Beztroskie inaczej dni ciągnęły się dalej. Teraz było jeszcze gorzej niż przedtem; zanim Reiner odwiedził mnie na jakieś piętnaście minut, po czym wybrał wolność. Gdy na niego czekałam, to przynajmniej wciąż wierzyłam w to, że jeszcze mu na mnie choć odrobinę zależy. W tym momencie nie miałam już żadnych złudzeń i wiedziałam, że tak naprawdę nigdy go nie obchodziłam.
Chciałam na nowo nabrać chęci do życia; odzyskać siłę i energię. Starałam się funkcjonować normalnie, ale była to walka z wiatrakami. Gdybym mogła, to najchętniej przeleżałabym w łóżku cały rok albo zapadła w sen zimowy. Chudłam w oczach i nic nie mogłam na to poradzić. Nadal nie jadałam śniadań. Raz spróbowałam zmusić się do jedzenia. Pomimo braku apetytu wyciągnęłam mleko z lodówki, wlałam je do miski, a następnie wsypałam płatki. Przełknęłam zaledwie trzy niepełne kęsy, a później już tylko niemrawo mieszałam i przebierałam łyżką w mlecznej papce. Każdy mój dzień tak się zaczynał.
Do szkoły przychodziłam jak na ścięcie. Moje nastawienie do ludzi oraz tego miejsca zmieniło się z okropnego na tragiczne i nie do przyjęcia. Inni uczniowie zerkali na mnie jak na dzikuskę; niektórzy patrzyli się z politowaniem. Cóż się dziwić, skoro zwaliłam sobie na głowę tyle gnoju. A w tej szkole niczego nie dało się ukryć; tutaj wszyscy plotkowali. Udawałam, że nie widzę ani nie słyszę tych krzywych spojrzeń i natrętnych szeptów za moimi plecami. Po mojej postawie nie trudno było się domyślić, jak zakończyło się moje pięć minut sławy.
Wszak przestałam o siebie dbać, włosy myłam co parę dni, od stresu całe czoło pokryło mi się trądzikiem i pryszczami, do tego potrafiłam chodzić w tym samym swetrze przez cały tydzień. Dziewczyna, która ma chłopaka, raczej nie powinna się tak zachowywać, prawda? Byłam tak cichociemna, że nawet mnie zaczynało to już dobijać. A wcześniej tryskałam radością, nawet jak dostawałam kolejne jedynki ze sprawdzianów. Taki kontrast musiał świadczyć tylko o jednym. Gdybym była szczęśliwa, nic takiego nie miałoby miejsca.
Czasem zauważałam, jak Grace obserwuje mnie z przeciwnej strony korytarza. Nie doszukiwałam się w tym spojrzeniu jakichś szczególnych przejawów. Nie interesowało mnie to, czy moja była przyjaciółka szczerze mi współczuje, czy może w głębi duszy śmieje się z mojego nieszczęścia. I tak nie miałam zamiaru rozpoczynać z nią konwersacji.
— A gdzie twój książę na białym koniu, co? — zagadała mnie jako pierwsza.
Akurat natknęłyśmy się na siebie w szatni. Stałam przy mojej szafce i ospale wyciągałam z niej podręczniki na lekcje. Nie spodziewałam się, ze Grace podejmie próbę nawiązania ze mną kontaktu... „kontaktu". Odwróciłam się do niej z miną cierpiętnicy.
— Czego chcesz, Grace? — zaskrzeczałam, jakby rozbolało mnie gardło.
— Ej, wyluzuj trochę, nie zamierzam się z ciebie naśmiewać, okej? Pytam z ciekawości. Dawno ze sobą nie gadałyśmy. A ty chodzisz i zachowujesz się, jakby ci ktoś umarł. Coś się stało?
Westchnęłam odrętwiale i skapcaniało. Z hukiem zatrzasnęłam drzwiczki od szafki.
— Nic się nie stało — wydukałam ledwo słyszalnie.
— Taa, jasne, a tak na poważnie? — spytała po raz drugi. Ciągnięcie mnie za język przychodziło jej z taką łatwością. Jakby robiła to już z milion razy i miała to wyćwiczone do perfekcji. Dosłownie jakby przewidywała każde moje następne słowo i dokładnie wiedziała, co powiedzieć.
— Przecież wiesz. — Głośno zazgrzytałam zębami. — Cała szkoła o tym plotkuje. Nie udawaj, że cię to ominęło.
W szkole nie płakałam. A właśnie poczułam, jak jedna z łez przeciska mi się przez kanalik. Zamrugałam kilka razy, żeby pozbyć się tego uczucia.
CZYTASZ
Las Likantropów
Hombres LoboWystarczy jeden wilkołak niepasujący do reszty stada. Młody buntownik o wielkim talencie, ale i o zupełnie innym spojrzeniu na otaczający go świat. Skrzywdzony wilk, którego ciekawość cięgnie poza las. Oraz dziewczyna z rozbitej rodziny. Nieakceptow...