🥀~Rozdział 76~🥀

729 32 5
                                    

🥀~Spotkanie~🥀

Perspektywa Latina

W końcu po tygodniu moja kruszynka wyszła ze szpitala. Wszyscy się z tego cieszyliśmy, Naomi i Max prawie codziennie nas odwiedzali.

Jednak dzisiaj Tori była nie swoja, nie chodziło tutaj o leki, które brała, tylko o coś innego. Próbowałem zapytać co się dzieje, jednak mnie zbywała. Zaczynało mi się to nie podobać, ale musiałem to uszanować.

Siedziałem na łóżku i bawiłem się telefonem, gdy w drzwiach zobaczyłem kruszynkę.
Miałem ją już zapytać, czy wszystko w porządku, jednak sama podeszła do mnie ze spuszczoną głową, siadając na łóżku.

— Przepraszam..., zachowuje się okropnie wobec Ciebie, a Ty chciałeś mi tylko pomóc. — wyszeptała bawiąc się palcami.

Przyciągnąłem ją do siebie, po czym pocałowałem w czoło.

— Kochanie, nie mam Ci tego za złe. — wyznałem.

— Dzisiaj jest rocznica śmierci moich rodziców. — wyszeptała.

— Chcesz do nich pojechać? — zapytałem.

— Nie mam pojęcia, gdzie są pochowani. Po pogrzebie w kościele..., każdy się rozjechał.

— Mogę to sprawdzić. — powiedziałem i od razu włączyłem komputer.

Po kilku minutach w końcu udało mi się znaleźć. Kruszynka, która opierała się o moje ramię, gwałtownie nabrała powietrza.

— Byli cały czas tutaj? — szepnęła nie dowierzając.

— Chcę jechać? — zapytałem łagodnie, a w odpowiedzi Tori pokiwała swoją głową.

Wziąłem kluczyki i pomogłem brunetce wsiąść do samochodu. Nie byłem pewny, czy powinna już wychodzić z domu, ale znając życie nie umiałbym jej tego zabronić. W końcu to jej rodzice.

Na miejsce dojechaliśmy, po dwudziestu godzinach. Spojrzałem na brunetkę, która patrzyła w stronę cmentarza.

— Wejść z tobą? — zapytałem łapiąc ją za rękę.

— Byłabym bardzo wdzięczna. — wyszeptała.

Razem wysiedliśmy z samochodu, po czym skierowaliśmy się do wejścia. Po drodze kupiliśmy znicze i kwiaty.
Szliśmy w ciszy, jednak całą drogę trzymałem ją za rękę, żeby dodać otuchy. Wiedziałem ile to dla niej znaczy.

Kiedy dotarliśmy, kruszynka lekko się wspięła. Pomogłem jej wsadzić lilię, jak mówiła były to ulubione kwiaty jej mamy.
Zapaliliśmy znicz, po czym stanęliśmy obok siebie.

— Dziękuje, że mi mogłeś znaleźć miejsce, gdzie leżą moi rodzice. — wyszeptała po chwili.

— Nie ma za co, skarbie. — wyznałem i przytuliłem ją do siebie.

— Nie martw cię się, będę się nią opiekować. — powiedziałem w myślach.

Chwilę jeszcze tak postaliśmy, po czym skierowaliśmy się do samochodu.

Wyjechałem z parkingu i skierowałem się do domu, obiecałem sobie, że jak tylko Tori na bierze sił, wezmę ją do restauracji.

Kiedy dotarliśmy już do domu, od razu podałem tabletki mojej kruszynce.
Była już bardziej weselsza, niż rano, z czego naprawdę się cieszyłem.

Uwielbiałem patrzeć jak się uśmiecha i jest szczęśliwa.

*********
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

Kochani bardzo wam dziękuje za tak wspaniałą liczbę wyświetleń. Dziękuje bardzo.
Życzę miłego dnia, popołudnia i nocy. ❤️

"𝐖𝐲𝐭𝐫𝐰𝐚ć 𝐰 𝐛𝐨𝐠𝐚𝐜𝐭𝐰𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz