Tuż za moimi plecami znajdywała się ściana. Byłam uwięziona między nią a Philem. Prześlizgnęłam się bokiem, mając nadzieję, że cudem uda mi się wybiec z kuchni i jednocześnie uniknąć jego rąk. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, jak ryzykowne i źle wróżące jest to zagranie. I szczerze mówiąc, to nawet przez chwilę nie uwierzyłam w to, że ten manewr mógłby skończyć się powodzeniem. Napastliwa ręka Phila zacisnęła się na moim ramieniu. Mężczyzna boleśnie pociągnął mnie w swoją stronę. Zrobił to tak zaciekle i sadystycznie, że o mały włos nie straciłam równowagi i nie wiele zabrakło, abym już teraz wylądowała mu pod nogami.
— Gdzie leziesz? — zadarł ze mną. — Nie pozwoliłem ci stąd wyjść.
— Puszczaj mnie, zboczeńcu! — warknęłam na niego.
Byłam taka wściekła; tak bardzo go znienawidziłam, że aż nabrałam ochoty, by wgryźć mu się zębami w szyję i rozerwać tętnicę. Gdyby znalazł się on zaledwie kilka centymetrów bliżej, pewnie bym to zrobiła, lecz miałam w tym momencie zbyt mało czasu na reakcję, dlatego wykonałam standardową rzecz i najzwyczajniej w świecie wymierzyłam mu kopnięcie między nogi. Jak się okazało, Phil był na to dobrze przygotowany i, jak typowy facet, zakładał, że spróbuję to zrobić. Gdy tylko zauważył, że coś knuję, w porę zasłonił wrażliwe części ciała. Zamiast w krocze trafiłam go w kolano, co też sprawiło mu spory ból. Nie taki, po którym zgiąłby się w pół i z jękiem zwijał na podłodze, ale przynajmniej na chwilę poluźnił uścisk, tak że mogłam mu się wyrwać. Odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość. Byłam na środku kuchni; drogę do drzwi zagradzał mi stół z rozstawionymi po bokach krzesłami.
— A więc tak chcesz ze mną pogrywać? — powiedział zaczepnie, zastępując mi przejście i całkowicie odcinając mnie od wyjścia. Przy okazji próbował też w ten sposób rozchodzić bolącą nogę.
— Odejdź ode mnie. Nie zbliżaj się. — Teraz pod ręką miałam już jedynie toster. Położyłam na nim obie dłonie, jakbym zamierzała rzucić nim wprost w głowę Phila. — Nie waż się zrobić ani kroku więcej w moją stronę, bo inaczej...
— Bo inaczej co?! — przerwał mi prześmiewczym tonem. — Poskarżysz się swojej macosze? Może mi jeszcze powiesz, że ci w to uwierzy? Ba, że w ogóle będzie chciała cię słuchać. Nie żartuj sobie ze mnie, gówniaro. Kogo ty chcesz okłamać, co?
Zaniemówiłam. Chyba nawet mimowolnie wypuściłam toster z rąk. Czy on naprawdę miał na myśli to, co właśnie usiłował mi wyperswadować?
— No nie patrz się na mnie takim tępym wzrokiem — zaczął żywiołowym tonem. — Poważnie uważasz, że jestem tak głupi albo tak ślepy, że nie widzę tego, co się tutaj dzieje? Jeśli tak, to się mylisz. Ty i Diana możecie mydlić oczy całemu światu, ale nie mnie. Mnie nie da się tak łatwo wykiwać. Doskonale wiem, jaką rolę odgrywasz ty, a jaką Diana. W waszej rodzinie wszystko widać jak na dłoni. Nie musisz tego dłużej przede mną ukrywać. Ja już znam ten wasz sekret. Patologiczna rodzinka, heh — parsknął kpiąco. — Nie strasz mnie Dianą. Nic tym nie wskórasz.
Tak, to był jeden z tych momentów, w których ktoś zadał mi cios w mój najbardziej czuły punkt. Zostawiłam toster w spokoju i opuściłam ręce wzdłuż ciała. Z moich oczu zniknęło przerażenie. Został w nich tylko smutek.
— Co z tego, że Diana mnie nie lubi? Że traktuje mnie... tak jak mnie traktuje? Co powie na sam fakt? Chcesz ją zdradzić? Sądzisz, że ona ci to wybaczy? Wyrzuci cię ze swojego domu na zbity pysk. Wiem o tym. Znam ją dłużej niż ty. Po co ci to? — mówiłam spokojnie. W moim głosie nie było napięcia. Wypowiadałam się tak opanowanym głosem, że aż samą mnie to zadziwiało. Jakbym prowadziła najnormalniejszą rozmowę na świecie, z normalnym człowiekiem.
CZYTASZ
Las Likantropów
WerewolfWystarczy jeden wilkołak niepasujący do reszty stada. Młody buntownik o wielkim talencie, ale i o zupełnie innym spojrzeniu na otaczający go świat. Skrzywdzony wilk, którego ciekawość cięgnie poza las. Oraz dziewczyna z rozbitej rodziny. Nieakceptow...