Rozdział 21

62 6 0
                                    

Wspólnie czekaliśmy na Alfę. Kier był niespokojny. Ja zresztą też. Przywódca sam zaproponował spotkanie, lecz w żadnym wypadku nie mogłem poczuć się tak samo, jakbym przebywał z dobrym znajomym z watahy. Alfa nadal pozostawał Alfą w moim mniemaniu. Cały czas obejmował mnie dystans oraz respekt w stosunku do niego.

Bycie najpotężniejszym likantropem w stadzie miało swoje wady i zalety. Poprzez stanie się naczelnym sfory, zyskiwało się większą siłę, w ogólnym tego słowa znaczeniu. Lecz na barki spadała cała odpowiedzialność opieki nad tak ogromną watahą. Było to stałe czuwanie nad wszystkimi członkami, utrzymywanie swojej wilczej rodziny w jednym gronie. Pilnowanie nas i chronienie przed niebezpieczeństwem, o którym często nawet nie mieliśmy pojęcia. Przykładem jest to, co zadziało się ostatnio: Gdyby nie Alfa, Kier z pewnością by mnie zabił.

Co za ironia losu. Teraz Kier miał zostać moim wilczym bratem. Zastanawiałem się, czy może w ten sposób zdołam mu pomóc. Przypuszczałem, że gdy staniemy się już ze sobą połączeni, uda mi się wpłynąć moją mocą na jego słabą stronę i dam radę zapanować nad nim, jeśli przypadkiem ponownie straci panowanie nad sobą. Nie było to łatwe, lecz słyszałem o takich przypadkach. Rytuał jak najbardziej pozwalał dokonywać takich rzeczy na swoim partnerze. Mentalność była bardzo ważna. Mój ojciec zawsze mi powtarzał, że nie siła liczy się najbardziej, a ważniejsza jest psychika.

Słońce było już w zenicie. Wciąż nie widziałem Alfy. A Kier zaczął obgryzać paznokcie z nerwów.

   — Spokojnie. Alfa wcale nie jest taki straszny, jak się wydaje — uspokajałem go, a przy okazji również samego siebie. — Po ostatniej mojej rozmowie z nim miałem wrażenie, jakbym słuchał kogoś mi naprawdę bliskiego.

Kier tylko przytaknął. Zamierzałem coś jeszcze dodać. Ślina sama pchała mi się na język i z powodu tremy czułem ciągłą potrzebę gadania, aby tylko móc zawiesić na czymś myśli. Już chciałem skomentować, jaką piękną mamy dziś pogodę, gdyby nie donośny głos, który usłyszałem za moimi plecami i w ostatniej chwili ugryzłem się w język.

   — Reiner. — Jak zwykłe nie było mowy o pomyłce w odgadnięciu, kto się do mnie zwraca.

Szybko jak piorun, odwróciłem się do niego przodem, wyprostowałem i stanąłem jak na warcie, pokazując posłuszność swojemu przywódcy.

   — Witaj, Alfo, ponownie. Zjawiłem się, tak jak kazałeś. — Lekko się pokłoniłem. Wcześniej byłem w zbyt dużym szoku, by o tym pamiętać, ale formalnie zawsze powinno się pokłonić naszemu władcy. Choć w tym momencie chyba odrobinę przeholowałem z tymi manierami. A kątem oka widziałem, że zdezorientowany Kier robi dokładnie to samo co ja.

   — Dobrze, że już jesteś. Chodź ze mną. Zrobimy sobie mały wypad poza tereny jaskini

Alfa zawahał się i badawczo spojrzał na Kiera, który wydawał się, jakby skrywać za moimi plecami.

   — Ymm, Alfo. — Wyszedłem z inicjatywą i wysunąłem mojego przyjaciela naprzód. — Czy pamiętasz Kiera? Jesteśmy przyjaciółmi. Chcę, żeby udał się dziś razem z nami, ponieważ właśnie przyrzekliśmy sobie, że jesteśmy gotowi, aby zjednoczyć się w rytuale wilczych braci.

W tym momencie Kier dumnie wypiął pierś do przodu i przez chwilę sprawiał wrażenie wyższego ode mnie nawet o kilka centymetrów.

   — Hmm. Rytuał wilczych braci — wspomniał Alfa, drapiąc się po brodzie. — Piękna tradycja praktykowana od najstarszych czasów. Tak rzadko teraz zdarza się spotkać swojego wilczego brata. To wspaniałe uczucie móc jako Alfa uczestniczyć w takiej uroczystości i połączyć krwią dwa likantropy. Z wielką chęcią zgodzę się na rytuał. Bardzo cenię sobie wilczych braci w mojej watasze. — Spodobała mu się nasza decyzja. I to szczególnie. Byłem zadowolony. — Wilczy brat powinien zawsze, gdy tylko się da, towarzyszyć swojemu wybrańcowi. Zatem Ty i Kier wspólnie udacie się dziś ze mną. Nauczycie się przy okazji, jak powinna wyglądać współpraca między wami.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz