Rozdział 60

24 2 0
                                    

Lynette

Co sądziłam o Reinerze...? Sama do końca nie potrafiłam odpowiedzieć sobie na to pytanie. 

On pojawił się tak nagle i niespodzianie. A kiedy myślałam, że nasze drogi już dawno się ze sobą rozeszły, to dziwnym przypadkiem spotkaliśmy się ze sobą na nowo. To wszystko następowało po sobie raptownie, dając mi do zrozumienia, że być może jest to dopiero początek pewnej znajomości. Pomimo tego, że już wcześniej spisałam na straty naszą więź, bo byłam pewna, że już nigdy więcej nie zobaczę Reinera na oczy. Ale skąd mogłabym przypuszczać, że znajdzie mnie on w tak wielkim mieście, jakim jest Stratfort? 

Reiner był zupełnie inny niż reszta ludzi. Nie krytykował, nie oceniał, nie ranił moich uczuć. Ale kim on tak naprawdę był? I jak powinnam go traktować? Dobrze nam się ze sobą rozmawiało, a to u mnie raczej rzadkość. Gdyby nie to, że był taki tajemniczy, to śmiało mogłabym uznać, że dogadujemy się ze sobą jak dwoje najlepszych przyjaciół, którzy znają się od wielu, wielu lat. Szkoda, że pozostawiał on po sobie tyle znaków zapytania. Stanowił dla mnie jedną wielką zagadkę. 

Ale czułam, że jednak coś mnie do niego przyciąga. Czy to była przyjaźń? Niezmiennie i w dalszym ciągu to Grace była mi jedyną najbliższą osobą. Kiedy nie miałam jej przy swoim boku, czułam się samotna jak palec. Dobrze byłoby mieć przyjaciela spoza szkoły. Takiego, który nie widziałby mnie na szkolnym korytarzu podczas przerwy i dzięki temu nie miałby świadomości, na jaką ofermę tam wychodzę. 

Szczerze mówiąc, miałam wielką ochotę zobaczyć się z nim po raz kolejny. Ciekawił mnie. Koniecznie chciałam dowiedzieć się o nim czegoś więcej i po prostu spędzić z nim miło czas. Chciałam dać szansę tej znajomości. A jak dalej się ona rozwinie? To już tylko czas pokaże.

Reiner

Minęła druga noc poszukiwań. I kolejny raz nie przyniosła ona nic owocnego. Powoli traciłem wiarę w to, że kiedykolwiek wykonam tę misję. Przecież się starałem. Obskoczyłem prawie pół miasta i węszyłem dosłownie wszędzie, nie pomijając żadnego zakątka. Co za chorobliwe zajście. Wiedziałem, że jeżeli nie znajdę tego demona i w ostatecznym wypadku wrócę do watahy z pustymi rękami, to najprawdopodobniej będę musiał na zawsze opuścić stado. Alfa mnie wyrzuci, skaże na dożywotnie wypędzenie. Na szczęście jeszcze nie nadszedł czas rozliczeń i wciąż miałem szansę. Liczyłem na to, że odnajdę ciało, zanim Alfa się o mnie upomni. Więc po prostu robiłem swoje, przy okazji starając się jak najmniej myśleć o nieprzyjemnych rzeczach. Może przy następnej nocy los się do mnie uśmiechnie?

Gdy została już ostatnia godzina do nadejścia wschodu słońca, postanowiłem, że odzyskam siły i prześpię się chwilę. Tym razem na nocleg wybrałem sobie dach jednego z budynków. Może nie były to wymarzone warunki, ale przy tak ogromnym zmęczeniu, jakie mi towarzyszyło, nawet twardy beton był jak miękka pościel pachnąca liliami. Przytargałem sobie koc, który znalazłem po drodze, który został przez kogoś wyrzucony na śmietnik. Przynajmniej w taki sposób mogłem udogodnić sobie tę godzinę snu. Dobrze, że Lynette nie miała o niczym pojęcia. Gdyby zobaczyła, że muszę sypiać na dworze w tak paskudnych miejscach, to pewnie nie chciałaby już mieć ze mną nic wspólnego. No, chyba że akurat się myliłem. Wcale nie zdziwiłoby mnie, jakby się okazało, że Lynette posiada jeszcze większe serce, niż mi się wydaje.

Byłem tak wykończony, że usnąłem, jak tylko przymknąłem oczy. Przyśniła mi się Lynette. Ten sen był wyjątkowo przyjemny i spokojny, a nie często mi się to zdarzało. Zazwyczaj czepiały się mnie same zagmatwane koszmary, a tym razem wolały omijać mnie szerokim łukiem. Tej nocy śniłem o tym, jak chodzę po lesie razem z Lynette. Wszędzie było kolorowo, pięknie i rozkosznie. Nie musiałem się niczym przejmować. Nic nam nie groziło. Potrafiłem przemienić się w wilka. Nie wiem, jak tego dokonałem, ale udało mi się to! Byłem wilkiem. Byłem duży, puchaty i chodziłem na czterech łapach. Biegałem wokół Lynette, a ona mnie obserwowała. Podziwiała mnie. Chciała bawić się ze mną jak z psem. Głaskała mnie po łbie, dotykała mojego pyska. Nie obrażała się, kiedy lizałem ją po twarzy mokrym językiem. Śmiała się z tego.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz