Rozdział 45

36 4 0
                                    

LYNETTE

Chyba zepsułam już wszystko, co mogłam i to w taki sposób, że po prostu lepiej się tego spaprać nie dało. Nie mogłam zapomnieć o Nicku i o tym, co wydarzyło się między nami w jego mieszkaniu. Po pierwsze, zachowałam się jak idiotka i za każdym razem, gdy powtórnie analizowałam całe zajście, coraz bardziej to do mnie docierało. Po drugie, płakałam cały weekend. I po trzecie, pogodziłam się już z faktem, że będę musiała zapłacić za swoje życiowe błędy. Wielokrotnie usiłowałam się z nim skontaktować. Dzwoniłam, pisałam, ale to było na nic. Miałam nadzieję, że mu przejdzie, lecz z każdą kolejną milczącą godziną ta wiara ulatniała się kawałek po kawałeczku, aż do ostatniej, cienkiej nitki. Chyba wylądowałam na jego osobistej czarnej liście. Znów byłam nikim, przeciętnym, szarym obywatelem. Wredną szkapą w oczach Nicka oraz cieniaską i nieudacznikiem w oczach całej szkoły. A jeśli chodzi o szkołę, to było jedyne miejsce, w którym ja i on mogliśmy się spotkać. Chciałam z nim porozmawiać i wyjaśnić to nieporozumienie, ale Nick konserwatywnie unikał mojej osoby za każdym razem, jak mijaliśmy się w przejściach. Nawet gdy machałam do niego z drugiego końca korytarza, to udawał, że mnie nie widzi. Raz nawet zdecydowałam się, że będę na niego czekać po lekcjach. Siedziałam na ławce tuż przed wejściem na salę gimnastyczną i odliczałam minuty do końca treningu. Nick punktualnie opuścił salę. Na korytarzu nie było nikogo innego oprócz nas dwojga. Podeszłam do niego uśmiechnięta, wyciągnęłam rękę i powiedziałam nieśmiałe „cześć". Nie jestem w stanie opisać, ile odwagi mnie to kosztowało, a on nawet nie raczył zerknąć mi w oczy. Zignorował mnie, jakbym wyrządziła mu największą krzywdę na świecie, zwyczajnie mnie wyminął i odszedł. Właśnie od tego momentu zdałam sobie sprawę, że to już definitywny koniec. Koniec. I musiałam to zaakceptować.

— Nie martw się. Na pewno jakoś uda ci się go odzyskać. Przecież obiecywałam, że coś wymyślę, tak? — pocieszała mnie Grace, niestety nietrafnie.

— Zapomnij. — Naburmuszyłam się i z trzaskiem zamknęłam podręcznik od biologii, który jeszcze przed sekundą czytałam. — Nick to już przeszłość. Ja i on nigdy nie będziemy razem — zarzekłam takim tonem, jakim wydaje się końcowy wyrok w sądzie.

Grace spojrzała na mnie, jakbym została opętana.

— Chyba zwariowałaś! Co ty w ogóle pleciesz za bzdury? W życiu nie pozwolę ci, żebyś dała sobie z nim spokój. — Wycelowała mi palcem w twarz. — Nie pozwolę, żebyś się poddawała.

— Wiesz co, odwal się ode mnie, dobra? Nie będziesz sterować moim życiem. Ja już podjęłam decyzję. — Wstałam z ławki i zaczęłam iść w stronę łazienki po to, żeby nie musieć z nią rozmawiać. Ostatnio nawet Grace zrobiła się dla mnie o wiele mniej sympatyczniejsza niż była wcześniej.

— Zaczekaj. — Nie odpuszczała. Wstała razem ze mną i podążała jak cień tuż przy moim ramieniu. — Ty po prostu nie potrafisz ocenić tego obiektywnie, ale ja tak i wiem, że istnieje możliwość, żeby go odbić. Przecież to facet. Myśli tylko o jednym, prawda?

— I co z tego? Nie chcę do niego wracać! Nick Mitchels to nie jest chłopak dla mnie. Od samego początku to wiedziałyśmy. Po co więc zagłębiać się w coś, co nie ma najmniejszego sensu?

Otworzyłam drzwi do łazienki i weszłam do środka. Na szczęście nie było tutaj żadnych innych dziewczyn i mogłam histeryzować do woli.

— Tylko ty twierdzisz, że to jest bez sensu. Czemu wszędzie widzisz same negatywy? — Grace puszczały hamulce i poczerwieniała na twarzy jak burak. — Ja uważam, że razem z Nickiem stanowilibyście naprawdę dobraną parę. Pasujecie do siebie.

— Ha. Niby w czym? — wyśmiałam ją. — Spójrz na mnie. Jesteśmy swoimi kompletnymi przeciwieństwami. Różnimy się pod każdym względem. Niech Nick żyje w swoim świecie, a ja swoim i wszyscy będą zadowoleni.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz