Rozdział 51

30 3 0
                                    

LYNETTE

Tak jak zakładałam, to była ciężka noc. Przez cały czas dręczyły mnie koszmary. Oczywiście wszystkie moje senne mary dotyczyły lasu. Przebywałam tam. Widziałam unoszącą się nad ziemią mgłę. Jak zwykle nie miałam pojęcia, jak znalazłam się w tym miejscu. Pamiętałam tylko to, że okropnie się bałam. Mgła podniosła się do góry, białe obłoki skondensowały się w jednym punkcie i uformowały w kształt przypominający postać, z głową, rękami oraz nogami. Ten mglisty stwór okazał się być wielkim potworem, który zrzucił z siebie gęsty tuman niczym kombinezon, ukazując przede mną swój prawdziwy kolor skóry o czarnym odcieniu. Zawarczał i rzucił się na mnie. 

Wtedy otworzyłam oczy. Obudziłam się, wciąż będąc na parapecie. Zakołysałam się, o mało co nie spadając na podłogę. Jakim cudem udało mi się w ogóle zasnąć w takiej pozycji? Naprawdę byłam aż taka zmęczona? Potrzebowałam kilku sekund, aby pozbierać do kupy wszystkie myśli. Był środek nocy, co oznaczało, że przespałam tak parę dobrych godzin. Nawet nie zdążyłam przebrać się w piżamę. W moim pokoju panował półmrok i jedynym źródłem światła była mała lampka pozostawiona na biurku. Strumień światła padał na otwarty podręcznik, na którym osiadł się kurz. IPad razem z podłączonymi do niego słuchawkami milczał, pewnie się rozładował. Zamiast mojej playlisty słyszałam świszczący wiatr. Deszcz, który był ostatnią rzeczą, jaką widziałam jeszcze przed zaśnięciem, przerodził się w niekontrolowaną ulewę. Po szybie nie spływały już pojedyncze krople. Teraz moje okno wyglądało, jakby ktoś polewał je strażackim szlaufem. Nie miałam już czemu się przyglądać, bo przez ten deszczowy mur i tak nie dało się nic zobaczyć. Nieco się ogarnęłam i położyłam normalnie do łóżka. Zdjęłam jeansy i szczelnie opatuliłam się kołdrą. Dzisiejsza noc była strasznie zimna. Nawet nie chciałam wiedzieć, jaka temperatura musiała być w tym momencie na zewnątrz. Skuliłam się w kłębek i przycisnęłam głowę do poduszki. Słyszałam grzmoty, a co jakiś czas mój pokój rozświetlał się jasnym światłem. Chciałam ponownie zasnąć, bo inaczej zarobiłabym na swoje konto kolejną nieprzespaną i zerwaną nockę. Ten nieregularny sen powoli zaczynał odbijać się na moim zdrowiu. Obawiałam się jednak, że znowu powtórzy się sen o lesie, a to było jeszcze gorsze niż bezsenność i gapienie się w sufit przez całą noc. Miałam dość tych koszmarów i dość tego lasu. Ten stan przechodził już ludzkie pojęcie. Notorycznie wybudzałam się przed świtem tylko dlatego, że coś mnie przeraziło. Coś, co nawet nie istniało. To nie było normalne.

Byłam na tyle zdesperowana brakiem snu i przeklętymi wizjami, że postanowiłam udać się do szkolnego psychologa. A raczej psycholożki, Pani Doktor Sarah Angel. Całkiem spontanicznie zapukałam do jej gabinetu jeszcze przed rozpoczęciem pierwszej lekcji. Jak szybko się przekonałam, była to przemiła kobieta i... o dość sporych krągłościach. Widać było, że lubiła często podjadać, bo na jej biurku walały się pudełka z różnymi rodzajami ciasteczek. Zauważyłam też słoik z żelkami i miseczkę wypełnioną po brzegi czekoladkami z galaretką. Te wszystkie słodkości były przeznaczone dla uczniów, którzy ją odwiedzali, choć ręka Angel praktycznie co chwilę ukradkiem sięgała do łakoci.

— No dobrze, kochanie — powiedziała, strącając sobie z brody okruszki ciastka, które przed sekundą bez żadnego stresu pochłonęła na moim oczach — opowiedz mi w takim razie... — Dyskretnie oblizała sobie opuszki palców. — Co takiego niepokojącego jest w tych rzeczach, jakie cię ostatnio nachodziły?

Pani Angel oparła się łokciami o blat biurka i przybliżyła do mnie. Kołnierzyk jej koszuli był poplamiony czymś słodkim i chyba nawet nie była tego świadoma. Ale nic dziwnego, skoro Sarah tak uwielbiała słodycze. Kolorowe żelki wyglądały przeuroczo i przepysznie. Czułam, jak cieknie mi ślinka na sam ich widok, lecz jednocześnie z powodu nerwów cały brzuch ścisnął mi się kulkę. Akurat w przeciwieństwie do psycholożki należałam do tych osób, które na nerwówkę reagowały brakiem apetytu. Przypuszczałam, że czekoladki smakują wyśmienicie, ale nawet nie byłabym w stanie ich przełknąć, dlatego ramiona trzymałam przyklejone do tułowia.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz