków ładowanych w wojsko, dostęp do dalszej edukacji dla niższych klas...
Dalej czułam na sobie intensywne spojrzenie Maxona, wyczekującego aż wreszcie coś z siebie wyduszę. Miliard myśli kłębiło się w mojej głowie.
- Założyłabym program ochrony sztuki.
Z moich ust wypłynął pierwszy, sensowny pomysł, jaki przyszedł mi do głowy.
Ukradkiem zobaczyłam zaskoczenie malujące się na twarzy chłopaka.
- Po prostu od dziecka miałam wrażenie, że obchodzimy bardzo mało świąt, dzieła które wychodzą spod rąk artystów nie są dostatecznie doceniane, a wierz mi, całe życie spędziłam na tworzeniu i sprzedaży naszych prac... - mimowolnie zaczęłam bawić się kosmykiem włosów, swobodnie zwisającym z mojego czoła.
Mimo, iż widziałam otwierające się usta Maxona nie dałam mu dojść do słowa.
- Poza tym Marlee wspominała mi na jak bardzo mizernym poziomie stoi nasza kultura i pomyślałam, że dobrym pomysłem byłoby upowszechniać owoce naszej pracy i...
Nie dane było mi skończyć, gdyż ciepłe wargi przykleiły się do moich. Zszokowana dopiero po chwili odwzajemniłam tą krótką pieszczotę.

Maxon spojrzał mi prosto w oczy, po czym cicho dodał:
- Zwolnij trochę, Ami - złożył jeszcze jeden pocałunek na czubku mojej głowy - ale twój pomysł jest ciekawy i faktycznie byłby oryginalny. Masz coś konkretnego na myśli?
- Wyobrażałam sobie wielkie święto, gdzie dla odmiany wszyscy są radośni, wszystko tętni życiem, muzyką i kolorem!
Uniosłam kąciki moich ust w natchnionym uśmiechu. Maxon chwycił moją dłoń i pociągnął w stronę drzwi.
- Chodź, pójdziemy na spacer. Z chęcią posłucham więcej o tym pomyśle.

Nie wiem, w którym momencie naszego błądzenia przez wąskie uliczki dotarliśmy na ten oszałamiający rynek. Nawet nie zauważyłam, w którym momencie zapadł zmrok.

Otaczał mnie zgiełk i prawdziwy orszak kolorowych namiotów, wypełnionych po brzegi wschodnimi rozmaitościami. Wstrzymywałam oddech z każdym mijanym stoiskiem z ręcznie robioną ceramiką, czy biżuterią. Jako artystka z urodzenia podziwiałam każdy fragment tych drobnych rękodzieł. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z nagłego zniknięcia mojego towarzysza.
Gorączkowo zaczęłam się rozglądać, szukając fikuśnie ubranego blondyna z zaciągniętym słomkowym kapeluszem. Po chwili zauważyłam go stojącego przy barierce. Błyskawicznie, z sercem wyrywającym się z piersi, podeszłam do niego.
- Masz pojęcie, że właśnie prawie przyprawiłeś mnie o atak serca?! - szybko zlustrowałam go wzrokiem - I dlaczego, do cholery, zdjąłeś kapelusz?!
- Ludzie nie widują mnie tutaj na tyle często, żeby mnie rozpoznawali. Musisz się mniej stresować Ami - odparł, wlepiając swoje orzechowe oczy prosto we mnie. 'Przysięgam, że kiedyś osobiście go uduszę'.

Oparłam się ciężko na barierce. Skupiłam się na malowniczym krajobrazie zatoki, otoczonej wiecznie zielonymi pasami górskich lasów. Odetchnęłam głęboko, nieco zapominając o zaistniałej przed momentem sytuacji.
- Mógłbym zostać tutaj na zawsze. Nie martwić się o tron, klasy, wojnę... - przyjemny dotyk na mojej dłoni sprawił, że spojrzałam prosto w te przeszyte blaskiem źrenice.
- Dlaczego zazwyczaj twoje słowa są czystym chaosem - powiedział, na co zachichotałam - ale kiedy je ułożysz, stają się najpiękniejszą melodią?
- Może właśnie dlatego - odparowałam - że wszystko robię bez zastanowienia.
Tym razem chłopak zawtórował mi śmiechem.
- W takim razie... - wyjął z kieszeni drobną, koralikową bransoletkę na sznureczku i zacisnął ją na moim lewym nadgarstku - potraktuj to jako moje działanie bez zastanowienia.

Przyjrzałam się podarunkowi na moim nadgarstku. Mój wzrok zaczął zachodzić szklistą mgłą. Chłopak zmusił mnie do spojrzenia na niego, oplatając dłońmi czule moją twarz.
- Zapamiętaj ten moment, Ami. Nieważne, czy kiedykolwiek jeszcze znajdziemy się w takich okolicznościach, mogąc być wolni, poza wszelkimi barierami dzielącymi nasze światy... Zapamiętaj to - opuszkami poruszył bransoletkę na mojej ręce.
- Zapamiętaj nas...

W tamtym momencie coś we mnie pękło. Wpiłam się w jego rozgrzane usta, smakując ostatnią przyjemność, pozwalając utkwić jej w mojej głowie i ciele dostatecznie długo.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz