Rozdział 38

45 4 0
                                    

Był niesłychanie szybki i sprawny. Stanowczo zbyt atletyczny w porównaniu ze zwykłymi ludźmi, lecz jednak nie tak wybiegany jak prawdziwy likantrop. Już po kilku sekundach zaciekłego sprintu okazało się, że jestem od niego dużo lepszy i doganiam go z każdym kolejnym skokiem, znacznie skracając dzielącą nas odległość. Ścigaliśmy się środkiem długiej, pustej ulicy z zaparkowanymi samochodami po obu jej stronach. Chłopak nie zamierzał zwalniać, a jego ruchy były strasznie mechaniczne i cały czas przed oczami miałem tył jego pleców, na którym obydwie łopatki chodziły jedna za drugą na przemian w niezmiennym tempie. Wyczuł mnie, gdy byłem już niebezpiecznie blisko niego. Popatrzył się przez ramię, a kiedy przestraszył się tym, że siedzę mu na ogonie, wykonał ostry skręt w lewo, chcąc mnie w ten sposób zmylić. Musiałem gwałtownie zahamować, aż moje podeszwy zapiszczały, sunąc po asfalcie. W tym czasie mój przeciwnik z ponadprzeciętną zwinnością przeskoczył przez całą wysokość stojącego samochodu, a później wzbił się na trzy metry do góry i osiadł na szczycie trzymetrowego mury. Nie oglądając się na mnie, zeskoczył na drugą stronę i zniknął mi z oczu. Ruszyłem za nim, nie dając za wygraną, mimo że udało mu się zyskać nade mną przewagę. Jednym susem pokonałem ogrodzenie. Rozejrzałem się dookoła, szukając biegacza. Widziałem jego dynamicznie poruszającą się sylwetkę, która rwała się do przodu po linii prostej ode mnie i robiła się coraz to mniejsza. Naprawdę zachowywał się tak, jakby od tego, czy mi ucieknie, zależało jego życie. Poznałem się na nim i wiedziałem, że nie zatrzyma się, dopóki nie będzie mieć pewności, że pomyślnie dał radę mnie zgubić. Lecz ja zawziąłem się na niego tak samo jak on na mnie.

   — Zaczekaj! — krzyczałem, ale chłopak całkowicie nie zważał na nic, co mówiłem. — Chcę tylko o coś spytać! Nie uciekaj! 

Przekonywania nic nie wnosiły. Niewyjaśnione było dla mnie, dlaczego on tak śmiertelnie bał się, że coś mu zrobię i za wszelką cenę chciał mnie stracić.

Znów pędziliśmy przed siebie, co było dla mnie pomocne, bo z łatwością mogłem rozpędzić się na dużą prędkość i dobrnąć do likantropa. Zauważyłem, jak ponownie się na mnie obraca, tym razem z mniejszym przekonaniem. Najwidoczniej zrozumiał, że nie ma ze mną szans przy krótkodystansowych potyczkach i postanowił zmienić taktykę. Niespodziewanie wymanewrował w bok i wskoczył na pobliskie rusztowanie. Chłopak górował nade mną tylko w tej jednej kwestii, a mianowicie on dobrze znał to miasto i był nauczony, jak się po nim poruszać, co było widać po wszelkich jego działaniach. Mnie było ciężko odnaleźć się w tej betonowej dżungli, zwłaszcza pierwszego dnia, i każda trudniejsza kombinacja była dla mnie okropnie niedogodna.

Uciekinier wspiął się po szczeblach na najwyższe piętro rusztowania, a następnie rzucił się przestrzeń i wylądował na dachu budynku. Nawet mi przez chwilę odebrało mowę, gdy zobaczyłem ten odważny trik. Lecz na tym się nie skończyło, a młodzieniec kontynuował swoją przeprawę przez kolejne kondygnacje, szybując od jednego budynku do drugiego jak po zwykłych platformach. A każde jego odbicie się, rotacja czy zryw był idealnie wycelowany. Dosłownie śmigał w powietrzu, co było zadziwiające.

Nie wyglądało to na proste, ale stwierdziłem, że powtórzę jego nadzwyczaj pomysłowe zestawienie i jeszcze go złapię. Wbiegłem na rusztowanie i zacząłem wdrapywać się na samą górę. Co prawda nie w tak gładkim stylu jak mój poprzednik, a nawet trochę niezdarnie, bo metalowe krawędzie wyślizgiwały mi się z dłoni. Jak wcześniej wspominałem, poruszanie się tutaj było dla mnie udręką. Byłem kompletnie niezorganizowany oraz nie wiedziałem, w którą stronę iść i czego się chwycić. Dotarłem tylko do połowy konstrukcji i zdecydowałem się opuścić ją już z tej wysokości. Skoczyłem w przód. Od razu zorientowałem się, że za bardzo się pospieszyłem i źle oszacowałem długość. Byłem głupi. Nagle stało się oczywistym, że nie mam się, czego złapać. Uderzyłem plackiem w pionową, betonową ścianę, odbiłem się od niej i jak kamień runąłem kilka metrów w dół.

Las LikantropówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz