🥀~Rozdział 44~🥀

874 42 4
                                    

🥀~Niestosowanie się do zasad i groźba~🥀

Perspektywa Tori

W takich sytuacjach cieszyłam się bardzo, że mam przy sobie Latina. Czułem się przy nim naprawdę bezpiecznie i szybko się uspokajałam w jego ramionach. Tak samo czułam się przy Naomi i Maxie. Stali się moją małą rodziną.

Nabierałam wody, ponieważ Latin mnie o to poprosił, żebyśmy mieli do pukania zębów i na przemycie.

— Mówiłam coś do Ciebie. — syknął ktoś za mną, a ja spięłam się cała. Wiedziałam do kogo należał ten głos.
Odwróciłam się w jej stronę i to był zły pomysł, ponieważ, kiedy tylko to zrobiłam dziewczyna mnie popchnęła do zimnej wody.

Pisnęłam i od razu próbowałam wstać, jednak ktoś mnie przytrzymał, przez co udławiłam się wodą.

— Miałaś się trzymać od niego z daleka. — warknęła.

Próbowałam się wyrwać, ale w odpowiedzi dostałam w policzek, dlatego już nie próbowałam się wydostać.

— Przepraszam... — szepnęłam i spuściłam głowę.

Zaczynało się robić zimno, ponieważ już nadchodził wieczór. Tak strasznie chciałam, żeby ktoś tutaj przyszedł.

— Radze trzymać się zasad, bo inaczej źle się to dla Ciebie skończy. — syknęła.

Pokiwałam szybko głową i wtedy mnie puścili, opadłam znów do wody, a z daleka usłyszałam czyjeś kroki.
Próbowałam się podnieść, jednak nie dawałam rady, zaczęło mi się kręcić w głowie i znów poczułam ucisk w klatce piersiowej...

Perspektywa Latina

Kiedy wracałem do naszego namiotu, dostrzegłem nauczyciela, przez co przyspieszyłem kroku.

— Co się stało? — zapytałem, gdy byłem już na miejscu.

— Dobrze, że jesteś Latin. Tori będzie teraz potrzebować opieki. — wyjaśnił, a ja już czułem jak kolana się pode mną uginają.

— O czym Pan...

— Gdy przechodziłem obok jeziora dostrzegłem ją w wodzie, nie mogła się podnieść. Wiesz już prawie jest wiosna, ale woda nadal jest zimna... Obawiam się, ze przez to mogła się przeziębić. Muszę teraz zadzwonić do jej opiekunów...

— Niech Pan Profesor na razie nie dzwoni. Mój tata jest lekarzem i wiem nie co jak się leczy. Jeśli Tori się nie poprawi wtedy zadzwoni Pan. — powiedziałem, żeby chronić brunetkę.

— Dobrze,przyniosłem już leki. Uważajcie na siebie, dzieciaki. — odparł i odszedł.

Ja od razu wślizgnąłem się do do środka i od razu ujrzałem kruszynkę owiniętą kocem.

Najwidoczniej wyczuła moją obecność, bo otworzyła oczy. Uśmiechnąłem się do niej i dotknąłem jej czoła. Była rozpalona.

— Już dobrze, kruszynko. Zaraz Ci pomogę. — wyznałem, kiedy zauważyłem, że chciała coś powiedzieć.

Zauważyłem koszyczek i od razu zacząłem szukać odpowiednich leków na zbicie gorączki. Złapałem również za termos i podałem brunetce.

— Skarbie wypij to i się położysz. — szepnąłem, gdy widziałem, że nie ma siły na nic.

Tori posłusznie wzięła tabletkę i położyła się, a ja od razu ją przykryłem i położyłem się obok niej.

W tamtej chwili dziękowałem tacie, ze wybrał zawód lekarza. Teraz jego umiejętności bardzo mi się przydadzą...

******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

Kochani chciałabym jeszcze raz bardzo bardzo podziękować za 2 tysiące wyświetleń. Dziękuje wam naprawdę bardzo bardzo mocno. ❤️

"𝐖𝐲𝐭𝐫𝐰𝐚ć 𝐰 𝐛𝐨𝐠𝐚𝐜𝐭𝐰𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz