Krucha jak lód[AbbacchioXReader]

570 49 6
                                    

[Reader]siedziała w swojej celi znudzona, gapiła się w betonową ścianę,bo i tak nic lepszego nie miała do roboty. Znudziło jej sięłażenie w kółko, a łóżko było zbyt niewygodne do leżenia.Nawet nie miała na co popatrzeć przez okno, miała tam tylko pięknywidok na ścianę budynku i pojedynczy śmietnik. Siedziała tak istarała się nie zanudzić na śmierć chociaż było jej ciężko,chciała być już w domu.

Była wściekła na tego kretyna, który zadzwonił na policje, gdyby nie to, już teraz siedziałaby u siebie w domu i robiła coś ciekawszego, a tak, utknęła w celi. Nie robiła nic złego, sprzedawała tylko towar dzieciakom, a kiedy ją złapali, nawet nie miała nic przy sobie, mogli ją cmoknąć, bo była czysta. Słowo przeciw słowu, muszą się lepiej postarać żeby zamknąć ją na dobre. Tym razem nie byli nawet blisko.

Siedzi tu tylko dlatego, że rzuciła się z pięściami na gnoja, który ją sypnął, już ona zadba żeby więcej tego nie powtórzył. Poruszy nawet całym Neapolem, ale zapłaci za swoje zachowanie. Nie cierpiała kiedy ktoś wpycha swój nos w jej sprawy. Nie była jakąś gówniarą od roku jest pełnoletnia, i nie zamierza potulnie schować się w cień.

— [Reader], wychodzisz! Kaucja wpłacona.

— Nareszcie — mruknęła pod nosem.

Podniosła się i wyszła z celi, nie będzie za nią tęsknić. Już kibel na stacji paliw potrafi dostarczyć jej więcej rozrywki. Zwłaszcza jeśli odwiedza go z kimś.

[Reader] miała zamiar od razu wrócić do swojego mieszkania i oddać się czemuś co wynagrodzi jej tyle czasu gapienia się w ścianę, kąpiel z pianą, głupi serial i alkohol brzmiały niesamowicie przyjemnie, jednak jak tylko wyszła na zewnątrz zobaczyła Abbacchio, który na nią czekał. Widząc jego minę wiedziała, że nie ma co liczyć na szybko powrót do domu, a co ważniejsze na odpoczynek i relaks.

— Co tu robisz? — spytała podchodząc do niego.

— Pogadamy u mnie, wsiadaj do auta

Jego ton głosu sprawił, że przez ciało [Reader] przeszły dreszcze, był wściekły. Zajęła miejsce pasażera i zapięła pasy. Obserwowała uważnie jak mężczyzna siada na miejsce za kierownicą i powoli rusza w kierunku jego mieszkania. Chociaż każdy pomyślałby, że Abbacchio jest po prostu skupiony na drodze, [Reader] widziała, że był o włos od wybuchu furii. Znała go całe życie, widziała jak napinał mięśnie, jak niecierpliwie skuta palcem o kierownicę i to jak przygryzał swój policzek od środka, wasze tak robił kiedy się denerwował, a zaraz po tym ktoś miał rozbity nos.

Mieszkanie Abbacchio jak zwykle było uporządkowane, nie cierpiał kiedy wszystko walało się na ziemi, pewnie jakby wszedł do niej, przeraziłby się i zaczął prawić jej kazania dlaczego powinna utrzymywać chociaż minimalny porządek.

Na stoliku w salonie zauważyła talerz z niedojedzonym śniadaniem, a w kieliszku niedopite wino, Abbacchio pojechał po nią jak tylko dowiedział się, że siedzi, nie czekał nawet z jedzeniem, po prostu wstał i po nią pojechał. [Reader] czuła jak pieką jej policzki, teraz było jej głupio, że była w stosunku do niego tak oziębła.

Mężczyzna zawsze wyciągał ją z kłopotów, to nie był pierwszy raz, kiedy ratował jej skórę, a ona jak zwykle nie wykazała się ani odrobiną wdzięczności, teraz tego żałowała.

— Mogę wiedzieć co się z tobą dzieje!? — Abbacchio od razu wybuchł. — Co Bruno powiedziałby teraz?! Nie tego chciał!

— Ja — Abbacchio uderzył w jej czuły punkt, Bucciaratti był dla niej niczym starszy brat, a po jego śmierci robiła wiele głupot, aby na chwilę zapomnieć o bólu — ja... ja.

— Wyduś to z siebie! Miałaś tyle odwagi żeby handlować towarem to teraz słucham.

[Reader] zacisnęła zęby, chciała wykrzyczeć mu w twarz co czuje i jak bardzo nie może sobie poradzić sama, a jednak nie potrafiła. Stała przed nim ze zaszklonymi oczami od łez i wbijała sobie paznokcie przy zaciskaniu pięści. On i tak tego nie zrozumie, nigdy nie rozumiał, zawsze tylko ją pouczał i krzyczał na nią.

— Co cię nagle to obchodzi!? — odpowiedziała w końcu. — Opiekował się mną Bruno, ty nie musisz!

— Osobiście mnie o to poprosił, bo dobrze wiedział jak skończy! Przez ciebie pewnie przewraca się w grobie!

— Nienawidzę cię! Dlaczego to on umarł, a nie ty!?

— Poświęcił się przez ciebie! Gdyby nie ty, teraz by żył!

Ich ostatnie słowa zawisły w pokoju, wręcz odbijały się echem od ścian. Abbacchio jak i [Reader] posunęli się za daleko, oboje powiedzieli o jedno zdanie za dużo i teraz każde z nich tego żałowało.

Stali tak bezradnie nie wiedząc co powinni zrobić. [Reader] wbiła wzrok w swoje bose stopy, słowa Abbacchio nie dawały jej spokoju, on miał rację, gdyby tylko trochę bardziej uważała Bucciaratti nie musiałby umierać. Prześladowało to ją każdej nocy, sumienie gryzło ją w każdej sekundzie i wszędzie widziała twarz zmarłego przyjaciela.

Abbacchio pierwszy się poruszył, powoli podszedł do [Reader] i ją do siebie przyciągnął. Robił to bardzo powoli jakby za chwile miała pęc na milion kawałeczków. Stali tak przytuleni do siebie na środku jego salonu.

Słyszał jak cicho płacze ukrywając twarz w jego ramię, nic nie mówił, dał jej chwilę, bo wiedział że teraz właśnie tego potrzebuje. Czuł jakby w ramionach nie trzymał dziewczyny, a jakiś kruchy kryształ, który w każdym momencie może po prostu zmienić się w pył. Stracił przyjaciela, nie mógł stracić i [Reader]. Była mu bliska, a przez ostatnie zdarzenia bliższa niż ktokolwiek inny.

Wiedział, że ona nie zdaje sobie z tego sprawy, jednak każda noc to było wyzwanie, nie mógł spać, bo zastanawiał się czy jest bezpieczna, wszędzie widział zagrożenia, nie mógł pozwolić, aby i jej stała się krzywda. Obiecał sobie, że już nikogo nie straci.

Ucałował ją w czubek głowy, i uśmiechnął się delikatnie, jego mały kryształ. Nie mógł pozwolić, aby ktoś go skradł, będzie jej bronić choćby miał przypłacić to swoim życiem.

— Co powiesz na coś ciepłego do jedzenia? — spytał wycierając jej łzy.

— Przepraszam — powiedziała cicho — dziękuję, że jesteś, że trzymasz mnie i nie pozwalasz mi się rozpaść.

— Och [Reader] — przytulił ją znów mocno do siebie — mamy tylko siebie, nigdy nie pozwolę, aby stała się tobie krzywda.

[Reader] ponownie zalała się łzami, wiedziała że jest nieznośna i męcząca, jej głupie akcje mogą męczyć człowieka. Abbacchio mógł już o niej zapomnieć, zostawić na pastwę losu, a jednak wciąż przy niej trwał, opiekował się nią i wyciągał z każdych kłopotów.

Był jej prawdziwym aniołem stróżem, którego nie chciała stracić.

One Jojo ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz