Anioł[JosephXReader]

670 74 15
                                    

W szpitalu odbywało się piekło. Pielęgniarki i lekarze mieli ręce pełne roboty i nie było czasu nawet, aby się napić wody. [Reader] biegała od pacjenta do pacjenta i upewniała się, że każdy ma to czego potrzebuje. Młodzi chłopcy, którzy ledwo skończyli osiemnaście lat, zostali wysłani na wojnę, a teraz leżeli w szpitalu i walczyli o swoje życia.

Na salę wjechało kolejne łóżko z młodym chłopakiem, który pomimo ran z których obficie krwawił, wyrywał się i nie zamierzał poddać się leczeniu.

— Nic mi nie jest! Dajcie mi dalej walczyć! — krzyczał wściekle. — Tam są moi przyjaciele, nie mogę ich zostawić!

— Będziesz mógł walczyć jak zajmiemy się twoimi ranami — [Reader] przycisnęła go do materaca i zajęła się obmywaniem ran.

— To tylko zadrapania.

— Martwy nikomu nie pomożesz i będziesz tylko ciężarem — [Reader] spojrzała chłopakowi prosto w oczy — a chyba nie chcesz żeby twoi przyjaciele mieli dodatkowe zmartwienia, prawda?

Nic nie powiedział, niezadowolony, że to ona ma rację, po prostu się położył i przestał jej utrudniać pracę. Fakt, przyjeżdżali do nich żołnierze w znacznie gorszym stanie, ale to nie oznaczało, że ma go teraz zostawić.

Twarz miał całą w drobnych rozcięciach, tak samo jak ręce, klatka piersiowa i nogi, to wyglądało jakby każde cięcie było wykonywane małym nożykiem z precyzją chirurga. Do tego chłopakowi brakowało kilku paznokci i miał na ciele wiele siniaków, zgadywała, że był poddawany licznym torturom i został w końcu uwolniony.

Delikatnie obandażowała jego palce, słyszała jak cicho syczał i pomrukiwał z bólu, jednak nic nie powiedział. Dzielnie znosił opatrywanie ran i nie utrudniał tego. Starała się być jak najdelikatniejsza, ale wiele ran było jeszcze świeżych, miała o tyle szczęścia, że chłopak nie miał żadnych zakażeń.

— No i gotowe, było tyle krzyczeć?

— Dziękuję i przepraszam za swoje zachowanie. Mogę poznać twoje imię? Chcę wiedzieć jak nazywa się mój anioł.

— Bardzo zabawne — kolejny zakochany, bo ktoś okazał mu trochę ciepła i opieki — jestem [Reader], a nie żaden anioł.

— Dla mnie nim będziesz już zawsze, nigdy cię nie zapomnę.

Pokręciła głową, ile to razy już coś podobnego słyszała? Już przestała liczyć, bo się w tym gubiła. Za parę dni wyjdzie ze szpitala i wróci na front, zginie w walce lub wróci do swojego rodzinnego domu jak wojna się skończy i o niej zapomni, bo nie będzie miał czasu na rozpamiętywanie bolesnego okresu ze szpitala.

Wstała od jego łóżka, miała jeszcze sporo pracy, cieszyła się, że nic mu nie jest i nie cierpi tak bardzo jak inni. Miał naprawdę wielkie szczęście, że w porę go wyciągnęli z tego okropnego miejsca w którym się znajdował.

— Ja jestem Joseph Joestar! — dodał szybko, zanim zniknęła za zasłoną.

Uśmiechnęła się do niego i zastanawiała się, kiedy zapomni jego imię i ten uroczy uśmiech. Szczerze to nie chciała go zapominać, był jednym z przystojniejszych pacjentów jakimi się opiekowała i jednym z waleczniejszych, nie bał się tylko chciał dalej walczyć, wielu młodym chłopakom entuzjazm spada po zobaczeniu pierwszej śmierci towarzysza. Kiedy poczują ciężar karabinu, Joseph był inny, on wiedział, że ma ważne zadanie i nie może się poddać.

Na salę wjechał kolejny pacjent, dobrze zbudowany blondyn wyrywał się tak samo jak Joseph, kolejny, który nie chciał opuścić swoich towarzyszy.

— Mój przyjaciel tam został! Musicie po niego wrócić, musicie uratować Jojo!

— Spokojnie — [Reader] usiadła obok niego i delikatnie docisnęła go do materaca, on był w jeszcze gorszym stanie, była pewna, że przy siłach trzyma go tylko adrenalina, a kiedy się uspokoi, zaśnie jak dziecko. — Na pewno po niego wrócili, teraz musisz zadbać o siebie, bo nie przeżyjesz.

— Joseph się dla mnie poświęcił, jak mam się uspokoić!?

— Czekaj, czy mówisz o Joestarze?

— Widziałaś go? Co z nim!?

— Caesar, to ty? — Jojo zawołał ze swojego łóżka.

— Jojo! Żyjesz, jak dobrze, że żyjesz!

[Reader] miała problem, aby Caesar spokojnie leżał, nie mogła opatrzeć jego ran, a do tego Joseph wyszedł z łóżka, gdzie powinien z niego nie wstawać i odpoczywać. Chociaż jego rany nie zagrażały jego życiu, powinien się oszczędzać, bo wpędzi się w jakąś chorobę.

— Ty, wracaj do łóżka — wskazała na bruneta — a ty — położyła blondyna — daj o siebie zadbać, jak skończę to przeniosę cię obok Josepha, tylko daj się uratować. Mocno krwawisz.

— Dziękuję — dopiero teraz chłopak opadł na poduszkę — naprawdę dziękuję.

***

[Reader] siedziała w salonie i powoli piła jeszcze gorącą herbatę. Czytała najnowszą gazetę, wojna się skończyła, wszyscy hucznie świętowali, co chwilę wychodzono na ulicę, aby uczcić koniec okropnych czasów. Ona nie miała siły, chociaż nie walczyła na froncie, widziała za dużo zła w szpitalach. Teraz chciała po prostu odpocząć, znów będzie się zajmować kobietami w ciąży i staruszkami, który potrzebują, aby ich nakarmiono. Koniec z widokami odciętych kończyn, licznymi poparzeniami i flakami na ziemi. Jej koszmar w końcu się skończył.

Przypomniała sobie wszystkich swoich pacjentów, którzy uznawali ją za swojego anioła. Była ciekawa czy już o niej zapomnieli, a może właśnie ją wspominają swoim bliskim, może. Nie wiedziała tego, ona na pewno będzie każdego dobrze wspominać, chociaż wielu młodych ludzi straciło życie, dzięki niej i innym lekarzom oraz pielęgniarką, wielu może jeszcze dzisiaj zjeść obiad ze swoimi najbliższymi.

Pukanie do drzwi zaburzyło jej spokojne popołudnie. Odłożyła gazetę i otrzepała swoją spódnicę. Nie czekała na nikogo, jej matka miała przyjechać dopiero za tydzień. Otworzyła nieznajomemu, którego szybko rozpoznała, kto mógł zapomnieć ten czarujący uśmiech?

Joseph Joestar stał przed nią z bukietem kwiatów. Była tak zaskoczona widząc go, że nie wiedziała co powiedzieć.

— Mówiłem, że o tobie nie zapomnę.

— Jojo, ale jak?

— Długo mi to zajęło, ale dzięki znajomością, zdobyłem twój adres. Mogę wejść?

Usunęła się z przejścia i gestem ręki zaprosiła go do środka. Podał jej piękny bukiet, który cudownie pachniał. Szybko znalazła odpowiedni wazon i wsadziła do niego kwiaty. Joseph rozsiadł się wygodnie na kanapie i czekał aż [Reader] skończy oporządzać bukiet.

— Nie spodziewałam się twoich odwiedzin, nie sądziłam, że mówiłeś poważnie.

— Tylko ty trzymałaś mnie przy życiu, chociaż tak wiele razy otarłem się o śmierć. Walczyłem dla ciebie.

— Dla mnie?

Jego słowa były dla niej totalną abstrakcją, ona tylko wykonywała swoje obowiązki, a on... A on teraz tu stał przed nią i chciała rzucić mu się na szyję, szczęśliwa, że żyje. Jego słowa sprawiały, że w środku czuła nieopisane mrowienie, które na swój sposób było przyjemne, czy to były te motyle o których tak dużo się mówi?

— Marzyłem, żeby jeszcze raz cię zobaczyć — podszedł do niej — i zrobić coś na co zabrakło mi odwagi podczas naszego pożegnania.

Nachylił się, a [Reader] się nie odsunęła. Pozwoliła mu się pocałować. Jego szorstkie wargi delikatnie muskały jej. Przysunęła się do niego bliżej i poczuła jak jego ręce oplatają jej talię przez co mrowienie tylko się nasiliło.

— Jesteś moim aniołem, [Reader].

One Jojo ShotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz