Rozdział 7

103 4 0
                                    

Po wyjściu z toalety kierowałam się na samą górę, gdzie za chwilę miała rozpocząć się pierwsza lekcja. Wcale nie uśmiechało mi się iść na historię z najbardziej ponurym nauczycielem w całej szkole - Panem Fiodorem. Nie tolerował spóźnień, lecz na moje nieszczęście uzbierałam ich już masę. Wszystkie wpisywał mi do dziennika i to czerwonym długopisem. Dostałam nawet jednoznaczne ostrzeżenie od Pana F, że jeśli jeszcze raz nie przyjdę na zajęcia o właściwym czasie, to będzie mi grozić niezaliczenie przedmiotu. Nie mogłam sobie pozwolić na powtarzanie klasy, dlatego pędziłam po schodach, jakby zależało od tego całe moje życie.

   — Lynette. — Usłyszałam, jak ktoś mnie woła.

Odwróciłam się i zobaczyłam za sobą Grace. Moją jedyną bratnią duszę w tym ośrodku i chyba nawet w całym mieście.

   — Nie śpiesz się tak. Widziałam Fiodora, jak przed chwilą wychodził z nauczycielskiego, a potem poszedł na szkolny parking. Pewnie znowu musi przestawiać auto i zajmie mu to z kilka minut co najmniej.

Zatrzymałam się w połowie schodów. Grace zrównała się ze mną, a ja przytuliłam ją na powitanie. Jak dobrze było przypomnieć sobie jej niski ton głosu i poczuć charakterystyczny zapach szamponu do włosów farbowanych.

   — Śledzisz Fiodora? — spytałam z uśmieszkiem.

   — Zwariowałaś. — Trąciła mnie łokciem. — Unikam go, jak tylko się da. Przez niego nie palę szlugów w zaułku, bo wiem, że jeżeli by mnie przyłapał, to miałabym przerąbane do końca roku — tłumaczyła.

Idąc z Grace ramię w ramię, dotarłyśmy na trzecie piętro. Gdy zadzwonił dzwonek, byłyśmy już pod salą i czekałyśmy na nauczyciela.

   — W ogóle to pisałam do ciebie z rana, a nawet wydzwaniałam ze trzy razy — zaczęła mówić Grace i patrzyła się na mnie z wyrzutem. — Czemu nie odbierasz?

   — Przepraszam. — Rozpięłam plecak, żeby poszukać mojej komórki. Jak zwykle była upchnięta gdzieś na samym dnie. — To przez głośnik. Nie działa już tak, jak powinien i często po prostu go nie słychać. Zwłaszcza w szkole, gdzie jest głośno.

Pokazałam jej mój telefon z rozbitą fest szybką i strasznie obrysowaną obudową. Wyglądał, jakby ktoś znalazł go na śmietnisku ze starymi gratami.

   — Jak możesz chodzić z takim złomem? — oburzyła się Grace. — Nie jesteś w stanie załatwić sobie normalnego telefonu?

Przecząco pokręciłam głową.

   — Skąd niby miałabym wziąć nowy?

   — No nie wiem, na przykład ze sklepu. — Grace podniosła brwi do góry i strzeliła gumą do żucia, którą od samego początku miętoliła w buzi.

Przewróciłam oczami.

   — Taa. — Przestąpiłam z nogi na nogę i obróciłam się do niej bokiem. — Dla ciebie to jest takie łatwe. Wystarczy pójść do sklepu i kupić nowy sprzęt. U mnie to tak fajnie niestety nie wygląda i dobrze o tym wiesz.

Skrzyżowałam ręce na piersi i oparłam się plecami o ścianę.

   — Oj, no weź. — Próbowała objąć mnie ramionami, ale zrobiłam krok w przeciwną stronę. — To tylko kawałek metalu. Przecież wiesz, że nie interesuje mnie to, jaki masz telefon. A dopytuję się tak, bo się po prostu martwię.

Grace patrzyła się na mnie smutnymi oczkami. Nie mogłam być na nią obrażona. Była moją jedyną przyjaciółką i mówiłyśmy sobie prawie o wszystkim. Może Grace czasem sprawiała wrażenie zbyt ciekawskiej i potrafiła być też natrętna, ale poza tym miała dobre serce i za to ją polubiłam. Umiała mnie też pocieszyć.

   — Stawiasz mi dzisiaj lunch w bufecie — zaoponowałam, celując w nią palcem. — W ramach rekompensaty.

   — Nie ma sprawy. — Uśmiechnęła się od ucha do ucha. — Kupię ci nawet muffinkę.

Fiodor właśnie się zjawił. Pod pachą jak zawsze trzymał altówkę. Ściskał ją tak mocno, jakby bał się, że ktoś mu ją wyrwie i ukradnie. Codziennie widywałam go w takiej pozie i jak dotąd nie wiedziałam, czy był to tik nerwowy, czy naprawdę miał ku temu jakieś sensowne powodu. Zgarbiony i z ociężałym krokiem podszedł do drzwi. Zanim je otworzył, omiótł zasępionym wzrokiem wszystkich wyczekujących na niego uczniów i gdy stwierdził, że wszystko jest w porządku, wpuścił nas do środka.

   — Ten facet jest dziwny — szepnęła mi na ucho Grace.

   — No co ty nie powiesz — odpowiedziałam również szeptem, siadając w ławce.

Lekcja się zaczęła. A historia jak to historia powodowała, że prawie zasypiałam na siedząco. Z moją przyjaciółką zajmowałyśmy miejsca w ostatniej ławce przy oknie. Cisza jak makiem zasiał. Na lekcji Fiodora nikt nie odważyłby się nawet kichnąć. Dlatego wszyscy byli milczący jak myszki i słychać było jedynie zgrzyt kredy sunącej po tablicy. Nasz wykładowca chyba robił to specjalnie i tak mocno przyciskał tę białą kredę, że aż uszy bolały. Czasem się nawet zastanawiałam, czy nie zabierać ze sobą zatyczek.

Grace chciała mi coś pilnie przekazać, więc napisała to na karteczce i podała mi ją.

„Źle wyglądasz. Wszystko OK? Jesteś dziś strasznie smutna".

Odczytałam treść i szybko odpisałam pod spodem.

„Nadziałam się dziś rano na Tessę. Przed lekcjami pobiegłam do łazienki, a ona tam była ze swoimi małpami. Przez przypadek w nią przywaliłam, a ona się wściekła i poniżyła mnie jak nigdy".

Oddałam jej liścik. Grace złapała się za głowę, czytając to. Spojrzała mi prosto w oczy i bezgłośnie poruszyła ustami. Z ruchu jej warg domyśliłam się, że mówi coś w rodzaju „tylko nie to".

Koleżanka odwróciła zapisaną kartkę na drugą stronę i dopisała coś jeszcze.

„A to suka. Niech ja ją tylko zobaczę na korytarzu, to nie ręczę za siebie. Kiedyś spotka ją karma za to, co ci zrobiła, zobaczysz. A tak swoją drogą, to idziemy dziś do lasu po szkole?"

Zamyśliłam się chwilę po rozczytaniu tego. Z Grace lubiłam chodzić do lasu. Często to robiłyśmy. Pomimo krążących wokół niego niestworzonych legend, ale o tym później. Chętnie udałabym się tam dzisiaj, ale nie byłam pewna, czy zdążę wtedy wrócić do domu w porę.

Grace mnie szturchnęła, żebym się pospieszyła i dała jakiś odzew, ale wciąż się wahałam i ciężko było mi postanowić. Minęła kolejna chwila, a ja obliczałam w głowie czas co do minuty. Nie byłam orłem z matmy, ale sądziłam, że raczej wyrobię się z obowiązkami, zanim Diana wróci. Grace zabrała mi karteczkę i sama coś do niej dodała.

„TAK czy NIE?"

Wpatrywała się we mnie ze zniecierpliwieniem. Jej sam wyraz twarzy był bardzo przekonujący.

„OK" - odparłam, a raczej też tylko poruszyłam ustami w całkowitej ciszy jak mim. Długopisem wzięłam w kółeczko opcję „TAK" i przekazałam list do Grace. Uśmiechnęła się i mrugnęła do mnie jednym okiem, zupełnie jakby ze mną flirtowała.

Zachciało mi się śmiać, ale powstrzymałam się i zakryłam usta dłonią, bo gdybym zachichotała na lekcji Fiodora, pewnie wyrzuciłby mnie na korytarz. Na dywanik do dyrektora za karygodne wydanie z siebie dźwięku podczas lekcji.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz