Orissa
Złotowłosa elfka szła przodem i kręciła przy tym biodrami, jakby kusiła każdym swoim ruchem. Nie zerkała w tył, mimo iż na pewno czuła na sobie nasze spojrzenia. Czułam jak moje ciało raz po raz przechodziły dreszcze, a lekki dotyk elfa przypominał mi, że już nie było jak uciekać. Po kilku metrach marszu przez busz, doszliśmy do wielkiego głazu który obrastał mech, a między nim wyłaniały się różnych kolorów grzyby i kwiaty. Lądowały na nim białe motyle i pszczoły. W kopule nie było dużo owadów, tylko te potrzebne do zapylania, jednak pozbawione były one żądeł. Te, które teraz widziałam przyprawiały mnie o dreszcze, bałam się, że któreś upatrzy sobie mnie na cel. Jedna z pszczół podleciała do Sariusa, który machnięciem ręki odgonił owada, jakby nie mógł mu nic zrobić. Jeden z elfów spojrzał na niego obrzucając oceniającym wzrokiem, co mnie zmroziło.
Elfka przystanęła tuż przed głazem i zatopiła dłonie w mchu, rozsuwając go jak zasłonę. To co ukazało się po drugiej stronie zdezorientowało mnie. Byłam przygotowana zobaczyć szary głaz, jednak teraz wpatrywałam się w kolorową taflę, wyglądającą jak delikatna tkanina, błyszcząca na wszystkie możliwe sposoby każdym z kolorów. Złotowłosa ruszyła przed siebie, zatapiając się w blasku tkaniny i z cichym pluskiem zniknęła nam z oczu. Elfy, które nas prowadziły ruszyły jej śladem. Gdy podeszłam do tkaniny poczułam coś, co w dotyku przypominało zimną i śliską taflę wody, otoczyło moje ciało, a gdy zrobiłam krok w przód, już nie byłam w zielonym lesie. Ten las wydawał się tak nierealny, jakby namalowany przez kogoś, kto widzi więcej niż to co go otacza. Wpatrywałam się w turkusową trawę, w drzewa o pastelowych liściach, połączonych świecącymi lianami, wędrowałam wzrokiem po motylach i świetlikach unoszących się w powietrzu. Szliśmy marmurową drogą, a spomiędzy drzew przyglądały nam się ciekawskie spojrzenia. Otaczały nas elfy różnych maści, widziałam kilka rusałek o jasnych lokach opadających na skąpo ubrane, kształtne ciała, wyginały się w bardzo erotyczne sposoby, zwracając uwagę każdego z chłopaków, przy czym uśmiechały się niewinne. Przełknęłam ślinę i odwróciłam od nich wzrok, nie mogłam uwierzyć, że jakiekolwiek stworzenie może być aż tak pewne siebie.
W końcu znaleźliśmy się przed drzewem, o białych liściach, którego gałęzie opadały do samej ziemi. Gdyby nie kolory tego drzewa, myślałabym, że jest to płacząca wierzba, podobna rosła na moim ogrodzie w kopule, ale była dużo, dużo mniejsza. Elfka idąca na czele naszego pochodu rozsunęła dłonią gałęzie, a do moich uszu dotarła spokojna, a jednocześnie skoczna i szybka melodia. Wkroczyliśmy na coś, co przypominało salę balową, widziałam elfki w długich, pięknych sukniach i elfów w eleganckich tunikach, wyszywanych w najróżniejsze wzory. Rozmawiali, jedli, śmiali się i tańczyli wcale nie zwracając na nas uwagi. Muzyka porywała i zachęcała do tańca, tak silnie, że mimowolnie zaczęłam się lekko kołysać.
- Nie tańcz z nimi.- Usłyszałam szept i trzepot skrzydełek.
Białe stworzonko podleciało do mnie, lądując we włosach tuż przy uchu.
- Jeśli zaczniesz tańczyć, nie uda ci się przestać, aż umrzesz z wycieńczenia.
Wzdrygnęłam się, zaprzestając ruchów. Kilka par oczu zwróciło się w moją stronę uśmiechając się pogardliwie. Spuściłam głowę w dół i wpatrywałam się w czubki moich butów, zerkając co jakiś czas w otaczający mnie krajobraz. Dotarliśmy do kolejnej kotary z gałęzi, a gdy tylko ją przekroczyliśmy muzyka ucichła.
W sali było zdecydowanie mniej tłoczno, chociaż wokół widziałam kilka par, do których moje oczy wędrowały z zaciekawieniem. Widziałam dwie elfki o dość ciemnym odcieniu skóry, jedna miała długie, proste jak druty fioletowe włosy i z rozkoszy zamykała oczy, gdy druga, o ciemnych lokach, całowała ją po szyi. Uciekłam od nich wzrokiem do kolejnej, męskiej pary elfów, którzy pieścili się wodząc językami po smukłych, umięśnionych torsach. Theo z zaciśniętą szczęką też ich obserwował, dziwnie mrużąc oczy i marszcząc czoło. Zaschło mi w gardle na ten widok. Czułam jak pieką mnie poliki.
CZYTASZ
Płomień : Dziedzictwo
FantasyZawsze czuła, że jest stworzona do czegoś więcej. Mimo, iż w Kopule była otoczona kochającą rodziną, przyjaciółmi i spokojem, dusiła się. Marzyła o tym aby wyjść na Zewnątrz, aby zobaczyć prawdziwe niebo, prawdziwe słońce, poczuć ciepło jego promien...