Lynette
Theresa "Tessa" Porto.
Jakaż byłam głupia, że postanowiłam przypałętać się na tę świńską popijawę. Choćbym nie wiem, jak bardzo starała się udawać normalną nastolatkę - chodzącą na domówki i bawiącą się ze znajomymi - to i tak zawsze coś lub ktoś musiało mi to uniemożliwić i sprowadzić mnie z powrotem na ziemię. Krystalicznie zimne a zarazem rozżarzone do czerwoności spojrzenie Tessy mówiło mi wprost, że dla mnie impreza ta jest już s k o ń c z o n a!
- Ty... ty... ty skończona ofermo! Ty durna sieroto! Ty życiowa kaleko! - Trzy nieprzeciętne obelgi, jak trzy pociski przebijające moją klatkę piersiową. Zabolało, mimo że byłam na to przygotowana. Tessa wpadła w niemałą histerię. Zaczęła pluć i wyzywać mnie od najgorszych, klnąc przy tym jak szewc. Z każdym następnym wyzwiskiem zbliżała się o krok bliżej. - Ty nic nieznacząca, nędzna, żałosna, warta tyle, co zero...
- Ej, ej, może trochę łagodniej. - Scott stanął w mojej obronie. Wystąpił naprzeciw, ustawiając się między mną a Tessą. Chciałam mu powiedzieć, całkiem szczerze, że naprawdę nie musi tego dla mnie robić, no ale co by to zmieniło? Kości już zostały rzucone.
- Nie dotykaj mnie - żachnęła się i ostentacyjnie zasłoniła się rękami. Scott stanął jak wryty, bez możliwości interwencji. Zacisnął mocno wargi i tylko patrzył się na moją rywalkę ze zdeprymowanym wyrazem twarzy. Dziewczyna nieugięcie zmierzyła go wzrokiem z powątpiewającą miną. Parsknęła. - Widzę. Zwykły przydupas. Pewnie cię przekupiła, żebyś teraz ślęczał tutaj obok niej. Normalne. Kto inny chciałby spędzać czas z tą tandetną maszkarą. - Wskazała na mnie brodą.
Spuściłam wzrok na ziemię. Nie mogłam, nie mogłam się na nią patrzeć, a co dopiero postawić się jej. Czułam się, jakbym miała skrępowane ręce i nogi. Jakby ktoś zakleił mi usta taśmą, a na koniec przywalił w głowę tępym narzędziem i ogłuszył.
- O czym ty w ogóle mówisz? Masz natychmiast...
- Mówiłam, trzymaj łapy przy sobie! - Scott zamierzał coś powiedzieć, lecz Tessa weszła mu w zdanie. Mimo że chłopak wcale nie miał zamiaru jej dotykać, to i tak wszczęła aferę. - Tylko spróbuj mnie tknąć tymi brudnymi łapskami, a policzę się z tobą. Będziesz miał przekichane, rozumiesz? - to ostatnie zdanie wypowiedziała z przebiegłym, lisim uśmieszkiem, a potem zuchwale zatrzepotała długimi rzęsami.
- Właśnie! - Wtem do akcji włączyła się jeszcze jedna dziewczyna. Cassie Miller. Aktualnie najlepsza i najwierniejsza przyjaciółka Theresy. Niska blondynka. Miała na sobie fioletową sukienkę z cekinami i rozcięciem na nogach. Ta kreacja sprawiła, że Cassie wyglądała na jeszcze niższą niż na co dzień. - Nie zbliżaj się do niej. Nie masz prawa. Wszystko będzie nagrane - zagroziła i równocześnie wyciągnęła telefon z torebki. Uniosła rękę do góry, kierując aparatem w całą naszą trójkę. Nie była jedyna. Zauważyłam, że prawie co druga osoba, będąca świadkiem tej przedziwnej konfrontacji, sięga właśnie po komórkę, licząc na to, że uda się uwiecznić prawdziwy skandal. Niektórzy robili to po kryjomu, chowając telefony w rękach albo w kieszeniach, z dyskrecją nakierowując kamerę w naszą stronę. Inni zupełnie na odwrót, bez skrupułów i bez obaw trzymali komórki przed sobą na wyprostowanych łokciach, zachowując się przy tym do czysta bezkarnie, jakby byli na koncercie i kamerowali swojego ulubionego artystę.
Super. Będę mogła w kółko oglądać samą siebie, kiedy film zacznie już krążyć po internecie. Nawet nie chciałam teraz myśleć o tym, jak beznadziejnie i rozpaczliwie wyglądam. Kolana miałam tak roztrzęsione, jakbym stała w tym momencie na cienkiej linie i starała się zachować równowagę. Ledwie co utrzymywałam się na nogach. Cała się zgarbiłam i skuliłam w sobie, jak przestraszony królik. Nie byłam zdolna wydusić z siebie ani słowa. Jeszcze tylko brakowało, żebym się rozbeczała jak owca.
CZYTASZ
Las Likantropów
WerewolfWystarczy jeden wilkołak niepasujący do reszty stada. Młody buntownik o wielkim talencie, ale i o zupełnie innym spojrzeniu na otaczający go świat. Skrzywdzony wilk, którego ciekawość cięgnie poza las. Oraz dziewczyna z rozbitej rodziny. Nieakceptow...