🥀~Rozdział 37~🥀

931 47 3
                                    

🥀~Namioty~🥀

Perspektywa Latina

Po kilku piosenkach i grach, brunetka usnęła na moim ramieniu, przykryłem ją kocykiem, który miałem w plecaku i oparłem się o siedzenie.
Kątem oka dostrzegłem, że Naomi tak samo usnęła na ramieniu, Maxa.

Wróciłem wzrokiem do kruszynki, która się bardziej przytuliła, zaczęła nierówno oddychać i już wiedziałem, że śni jej się zły sen.

Nie chciałem jej budzić, żeby się nie wystraszyła, dlatego szeptałem do niej i lekko całowałem w głowę i dało to rezultaty, ponieważ już powoli się uspokajała.

W końcu, po ośmiu godzinach jazdy, dotarliśmy na miejsce.
W tym samym momencie, Tori tak samo się obudziła.
Zaczęła przecierać swoje oczy, co w jej wykonaniu było naprawdę urocze.

— Wyspałaś się? — wyznałem z uśmiechem.

— Tak. — szepnęła i od razu dostrzegłem rumieńce.

Zabraliśmy swoje rzeczy i razem z przyjaciółmi podeszliśmy do nauczycieli.

— Dobrze więc, jesteśmy już na miejscu na  pięknym łonie przyrody. Namioty są już dla was przygotowane, żeby nie było tak łatwo zaraz wylosujecie, kto z kim będzie. Może się tak zdarzyć, że w namiocie będzie dziewczyna i chłopak, ale proszę spokojnie tam, bo nie chcemy dowiadywać się, że ktoś jest w ciąży. — wyznał.

Przewróciłem oczami i spojrzałem na przyjaciół, którzy się modlili, żeby wylosować wspólny namiot.

Odruchowo spojrzałem na brunetkę, która lekko się zatrzęsła. Wiedziałem, czego się bała, miałem nadzieję, że trafi na któregoś z nas.

— Więc teraz jak stoicie w parach, jedno z was przyjdzie tutaj i wylosuje osobę. — wyznał Profesor.

— Kto idzie z nas? — zapytałem z lekkim uśmiechem.

— Mi..,mi obojętnie. — szepnęła i zaczęła się bawić palcami.

— Będzie dobrze. — powiedziałem i pocałowałem ją w głowę.

Po chwili usłyszałem pisk Naomi i już wiedziałem, ze są razem. Na drżących nogach dotarłem do pojemniczka z imionami uczniów.
Błagałem w myślach, żeby udało mi się wylosować brunetkę lub normalną osobę.

Wziąłem karteczkę i zacząłem ją otwierać.
Spojrzałem na nią i po chwili szeroko się uśmiechnąłem.

Podszedłem do zestresowanej dziewczyny i mocno ją przytuliłem.

— Nie ma się czego bać, kruszynko. — szepnąłem. — Chyba jesteśmy skazani na siebie.

Brunetka lekko się od chyliła i znów dostrzegłem jej rumieńce.
Wziąłem nasze bagaże, czyli malutką torbę Tori i swoją.

— Dobrze, więc każdy już ma swoją parę. Miłego wypoczynku i prosimy o rozwarzność. — wyznali profesorowie.

Złapałem za dłoń, brunetki i razem szliśmy dróżką, aż dotarliśmy na pole namiotowe.

Nasz namiot miał numer jedenaście, miał kolor pudrowego różu, przez co cicho się zaśmiałem.

— Popatrz twój ulubiony kolor. — odparłem i uśmiechnąłem się.

— Jest śliczny. — odparła radośnie.

Położyłem nasze bagaże, po czym rozsunąłem go, żeby na chwilę go przewietrzyć i później mogliśmy rozpakowywać nasze rzeczy.

Bardzo się cieszyłem, że jestem razem z brunetką, jednak jeszcze nie wiedziałem co przyniesie ten wyjazd...

*******
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo dziękuje za czytanie i dawanie gwiazdek. ❤️

"𝐖𝐲𝐭𝐫𝐰𝐚ć 𝐰 𝐛𝐨𝐠𝐚𝐜𝐭𝐰𝐢𝐞"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz