Rozdział 69

17 2 0
                                    

Co to był za sen?! Takich rzeczy to nawet w telewizji nigdy nie widziałam. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam.

— Reiner! Reiner... — Przerażona do tego stopnia, że aż nieświadomie zaczęłam wołać jego imię.

Ciężko było mi to wyjaśnić, ale przy nim jakoś zawsze czułam się bezpieczna. Bardzo chciałam poczuć teraz jego obecność. Jego bliskość. Reiner był pierwszą osobą, o jakiej pomyślałam zaraz po przebudzeniu. Reiner to ukojenie. Tylko on byłby w stanie sprawić, żebym przestała się trząść ze strachu.

Szybko jednak przypomniałam sobie, że Reinera już nie ma. I że nie przyjdzie do mnie, nawet jeżeli będę tego śmiertelnie potrzebować.

I nagle wszystkie myśli o koszmarze zniknęły. Cała groza wyparowała, nim w pełni zdążyłam otworzyć oczy i przyzwyczaić wzrok do panującego w moim pokoju półmroku. Lęk przed sennymi marami został całkowicie zdominowany przez rozpacz spowodowaną brakiem Reinera. Mojego przyjaciela, którego w głębi duszy kochałam i o którym nie umiałam zapomnieć. Naprawdę go kochałam. I z każdym kolejnym odosobnionym dniem coraz to bardziej to do mnie docierało. Znowu zaczęłam płakać. Jeszcze się dobrze nie rozbudziłam, a łzy mimo wszystko wyciekły ze mnie jak z mokrej szmatki. Czułam się jak gąbka, nad którą ktoś nieustannie się znęca i na siłę stara się wycisnąć z niej ostatnie krople wody.

Usiadłam na środku łóżka, podkurczyłam nogi, opierając czoło o kolana, i zarzuciłam sobie kołdrę na głowę. Chciałam choć na chwilę odizolować się od zewnętrznego świata. Najlepiej byłoby oddzielić się grubymi ścianami, ale miałam tylko tę kołdrę. Pustka znów dała o sobie znać. Łzy były słone i już przyzwyczaiłam się do ich smaku. Były teraz dla mnie czymś naturalnym, prawie jak powietrze. Siedząc w skulonej pozycji, zaczęłam kołysać się to w przód, to w tył, zupełnie jakbym siedziała w bujanym fotelu. Poświęciłam na to... znaczną ilość czasu.

Gdy zdołałam się już otrząsnąć – otrząsnąć na tyle, aby wstać z łóżka – poszłam do kuchni i zebrałam w sobie wszelkie siły, żeby zrobić konkretnie śniadanie. Przez parę ostatnich dni żywiłam się suchymi płatkami i nawet nie fatygowałam się, żeby wlać mleko do miski. Dziś miałam już tego po dziurki w nosie i zdecydowałam się w końcu zjeść normalny posiłek. Niestety skończyło się to wielką katastrofą, bo kiedy wyjmowałam karton z lodówki, niespodziewanie pudełko wyślizgnęło mi się z rąk i poleciało na podłogę. Mleko się rozlało. Pode mną utworzyła się ogromna biała kałuża.

— Cholera! — krzyknęłam ze złością.

Zrobiła się ze mnie taka niezdara. Praktycznie czego się nie dotknęłam, to lądowało na ziemi... Albo gdzieś indziej, lecz na pewno nie tam, gdzie powinno. Do tego przez cały czas chodziłam roztrzęsiona i znerwicowana, oczywiście wtedy kiedy akurat nie płakałam. A moją głowę zajmował jedynie Reiner i wszystko, co miało z nim jakikolwiek związek. Choćbym nie wiem, jak bardzo pragnęła pozbyć się go z moich wspomnieć, to on i tak zawsze wracał. To straszne, żeby dzień w dzień myśleć o kimś, za kim się tęskni, a kogo nie można zobaczyć. Nie można zobaczyć w prawdziwym świecie, bo kiedy przestawałam się na czymś skupiać, a zaczynałam śnić na jawie, to Reiner pojawiał się obok mnie, ale był tylko wytworem mojej wyobraźni. I ponownie to zrobiłam! Właśnie go „zobaczyłam". Z oka pociekła mi łza. Na szczęście tylko jedna. To nie tak, że nauczyłam się kontrolować płacz, ja po prostu czasem nie miałam już czym płakać. Starałam się zapanować nad swoimi emocjami, ale najwidoczniej nie miałam tak dużej siły woli, bo nic mi z tego nie wychodziło. Tęsknota mnie pokonywała.

Musiałam wytrzeć z podłogi tę mleczną plamę. Dobrze, że przynajmniej macochy nie było w domu, ponieważ za coś takiego z całą pewnością by mnie skarciła. Nawet jeśli był to zwykły wypadek, który teoretycznie mógł przydarzyć się każdemu. A tak swoją drogą to ostatnio Diana także nie była w sosie. Wychodziła do pracy, już będąc wkurzoną, a wracała jeszcze bardziej podminowana. Zachowywała się podobnie do mnie, z tą różnicą, że swój smutek obracała w złość. Co skutkowało tym, że czasami obrywało mi się nawet za nic.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz