Gaz pieprzowy [AbbacchioXReader]

1K 76 12
                                    

[Reader] siedziała w kawiarni, popijając swoją kawę, z ukrycia rysowała zupełnie obcych jej ludzi. Był to jej ulubiony sposób nauki, klienci siedzący przy innych stolikach, nawet nie wiedzą, że są obserwowani. [Reader] skupiała się na każdym szczególe twarzy i ubioru, chciała, aby jej rysunek oddał samą prawdę.

Tym razem rysowała mężczyznę, który siedział przy oknie, pił powoli swoją kawę i pewnie na kogoś czekał, co chwilę nerwowo sprawdzał telefon. [Reader] co chwilę na niego zerkała i rysowała kolejne linie w swoim szkicowniku. Znów podniosła wzrok znad kartki, mężczyzna, którego rysowała zniknął. [Reader] rozejrzała się, wyszedł? A może poszedł tylko do toalety? Spojrzała na swój rysunek, nie był skończony, miała ledwo naszkicowaną twarz.

Dosiadł się do niej jakiś facet, spojrzała na niego. Nie chciała być niemiła, ale nie zapraszała go. Miała nadzieję, że uda jej się go łatwo spławić, musi jak najszybciej dokończyć swój rysunek, zanim zapomni jak jej model wyglądał. Chociaż nie wiedziała czy będzie mogła zapomnieć.

— Taka ładna dziewczyna, a siedzi sama?

— Czekam na kogoś.

— To może poczekam z tobą?

— Dziękuję nie trzeba.

[Reader] uśmiechała się, chociaż w środku cała się trzęsła. Chciała żeby ten koleś sobie poszedł, nie czuła się dobrze w jego towarzystwie. Coraz bardziej panikowała i przestawała racjonalnie myśleć. Wręcz podskoczyła na swoim siedzeniu, kiedy nieznajomy złapał ją za nadgarstek. Złapał mocno, a kiedy [Reader] próbowała się wyrwać, jego uścisk robił się ciaśniejszy.

— Puść mnie — tylko tyle zdołała wydusić w całym tym zamieszaniu.

— Spokojnie, porozmawiajmy, poznajmy się — facet nachylił się do niej — bliżej.

— Wydaje mi się — za facetem stanął mężczyzna, którego [Reader] rysowała — że kazała ci ją puścić.

[Reader] patrzyła na swojego wybawce, z bliska był jeszcze przystojniejszy.

— Kim ty jesteś?! To moja dobra znajoma.

[Reader] wykorzystała okazję i wyrwała mu się, masując swój obolały nadgarstek. Nieznajomy nie kupił tego, chwycił natarczywego amanta i rzucił go na ziemię.

— Masz trzy sekundy żeby stąd zniknąć, po czasie własna matka cię nie pozna.

Tyle wystarczyło, żeby ten okropny facet zniknął z oczu [Reader]. Jej bohater odwrócił się i podszedł do niej.

— Wszystko w porządku?

Ona tylko pokiwała głową. Widziała jak gapi się na jej szkicownik, spojrzała na niego. Leżał otwarty na jego rysunku. Cała czerwona, zamknęła go.

— Nie mam takiego wielkiego nosa.

— Co? — [Reader] spojrzała na niego zdziwiona.

— Wydaje mi się, że jest za szeroki, może to poprawisz?

Mężczyzna usiadł przed nią, [Reader] szybko chwyciła szkicownik, ale tylko po żeby ukryć swoją twarz. Pozował zaraz przed nią, uratował przed jakimś nachalnym typem, a ona nawet nie znała jego imienia. Powinna spytać czy może odpuścić? Nie chciała wyjść na nachalną.

— Nazywam się Leone Abbacchio, a ty?

— [Reader].

— Rysowanie obcych to twoje ulubione zajęcie?

Nic mu nie odpowiedziała, rozpraszał ją. Wydawało się, że Abbacchio świetnie się bawi robiąc jej wodę z mózgu, a kiedy do niej się tak delikatnie uśmiechnie... Czuła jak nogi jej miękną. Czy on z nią flirtował?

Po dwudziestu minutach rysunek był gotowy, [Reader] wyrwała kartkę i podała ją swojemu modelowi. Widziała jak dokładnie mu się przygląda z lekko znudzoną miną. Nie podoba mu się? Może za chwile podrze jej prace i każe zacząć od nowa, albo wstanie i wyjdzie?

— Całkiem nieźle, mogę go zatrzymać?

[Reader] tylko pokiwała głową, chciałaby powiesić sobie jego portret nad biurkiem, chciała patrzeć na jego twarz tak często jak to możliwe, jednak bała się mu odmówić. Złożył go na cztery i wsunął do swojej kieszeni.

— Dzięki, będzie mi o tobie przypominać, [Reader].

Zatkało ją, nie wiedziała co miała odpowiedzieć. Zanim się ocknęła ze swojego szoku, Abbacchio wyszedł z kawiarni. Westchnęła cicho, mogła powiedzieć chociaż głupie cześć na pożegnanie.

***

[Reader] wyszła z kawiarni, znów się zasiedziała i powoli robiło się ciemno. Miała za to całkiem sporo nowych portretów do swojego portfolio. Poprawiła swoją torbę na ramieniu i ruszyła w stronę swojego mieszkania.

Kiedy szła przez park, miała wrażenie, że ktoś na nią patrzy. Czuła w sobie nieopisany niepokój, intuicja podpowiadała jej, że coś jest nie tak. Dyskretnie się rozglądała, nagle każdy wydawał jej się podejrzany. Skręciła, miała rację, jedna osoba ciągle za nią szła. Jak tylko ona przyśpieszała kroku, osoba za nią też. Próbowała się uspokoić, jednak nie potrafiła, za bardzo się bała. Nie wiedziała co robić w takiej sytuacji, powinna zachować spokój czy zacząć uciekać?

Za późno było na jakąkolwiek reakcje, poczuła jak ktoś łapie ją za nadgarstek. Wystraszona, odwróciła się, znała go. To ten okropny facet z kawiarni, śledził ją? Czekał aż wyjdzie sama i wtedy mógł ją zaatakować. Zaczęła się szarpać i krzyczeć. Przestraszony mężczyzna, nie chcąc żeby go wydała, zaczął ją dusić. [Reader] była od niego o wiele słabsza, nie mogła mu się wyrwać. Z każdą sekundą czuła jak odpływa, brakowało jej powietrza. Pomocy, potrzebowała pomocy. Czemu nikogo tutaj nie ma?!

Chwyt na jej szyi nagle się rozluźnił. Mężczyzna puścił [Reader], a ta upadła na chodnik i cała spanikowana starała się łapać powietrze. Spojrzała na niego, był tak samo zdziwiony jak ona, nie ruszył się. [Reader] dopiero po chwili zobaczyła, że ktoś za nim stoi.

— Jeśli nie chcesz mieć rozwalonego mózgu, uciekaj.

Znała ten głos, to był Abbacchio. Celował do jej oprawcy z pistoletu, trzymał go zaraz przy jego potylicy. Zrobił jak mu kazał, zaczął biec przed siebie. Abbacchio wycelował pistoletem w górę i po prostu strzelił. [Reader] zadrżała od huku. Kim on jest?

— Ty chyba nie masz szczęścia, dwa razy trafić na tego kretyna?

— Chyba mnie śledził.

— Odprowadzić cię? Może chcesz jechać do szpitala?

— Wszystko jest dobrze, tylko jestem roztrzęsiona.

— Abbacchio, co to za strzały?

— Nie martwcie się, powiedz Bucciaratiemu, że później wrócę — znów na nią spojrzał. — Odprowadzę cię.

Wiedziała, że nie miała nic do gadania, słyszała jego ton głosu. Odprowadzi ją i koniec, kropka. Szli obok siebie, [Reader] nie wiedziała jak zacząć rozmowę, powinna jeszcze raz podziękować? Wolała siedzieć cicho, tak, Abbacchio jej zaimponował, to było naprawdę kochane, że ją uratował, jednak miał przy sobie broń. Najprawdziwszą broń i w tym momencie może strzelić do kogo tylko chce.

Odprowadził ją pod same drzwi, teraz ten przystojniak z bronią znał jej adres, cudownie. Zaczęła szukać swoich kluczy, ale jak na złość gdzieś się zawieruszyły w torbie. W końcu jednak je znalazła, czuła jak drżą jej dłonie, ona cała drżała. Abbacchio pochylił się nad nią, oparł się ręką o jej drzwi. Miał takie piękne oczy...

— Przyda ci się — wcisnął w jej dłoń puszkę z gazem pieprzowym. — A ta kawiarnia jest moją ulubioną, często tam bywam.

Odsunął się. Ostatni raz uśmiechnął się do niej tym delikatnym uśmiechem i odwrócił się. Ruszył korytarzem do wyjścia, zostawiając [Reader] samej ze sobą. Przytuliła prezent od niego, coś czuje, że jutro wybierze się na kawę. 

One Jojo ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz