Rozdział 61

18 2 1
                                    

*** Hej, mam wenę, dlatego wstawiam nowy rozdział już dzisiaj. Ogólnie będę dążyć do tego, żeby rozdziały pojawiały się częściej niż tylko w piątki. Także, żeby nie było zdziwienia.

Pozdrawiam Was i miłego czytania :) ***

Lynette

Zostało pięć minut do końca lekcji. Czułam, że po prostu nie jestem w stanie już dłużej wysiedzieć w ławce. Nosiło mnie tak, że z niecierpliwością skrobałam paznokciem o róg ołówka i tylko wyczekiwałam na punkt godzinę czternastą. 

Fiodor stał przy zielonej tablicy, jak zwykle zgarbiony i zwrócony plecami do całej klasy. Z pulsującą powieką patrzyłam się na niego, jak trzyma kredę w lewej ręce i w żółwim tempie wypisuje kolejną datę. Robił to tak powolnie, że aż miało się wrażenie, jakby czas tutaj płynął inaczej. Już nawet nie miałam siły notować w zeszycie tych jego wypocin. 

Zerknęłam na Grace, która spała z głową podpartą o rękę. Z kącika ust zaczęła spływać jej ślina. Szkoda, bo miałam nadzieję, że może popisałabym z nią sobie na karteczkach, żeby się tak strasznie nie nudzić. Zamiast tego byłam jeszcze bardziej skołowana. Musiałam wziąć uspokajający wdech, a potem długo wypuszczać powietrze z płuc. 

Spojrzałam na tarczę zegara. Pozostała minuta. Wpatrywałam się w sekundową wskazówkę i liczyłam od sześćdziesięciu w dół. W końcu doczekałam się na dzwonek. Aż odsapnęłam z ulgą i biegiem opuściłam salę, zresztą jak wszyscy inni. Po skończonych zajęciach poszłam na chwilę do łazienki, a potem udałam się wprost do szatni. Zdawało mi się, że na korytarzach zrobiło się mało osób, co było dziwne.

— Lynette, musisz to zobaczyć! — To Grace złapała mnie od tyłu za ramiona. O mało co nie krzyknęłam z przerażenia, gdy tak na mnie naskoczyła. Już miałam w planach przywalić jej podręcznikiem od historii, myląc ją z jakimś napastnikiem.

— Co się stało? — spytałam z uniesionymi do góry rękami.

Moja przyjaciółka zachowywała się tak, jakby szkoła zaczęła się palić.

— Chodź. — Wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. — Pokażę ci. Dasz wiarę, że normalnie wszystkie dziewczyny się gapią?!

— Ale o co chodzi? Nawet szafki przez ciebie nie zamknęłam.

— Później to zrobisz, a teraz się skup.

Grace zaciągnęła mnie aż pod drzwi wyjściowe.

— Ciekawe, na jaką szczęściarę czeka? — Zachwycała się Grace.

— Ale kto?

W przejściu zgromadziła się grupka dziewczyn. Szeptały między sobą, uśmiechały się i cały czas wyglądały na zewnątrz, jakby do środka zaraz miała wejść jakaś światowej sławy gwiazda rocka. Dopiero kiedy razem z Grace przecisnęłyśmy się przez tłum tych wszystkich psychofanek, wtedy na własne oczy zobaczyłam, kto tak naprawdę jest tym obiektem zainteresowań. I oniemiałam.

— Reiner? — ledwo co wydusiłam z siebie jego imię, a po tym już kompletnie odebrało mi mowę.

Stał tuż przed wejściem do budynku. Opierał się plecami o ścianę, z jedną nogą zgiętą w kolanie oraz rękami, jak zwykle, włożonymi do kieszeni. Nie mogłam uwierzyć w to, że ma on zaledwie osiemnaście lat, a w porównaniu z innymi mijającymi go nastolatkami sprawiał wrażenie o wiele dojrzalszego. Wyglądał tak charyzmatycznie. I szczerze mówiąc, był naprawdę bardzo przystojny. Żaden z chłopaków, przechodzących teraz obok niego, nie przykuwał mojej uwagi tak jak Reiner. Coś w nim było takiego... takiego nienaśladowczego.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz