Rozdział 16

81 5 0
                                    

   — Tak — zaczął mówić Alfa rzeczowym tonem. — To co tutaj widzicie, to gniazdo demona. Miejsce, gdzie składają swoje larwy. W ten sposób się rozmnażają. Przeklęte samice. Zwykle staramy się eliminować te poczwarki. Gdy tylko odkryjemy gniazdo, niszczymy kokony, zanim dojrzeją i dojdzie do wylęgu. Lecz tym razem nam się nie udało — powiedział z żalem. — Dziwne. Zły zbieg okoliczności. Jest to bardzo niebezpieczne, kiedy przeoczymy takie gniazdo. Oznacza to, że kilkanaście nowonarodzonych stworów lata teraz po lesie. Noworodki bywają bardzo silne i szybkie. Mają mnóstwo zgromadzonej w sobie energii. Walka z nimi nie jest łatwa. Niech to szlag. — Było widać, że jest znacznie zawiedziony tym znaleziskiem.

   — Prze... — „Przepraszam", ktoś chciał powiedzieć, ale nie dokończył.

   — Mów — pozwolił mu Alfa.

Komuś głos drżał.

   — Czy to znaczy, że te nowonarodzone stworzenia są gdzieś tutaj? Teraz?

   — To bardzo prawdopodobne, że mogą być w pobliżu — wyjaśnił bez cienia paniki. — Nie ma złudzeń, że wykluły się niedawno. Może godzinę temu, maksymalnie trzy.

Nasz autorytet jak zawsze zachowywał stoicki spokój. Niestety nikomu z nas nie wychodziło powielenie emocji Alfy. A większość nowicjuszy wyglądała, jakby zaraz dosłownie miała się rozbeczeć i ryczeć wniebogłosy. W głębi duszy też tak się czułem, ale do ostatniej sekundy starałem się nie okazywać uczuć.

   — Wiem, co sobie teraz myślicie — odezwał się do nas ponownie przywódca. — I dobrze myślicie. Owszem, jesteśmy w zagrożeniu. Dlatego chodźcie, za mną.

Likantrop odwrócił się na pięcie i oddalił od gniazda. Wszyscy śledzili go wzrokiem z wielką niecierpliwością.

   — Dalej w las? — padło pytanie.

   — Nie. Pora wracać do domu. Mamy kawałek do przejścia. Jesteśmy daleko poza bezpieczną strefą. Wkrótce zrobi się jasno i misja dobiegnie końca. Jeśli teraz bezpiecznie wrócimy do jaskini, będziecie mogli być z siebie zadowoleni. — Ruszyliśmy na północ, tak jak poprowadził nas Alfa. — I starajcie się nie robić dużego hałasu. Każdy dźwięk ich przyciąga — dodał na koniec.

Tym razem w ogóle się od siebie nie oddalaliśmy. Chyba aż do przesady cisnęliśmy się w zwartej linii, jeden za drugim. Dało się słyszeć głośne oddechy wszystkich uczestników, a niektórym nawet zdarzało się co jakiś czas zgiąć w pół z powodu spontanicznego odruchu wymiotnego, który był spowodowany uprzednim zapachem. Od czasu do czasu silny podmuch wiatru przypominał nam o tym cholerstwie. Wszystko to działało na naszą niekorzyść. Warunek o niehałasowaniu nie został spełniony. Zmęczenie również się do tego nakładało. Szuranie butami o nierówny teren. Trzaski gałęzi. Było nas słychać z każdej strony. A las jakby o wszystkim wiedział i ucichł jeszcze bardziej. Specjalnie, aby łatwiej było nas wytropić. Wcześniej mogłem nasłuchiwać odgłosów nocnych ptaków. Teraz nawet to zapadło w sen. A nawiewający wiatr, choć w dalszym ciągu odczuwalny, stał się zupełnie bezdźwięczny. Sprawiło to, że poczułem ciarki na kręgosłupie. Takiego zjawiska jak dotąd nie widziałem. To nie było normalne.

Ile już tak szliśmy? Godzinę, dziesięć minut? Czas tutaj biegł jakby inaczej. Miałem przeczucie, że coś nas śledzi. Nie mogłem oprzeć się pokusie, żeby nie obejrzeć się przez ramię, za każdym razem, kiedy zrobiło mi się zimno. Lecz nie zobaczyłem nikogo oprócz zwykłych likantropów. Co chwilę ktoś potykał się i upadał. Szelestu i tupotu nie dało się zignorować. A każdy marzył już tylko o jednym. Aby bezpiecznie wrócić do siebie.

Zauważyłem, że jeszcze jedna likantropnka o imieniu Lili, ta, którą odszukał Alfa, wciąż była nieprzytomna. I nadal bezwładnie spoczywała w ramionach swojej przyjaciółki, która chyba była już zmęczona niesieniem jej. Pomyślałem, że mogę ją wyręczyć i przez resztę drogi to ja zajmę się jej koleżanką. Zawróciłem, kierując się na koniec szeregu. Plan jednak nie poszedł po mojej myśli. Kier idący niedaleko mnie, potknął się o wystający korzeń i upadł na glebę, stękając przy tym dojmująco. Znów bardzo niezręczna sytuacja, ale zlekceważyłem Lili, znowu się obróciłem i poszedłem sprawdzić co z przyjacielem.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz