Rozdział 36

14 2 0
                                    

America Singer

Piąty już raz wertowałam torbę sprawdzając, czy na pewno wszystko spakowałam.
- Czy długo jeszcze będziesz się tam zbierać? - przewróciłam oczami i odkrzyknęłam - Jak będziesz tak zrzędził, to nie skończę i za pięć lat.
Usłyszałam jego śmiech. Chwyciłam jeszcze jedną tubkę kremu z filtrem i, oczywiście, koszyk pełen słodkich przekąsek. Wsunęłam na stopy moje kremowe japonki i ruszyłam do wyjścia.
Przed drzwiami czekał już na mnie zniecierpliwiony Maxon. Spodenki oraz koszulka na ramiączka podkreślały jego wyrzeźbione ciało. Chłopak odwrócił się w moją stronę i powiedział z ulgą.
- Nareszcie raczyłaś zejść. A teraz proszę, "karoca" czeka. - wskazał na małego Lexusa. Uśmiechnęłam się i wyszłam pierwsza, czując jego przenikliwy wzrok na plecach.

Znaleźliśmy się chyba na najbardziej odludnej części plaży... co oznaczało, że mieliśmy ją całą dla siebie. Stanęłam na rozgrzanym piasku, rozkoszując się promieniami słońca przyjemnie otulającymi moją skórę. Obserwowałam płynące fale, na których pozostawał srebrzysty odblask. Chciałam zapamiętać każdy szczegół, każdy moment. Jedynym, co ściągnęło mnie z powrotem do rzeczywistości była ręka Maxona na mojej talii.
- Gdzie chcesz rozłożyć ręczniki?
- Bliżej wody. Mimo wszystko chcę sobie pomoczyć stopy.
Wskazałam palcem na skrawek piasku, gdzie rozłożyliśmy swoje rzeczy. Maxon odetchnął głęboko, również napawając się tym szumiącym spokojem.
- Czekałem na to tak długo, że muszę już wskoczyć do wody - spojrzał się na mnie z iskierką nadziei - Idziesz ze mną?
- Ja chwilowo wolę trzymać się stałego lądu.
Chłopak tylko wzruszył ramionami i ściągnął koszulkę, odsłaniając umięśniony tors. Zatrzymałam na nim wzrok... o wiele za długo. Mimowolnie przygryzłam wargę na ten widok. 'Cholera!'.
Najwyraźniej chłopak to zauważył i uniósł lekko kącik ust. Z policzkami w kolorze dojrzałych maków spuściłam wzrok i położyłam się na jedwabiście miękkim ręczniku. Westchnęłam, układając się wygodniej na materiale i skupiłam swoje zmysły na przyjemnym szumie morskich fal.

Otrzeźwiałam, kiedy poczułam zimne kropelki skapujące na moją rozgrzaną skórę. Pisnęłam i szybko zerwałam się na równe nogi przy akompaniamencie gromkiego śmiechu mojego towarzysza.
Oburzona otworzyłam usta.
- Straciłeś rozum?! Prawie zawału dostałam! - w akcie zemsty chwyciłam garść piasku i cisnęłam nim w Maxona. Zaskoczony moim ruchem nie zdążył nawet odskoczyć. Jego miażdżące spojrzenie przeszyło mnie na wylot.
- Nie zrobiłaś tego - powiedział przyciszonym głosem i rzucił się w moją stronę.
Ruszyliśmy biegiem w stronę wody. Krążyłam po gorącym piachu jak opętana, próbując uciec chłopakowi. Zmroziło mnie, kiedy z impetem wleciałam w morską toń.
Stanęłam jak wryta, nie mogąc zrobić choćby jednego kroku naprzód. Blondyn najwyraźniej zauważył strach wymalowany na mojej twarzy. Silne ramiona oplotły mój brzuch. Jego miękki policzek dotknął mojego ucha, po czym powiedział łagodnie.
- Nie bój się, jestem tutaj.
Przeszył mnie dreszcz. Maxon po chwili złapał mnie za rękę i zaczął wchodzić coraz głębiej do wody.
- Chodź ze mną.
- Ale...
- Zaufaj mi - wszedł mi w pół słowa. Wbrew mojemu umysłowi pozwoliłam ciągnąć się dalej. Kiedy woda zaczęła sięgać mi do krawędzi stanika znowu poczułam paniczny strach. Coraz trudniejsze stawało się branie każdego następnego wdechu. Gwałtownie złapałam Maxona za przedramię.
- Nie dam rady, nie mogę... - nie byłam w stanie ułożyć logicznego zdania, co było koszmarnie frustrujące. Chłopak spojrzał prosto na mnie.
- Dobrze, możemy zostać tutaj. Powiedz mi co tak naprawdę stało się wtedy nad jeziorem.

Nie chciałam wracać pamięcią do tamtego dnia... ale wiedziałam, że nie chciałam mieć przed nim żadnych tajemnic. 'Już nigdy więcej'.
- Kiedyś bawiliśmy się razem z Marletto nad jeziorem. Byliśmy dziećmi, więc ochlapywaliśmy się nawzajem wodą. - uniosłam delikatnie kącik ust - W pewnym momencie popchnął mnie do tyłu. Wpadłam na trochę głębszą wodę. Kiedy chciałam się wynurzyć, poczułam ucisk w dłoni.
Odruchowo potarłam wierzch dłoni, jakbym czuła ten sam ból, co sprzed lat.
- Zaklinowałam się o korzeń wystający z  piasku. - moje oczy zaszły mgłą - Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam wypłynąć, krzyknąć... strach mnie kompletnie sparaliżował. W końcu Marletto zorientował się, że coś jest nie tak i zanurzył się, żeby mi pomóc.

Maxon uniósł delikatnie mój podbródek. Zbliżyłam się, a on niespodziewanie złożył delikatny pocałunek na czole. Zatopiłam się na chwilę w jego orzechowych oczach. Nie zwracałam już uwagi na blask odbijanego słońca, czy uspokajający szum...
Palec, którym potarł mój mokry policzek pozostawił za sobą ogień. 'Czułam ten ogień już wcześniej. Ale tym razem był zdecydowanie silniejszy'.

- Teraz już rozumiem - powiedział łagodnie - ale mam jeszcze jedno pytanie. Co to za jeden, ten... Marletto?
Zaśmiałam się, sama nie wiedząc czy z zażenowania, czy dlatego, że faktycznie mnie to rozbawiło.
- Naprawdę? Ja opowiadam o największej traumie mojego dzieciństwa, a ciebie interesuje kim jest Marletto?
Chłopak podniósł w obronie ręce.
- To tylko pytanie. Nikt mi chyba nie zabroni ciekawości.
'A ciekawość to pierwszy stopień do piekła'.
- To przyjaciel, durniu - z całej siły, jaką posiadałam chlapnęłam Maxona słoną wodą. Chłopak tylko zaśmiał się.
- Dobra dobra, załóżmy że nie będę zazdrosny. - 'Chwila, czy on był o mnie zazdrosny?' - Skupmy się na tobie. Dzisiaj nadszedł dzień, w którym nauczysz się pływać.
Mówiąc to ułożył mnie delikatnie na tafli.
'Zapowiada się długie popołudnie'.

Czułam, jakbym miała na sobie tonę lakieru do włosów. Pokojówki dokonywały ostatnich poprawek w moim olśniewającym koczku spiętym na dwie ozdobne, porcelanowe pałeczki. Nie mogłam uwierzyć, jak bardzo komfortowo czułam się w chińskiej modzie. Pomimo opływowych kształtów, dosyć mocno opinających moją sylwetkę, nie czułam się sztywna w mojej jedwabnej, czerwonej sukni w orientalne wzory. Przejechałam palcami po ozdobnych guzikach na dekolcie.
'Jestem pewna, że May i Marletto poczuliby się tutaj jak w azjatyckim niebie'. Wstałam i ostatni raz przejrzałam się w lustrze stojącym obok ogromnego łóżka.
- Wyglądasz zjawiskowo - podskoczyłam na głos Maxona, opierającego się o framugę.
- Dziękuję, choć mógłbyś pukać. Wystarczy fakt, że zaraz serce wyskoczy mi z piersi. Tak się piekielnie stresuję - odparłam wygładzając drobne fałdki na materiale.
Chłopak podszedł i chwycił moje dłonie, gładząc je kciukami.
- Nie bój się, wszystko co powinnaś wiedzieć o tutejszej etykiecie masz w głowie. W razie czego cały czas będziesz się trzymać blisko mnie. Wszystko będzie dobrze.
Mimo wszystko na mojej twarzy zagościł grymas niepewności.
- Przydałoby się więcej uśmiechu na tej kwaśnej minie. - powiedział z przekąsem.
W odwecie uśmiechnęłam się ironicznie i odparłam.
- A tobie przydałby się jakiś kwiat z ogrodu, bo garnitur wygląda co najmniej smętnie w porównaniu do tych żywych kolorów - wskazałam na moją suknię. Chłopak zmrużył oczy i zawołał jedną z pokojówek. Ku mojemu głębokiemu zaskoczeniu Maxon powiedział coś w całkowicie nieznanym mi języku. Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki.

Pokojówka uśmiechnęła się szeroko, skłoniła się i wyszła. Oniemiała spojrzałam na Maxona.
- Dlaczego brzmiałeś jakbyś udawał policyjną syrenę i pluł zarazem? - chłopak roześmiał się głośno.
- To się nazywa mandaryński. Poprosiłem, żeby ścięła dla mnie jeden kwiat z ogrodu i przyniosła tutaj.
Po chwili usłyszeliśmy kroki na schodach. Do pokoju weszła ponownie pokojówka z kwiatem w ręce. Błyskawicznie wsunęła go w butonierkę, skłoniła się i wyszła.
Maxon wyprostował się i podał mi ramię.

Schodząc na dół blondyn rzucił.
- Dasz radę. Jesteśmy tu razem i wszystko pójdzie gładko. - po czym dodał - Załatwiłem nam dodatkowego tłumacza. Może i mówię po mandaryńsku, ale chyba nie chcemy przypadkiem pomylić mandaryńskiego słowa "pani" z niebezpiecznie podobnym słowem "krowa".
Prychnęłam. 'Świetnie. Może ten wieczór nie okaże się totalną katastrofą'.

The Nightingale {Selection Retelling - Rywalki}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz