Rozdział 44

33 5 0
                                    

Następny dzień rozpocząłem od polowania na jelenie. Dopiero świtało, więc standardowo musiałem znaleźć sobie zajęcie, zanim nadejdzie zmierzch i pora prawdziwych łowów. Las był dziś wyjątkowo opustoszały, co mocno mnie zdziwiło. Od godziny nie mogłem natrafić na żadne ślady zwierzyny. Musiałem zapuścić się głębiej, w dalsze, rzadziej odwiedzane rejony. Wydawało się, że las stał się ogołocony z całej fauny, zupełnie jakby coś wystraszyło lub przepędziło stąd żywe istoty. Ucichły nawet ptaki. Poruszałem się bezszelestnie i z powściągliwością, bo miałem wrażenie, że nie czaję się już tylko na łanie, ale i również na grasującego nieopodal intruza. Podskoczyła mi adrenalina i jak zwykle cieszyłem się, kiedy działo się coś niepożądanego. Krzaki za moimi plecami zaczęły szeleścić. Szybko obróciłem się w ich kierunku i przyjąłem pewną siebie, bojową postawę. Już pokrótce napastnik wyłonił się zza krzewów, stanął ze mną twarzą w twarz, a ja, zamiast zaatakować go nożem, opuściłem ręce po bokach. To, co skrywało się między drzewami, nie było ani zwierzęciem, ani odmieńcem, ani niczym innym co mogłoby mi zagrozić. Napotkałem na likantropa należącego do mojej watahy, tylko że był on pod postacią ogromnego wilka o rozmiarach zbliżonych do niedźwiedzia grizzly. Patrzył się wprost na mnie mądrymi oczami, w których przeważała nie dzikość, lecz świadomość rozumnej istoty. Wilk zaczął zbliżać się do mnie powolnym, pełnym wdzięku krokiem, machając przy tym głową jak na powitanie. Zachowywał się bardzo sympatycznie, jakby próbował zachęcić mnie, abym i ja podszedł do niego. W jego skórze musiał taić się ktoś, kto dobrze mnie znał. W takim razie z kim miałem teraz przyjemność się widzieć? Najbardziej znane mi do tej pory wilki to kruczoczarny Alfa oraz jasny-podpalany Beta i żaden z nich nie pokrywał się z tym osobnikiem. Wilk, którego spotkałem, miał brązową sierść o kakaowym odcieniu. W pierwszej kolejności przyszedł mi do głowy Kier, mój wilczy brat, a jego kasztanowe włosy były prawie identyczne jak futro tego wilka.

— Kier? — spytałem zdumiały.

Wilk chciał coś odpowiedzieć, oczywiście w swoim wilczym języku. Wyszło z tego specyficzne szczeknięcie. Nic nie zrozumiałem, ale mimo to likantrop wciąż przyjacielsko krążył naprzeciwko mnie.

— Kier, jeśli to ty, to jak udało ci się dokonać przemiany?

Brązowy wilk tym razem nie starał się nic powiedzieć, a zamiast tego zaczął zataczać pełne kółka naokoło mnie, prezentując swój wygląd w całej okazałości. Musiałem przyznać, że Kier lub być może ktoś inny, kto krył się w środku tego wilka, był bardzo dostojny. Chodził z gracją, z wysoko podniesionym łbem. Jak na tak masywne stworzenie jego łapy stąpały po ziemi z niezwykłą delikatnością, w ogóle nie robiąc przy tym hałasu i nie wzniecając w górę drobinek piasku. Długie, gęste, połyskujące futro oplatało szyję niczym grzywa. A jego ogon poczciwie merdał za każdym razem, gdy akurat skrzyżowaliśmy ze sobą nasze spojrzenia.

W końcu jednak wilkowi znudziło się ganiane w kółko i bez wcześniejszego ostrzeżenia energicznie potruchtał w głąb lasu.

— Zaczekaj — krzyknąłem za nim.

Pobiegłem tą samą trasą co on, nie spuszczając z oczu jego ogona. Chciałem, żeby pokazał mi się w swej ludzkiej postaci i żeby ze mną porozmawiał. Być może dałby mi kilka wskazówek albo pomógł w nauce przemiany. Był szybki, o wiele szybszy, niż zwyczajny likantrop, ale chyba właśnie o to mu chodziło, abym podążał za nim, bo co jakiś czas zatrzymywał się i odwracał głowę, sprawdzając, czy nadal go gonię. Po kilkuminutowym wyścigu wilk zaprowadził mnie do wielkiego, błękitnego jeziora. Zaparło mi dech w piersi, kiedy ukazał się przede mną ten piękny krajobraz. Jeszcze nigdy nie zawędrowałem w te części lasu i nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak cudowne widoki znajdują się pod moim nosem. Woda w jeziorze była taka czysta i spokojna. Wilk, za którym tutaj przybiegłem, zaczął wchodzić do zalewu. Obserwowałem, jak miarowo zanurzają się jego łapy, a później cały tułów. Zatopił się aż po szyję i na widoku pozostała tylko jego głowa z wysoko postawionymi uszami. Zatrzymał się kilkanaście metrów od brzegu, odwrócił przodem w moją stronę i patrząc się na mnie tymi ciekawskimi oczami, nakazywał mi, żebym został i poczekał, aż wróci do poprzedniego wcielenia. Nie trudno było zauważyć, że rzeczywiście jest to dopiero początkujący likantrop, jaki dopiero niedawno przyswoił umiejętność przemiany, ponieważ powrót w ludzkie ciało trwał u niego zdecydowanie dłużej niż u zaawansowanych członków Elity. Nie zmieniało to jednak faktu, że mechanizm tego procesu wyglądał fascynująco. Kształt głowy zaczął falować, diametralnie zniekształcając swoją strukturę i stał się wiotki niczym poruszane wiatrem liście. Pysk skurczył się i przybrał formę człowieczego nosa. Uszy opadły i zrosły się linią czaszki. Futro przekształciło się we włosy. W rezultacie dowiedziałem się, kto był tajemniczym właścicielem tego wilka. Ku mojemu zaskoczeniu nie zobaczyłem Kiera, tylko Korę. A jej ciemnobrązowe loki stanowiły idealne odzwierciedlenie maści wilka. Moja koleżanka stała na dnie jeziora, po szyję zakryta wodą. Zerkała na mnie z uśmiechem.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz