Rozdział 8

100 5 1
                                    

Lekcje mijały jedna po drugiej. A podczas przerwy na lunch razem z Grace usiadłyśmy tylko we dwójkę przy jednym ze stolików. Na uboczu, bo raczej starałyśmy się unikać centralnych miejsc z wiadomych przyczyn. Minusów dotyczących naszej stałej lokalizacji było kilka. Strefa outsiderów znajdywała się na samym końcu ogromnej stołówki i trzeba było drałować kilkadziesiąt metrów, żeby się tam dostać. I wady estetyczne. Kto chciałby spożywać jedzenie w miejscu, gdzie stara farba odchodziła od ścian wielkimi płachtami. Sprzątaczkom nawet nie chciało się dokładnie myć podłogi w tym rejonie. A za oknami eksponowały się kontenery na śmieci do recyklingu. My z Grace byłyśmy na to skazane, ale przynajmniej mogłyśmy zjeść kanapki w ciszy i spokoju. Tutaj nawet stoły nie były popisane markerami, bo prawie nikt tu nigdy nie przebywał, z wyjątkiem nas.

Jeśli chodzi o Grace, moja przyjaciółka posiadała swój własny, unikalny styl. Na pierwszy rzut oka szły fioletowe włosy, które sięgały jej aż do pasa. Akurat pasowało to do jej granatowych oczu. Lubiła mocny makijaż, ale nie taki jaki miała Tessa czy jej koleżanki. Grace była buntowniczką z ostrymi jak brzytwa kreskami na powiekach. Usta zawsze malowała tylko ciemnymi pomadkami. Kolczyki na nosie i brwi dodawały jej wulgaryzmu. A czarne ubrania stanowiły nieodłączną część jej ubioru. I ten pokaźny łańcuch, który zawsze miała przyczepiony do spodni. Na dokładkę jej plecy i ramiona były pokryte tatuażami, lecz w szkole normalnie ich nie pokazywała. Mało kto wiedział, że ukrywa je pod bluzą. Ja byłam zaszczycona, kiedy raz w szkolnej toalecie zdjęła koszulkę i będąc w samym staniku, dała mi do oglądnięcia wszystkie jej dziary, jak ona to nazywała. Później wystawiła do mnie język. Na początku myślałam, że zrobiła to złośliwie, ale gdy się przyjrzałam, to zauważyłam, że tam też ma kolczyk. Jak zorientowałam się, o co chodzi, zaczęłam się śmiać, a Grace razem ze mną. I tak się zaprzyjaźniłyśmy. Po prostu czułyśmy, że nadajemy na tych samym falach. Byłyśmy prawie że nierozłączne i byłam pewna, że gdyby nie Grace, nie przetrwałabym w tej zafajdanej szkole ani jednego dnia.

Teraz Grace zapchała sobie całą buzię jedzeniem i nie mogła nic powiedzieć. Za to zrobiła wielkie oczy i żywo zaczęła gestykulować, nakazując mi, żebym się natychmiast odwróciła. Ze zdezorientowanym spojrzeniem popatrzyłam się przez ramię. Początkowo nie zauważyłam nic specjalnego oprócz licealistów siedzących przy stołach i jedzących lunch.

   — Idą ciacha — dopiero teraz sprecyzowała.

I dopiero teraz spostrzegłam grupkę czterech chłopaków z ogromnymi barkami. To byli sportowcy. Najlepsi zawodnicy naszej skromniej, szkolnej ligi koszykarskiej. Przystojni i dobrze zbudowani. Każda dziewczyna wzdychała na ich widok, a oni chodzili po szkole jak prawdziwi królowie. Nic dziwnego, skoro mogli, to cieszyli się sławą. A byli tak nieziemsko wyglądający, że nawet Grace się podobali, choć na pozór kompletnie nie wpasowywali się w jej gusta. Nie mogłam zaprzeczyć, ja też czułam się onieśmielona, kiedy się na nich patrzyłam. Mogłam przyznać się bez bicia, gapiłam się na nich jak każda inna singielka. To, że zaliczałam się do wyrzutków, nie oznaczało, że nie zwracałam uwagi na chłopaków w naszej szkole. Choć praktycznie z żadnym nie rozmawiałam.

   — Nick — ponownie odezwała się Grace.

Tak, miała rację. Nick był najładniejszy z nich wszystkich. I był nawet liderem ich grupy, i rozgrywającym w drużynie. W tym przypadku dziewczęta wręcz kleiły się do niego. Ja też skrycie się w nich podkochiwałam. Był cudowny. Uwielbiałam mu się przyglądać, jak luzacko chodzi po korytarzu, trzymając tę swoją sportową torbę na ramieniu. I jak co jakiś czas nieświadomie przeczesuje palcami włosy. I jak się uśmiecha, a w jego policzkach tworzą się widoczne dołeczki, które tak śmiesznie wyglądają. Och, żałowałam, że nigdy nie będzie mi dane go poznać. Ale nie było szans, żeby Nick zwrócił na mnie uwagę. A nawet jeśli już by to się stało, oczywiście tylko w mojej fantazji, to nie byłoby możliwości, żebym się z nim spotykała. Jak już mówiłam, byłam tutaj nikim. Gdyby ktoś nas razem zobaczył, skończyłoby się na obrzuceniu mnie pomidorami przez całą szkołę. Dlatego Nick, jak i inne rzeczy, pozostawał jedynie jako wytwór mojej wyobraźni.

Grace patrzyła się to na mnie, to na niego siedzącego przy jednym stole ze swoimi kolegami. Płynnie poruszała brwiami na dół i do góry.

   — Przestań — wzburzyłam się, prawie krztusząc się sokiem. — Przecież wiesz, że on jest daleko poza naszym zasięgiem.

Jak dobrze, że nikt tego nie widział i nie słyszał. Grace przygryzła wargę.

   — Pomarzyć przecież można — odgryzła mi się.

Moja koleżanka wyglądała, jakby się rozpływała.

Oczywiście, że było można - nie powiedziałam już tego na głos, ale pomyślałam. Gdyby tylko ona miała świadomość, ile ja razy marzyłam o czymś takim.

***

Razem z Grace udało nam się wytrwać do końca zajęć. Gdy tylko wzięłyśmy z szatni nasze kurtki, czym prędzej chciałyśmy wyjść z tej cholernej, nietolerancyjnej szkoły. Przechodząc przez korytarz, zobaczyłam na jednej z ławek Rebecę. Spędzała czas wspólnie ze swoim chłopakiem, Chrisem. Siedziała mu na kolanach, a on obejmował ją w pasie. Całowali się. Byli ze sobą od kilku miesięcy i z tego co widziałam, prawie na każdej przerwie się obmacywali, a prawie w ogóle nie mieli wstydu. Rebeca założyła dziś na siebie ładną, niebieską sukienkę w białe groszki. Przypominała w niej Calineczkę, z tą swoją słodką buźką i drobnym ciałkiem. Chris drugą ręką próbował wsunąć palce pod materiał jej sukienki. Wywaliłam język z obrzydzenia. Dziwnie się czułam, oglądając moją przyszywaną siostrę w takiej sytuacji. A ona i on byli w siebie tak zapatrzeni, że nawet mnie nie zauważyli, gdy ich mijałam.

   — Czy to była Rebeca? — zapytała mnie Grace.

   — Tak — potwierdziłam ze skwaszoną miną. — Chodźmy stąd byle szybko — dodałam, zakładając czapkę na głowę i wychodząc na zewnątrz.

Cieszyłam się, że mogłam już odhaczyć ten dzień.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz